H: Zazwyczaj tak jest, że fotografujący wszelkiej maści tropią
brzydotę okoliczną, obdrapane mury, przeżarte rdzą kraty, złuszczone tablice…
Tak już jest. Piękno brzydoty pociąga. Pokażemy zatem nasze zdjęcia... i zdjęcia moich uczniów (taką zgodę od nich dostałem). Napiszemy też o miejscu, które w sobotę wyrosło
w Suwałkach… o Górze Rowerskiej. Do tego spotkanie z legendami filmu
przyrodniczego w Polsce. Bożena i Jan Walencik w Lofcie się w piątek objawili.
fot. Miłosz, w bramie suwalskiej...
H: Suwałki nam pięknieją. Oczywiście wciąż mamy pastelozę elewacji styropianowych…
ale już jakby nieco subtelniej w tej
materii. Filip Springer zapytany przeze mnie onegdaj o to, jak odbiera Suwałki,
odpowiedział, że nie jest najgorzej… a on wie, co mówi.
Jednak pod taką zadbaną fasadą,
tynkiem i kolorem wciąż można znaleźć znaki upływającego czasu. Destrukty
materii, która przegrywa walkę z czasem.
Kiedyś Piotr Kopciał wydał… Notes. Taki fotograficzny zapis podwórek,
miejsc „zabramowych” przy naszych
najstarszych ulicach. Teraz to już historia historii, ale warto dotrzeć do tej
niepozornej (pozornie) publikacji.
Zaiste
temat suwalskich podwórek ciekawy… dlatego niemal każdy adept sztuki fotograficznej
wcześniej czy później trafi z „Zabramowy Świat”. Trafiliśmy i my.
W swojej szkole (ZST) prowadzę też
zajęcia fotograficzne dla przyszłych techników procesów graficznych, dlatego
wczoraj zabrałem grupę w te stare i niekoniecznie zadbane Suwałki. Miłosz
poszedł z nami.
M: Byliśmy wczoraj w takich miejscach, do których wcześniej nie
zaglądałem. Zupełnie inaczej wygląda to od strony ulicy. Czasem mi się
wydawało, że jestem w innym mieście, bo podobnie było też w Wilnie. Tyle razy
chodziłem ulicą Kościuszki i się nawet nie spodziewałem ile ciekawych miejsc
tam jeszcze jest.
fot. Hubert, część zwartej grupy... która się trochę rozproszyła...
fot. Emilia Życzkowska, drzwi jakie są, każdy widzi...
fot. Miłosz, i takie...
H: Błąkając się z młodzieżą po ulicy Kościuszki z pełną
premedytacją kroki skierowałem na otwarcie sklepu rowerowego (choć „sklep” to
zbyt trywialne określenie w tym konkretnym przypadku) o wdzięcznej nazwie: Góra Rowerska. Gra słów. Tak lubię. Góra Rowelska nam się kłania… kto podjeżdżał ten
wie.
Taki biznes wymyśliła bardzo
ciekawa para. Jacka znam ze szkoły, bo jest absolwentem ZST i choć go nie
uczyłem, to „rzucał mi się w oczy” swoją jakąś taką niebywałą skromnością i wyciszeniem. Zawsze kojarzył mi się będzie
z rowerem i basem… i Basią. Teraz razem kręcą (przynajmniej kilka tematów)…
Ależ wieloznacznie mi wyszło…
Czyli sami swoi w okolicy, bo i
wśród pierwszych klientów mnóstwo starych znajomych się trafiło… a Artur
(rowerzysta i perkusista) został nawet zwycięzcą konkursu (kiedyś robiłem mu drahowy
teledysk… zobacz wizualizację utworu zespołu Drah)
I teraz ciekawostka. Wczoraj w/na Górze Rowerskiej spotkało się przynajmniej czterech zwycięzców.
1. Artur.
Wspominany wyżej 2. Basia, bo wygrała nasze zdjęcie na pokazie filmu (Wy)nurzeni. Ekspedycja wigierska.
3. Paweł (ten gość z kamerą poniżej… o którym pewnie jeszcze nie raz wspomnimy), bo też wygrał nasze zdjęcia
4. Karol, zwany Piątkiem (kolega z czasów harcerskich, a w sklepie był z takim dziwnym psem, co cały czas jakby zdziwiony) też zgarnął onegdaj naszą fotę w konkursie suwalki.info
A ilu pewnie mi mniej znanych zwycięzców (w różnych kategoriach) tam było? Pewnie bez liku.
Taka koniunkcja.
Szczerze kibicuję Górze
Rowerskiej… bo ludzie z pasją zawsze mnie wzruszali. A jaki mają „warsztat”…zobaczcie sami.
fot. Emilia Życzkowska, Paweł zwykle z drugiej strony obiektywu... a tu raptem przyłapany...
fot. Emilia Życzkowska, część asortymentu... i jakiś chętny (na ten asortyment)
H: Młodzież szkolna zwiedzała dalej Suwałki z tej mniej oficjalnej
strony. Przy okazji wielu zobaczyło, że zrobienie zdjęcia to dopiero początek
przygody. Równie ważna jest w moim odczuciu „ciemnia cyfrowa”. Jakub na przykład, zdziwił się nie tylko „zawartością” niektórych
odwiedzonych bram, ale także swoimi możliwościami
technicznej obróbki zdjęcia z telefonu. Kolejny raz potwierdziła się też teza, że
kilka osób z aparatami w tym samym miejscu zrobi różne zdjęcia…
fot. Jakub Jurewicz, "surowe" zdjęcie z telefonu (schody przed Górą Rowerską)
fot. Jakub Jurewicz, te same schody (i zdjęcie) po kilku sugestiach...
fot. Miłosz, w bramie... kałuża...
fot. Hubert, tak kamienicę widziałem ja
fot. Jakub Jurewicz, tak widział bramę wskazaną przez powyższą "strzałkę", trochę PS
fot. Miłosz, tak w bramie odnalazł się autor
fot. Hubert, Miłosz w akcie tworzenia powyższego...
fot. Miłosz, sufit jednej z bram
fot. Emilia Życzkowska, taka brama...
M: Ulicą Kamedulską często chodzę jak idę do babci i już raz nawet
pokazywałem zdjęcie zrobione dla jednego domu. Wtedy robiłem zdjęcie telefonem.
Teraz też sfotografowałem ten sam, ale też inne rzeczy. Zobaczyłem na przykład
liść dębu jak sobie leżał na chodniku. Taty uczniowie też robili zdjęcia i
każdego coś innego ciekawiło.
fot. Miłosz, liście jesienne na przedwiośniu... na chodniku
fot. Miłosz, w bramie...dwoje
fot. Miłosz, i trzy...
fot. Miłosz, taki kolor...
fot. Miłosz, płot niekompletny...
fot. Miłosz, między domami...
fot. Hubert, schody spękane...
fot. Miłosz, pustostan, okna z widokiem na... blachę
fot. Miłosz, okna z widokiem... i bez widoku
fot. Miłosz, pod balkonem...
H: Umiejętność odpowiedniego przetworzenia zdjęcia jest „warsztatem”. Do wyćwiczenia… ale nie wszystko da się wyćwiczyć. Trzeba także mieć naturalne predyspozycje* (gwiazdka, bo zdanie przyda się jeszcze poniżej).
„Warsztatem” jest także
umiejętność tworzenia filmu przyrodniczego z zacięciem fabularnym. Takie
nawiązanie, bo w piątek byliśmy z
Miłoszem na spotkaniu z Bożeną Janem Walencikiem. Kto widział filmy: Saga prastarej puszczy, Tętno pierwotnej
puszczy, Tajemnice przyrody czy nawet ostatnio pokazywane Królestwo (a tam było dużo ujęć tych
Państwa)… ten wie, że warto było być. Warto było posłuchać i zobaczyć. Jan
Walencik przez lata stworzył taki „warsztat”, że można patrzeć z rozdziawioną
gębą na wytwory i narzędzia. Ależ technicznie się zrobiło… ale… zobacz powyżej zdanie z gwiazdką.
Jan Walencik, podczas prezentacji
albumu, wyraźnie zaznaczył, że część zdjęć robił z wykorzystaniem oswojonych
zwierząt. Innej możliwości nie ma w przypadku fabularyzowania akcji. Mówimy tu
zatem o pewnego rodzaju umowności, ale dzięki temu możemy zobaczyć zwierzęta z
bardzo bliska. W naturze (tej dzikiej) raczej niemożliwe.
Po spotkaniu wywiązała się taka
mała dyskusja i padło kilka argumentów, które mnie przekonują. Czasem lepiej
zrobić zdjęcia z oswojonymi zwierzakami, bo wtargnięcie w ich naturalne
środowisko może czasem doprowadzić do tragedii… porzucenia młodych, przerwania tokowiska etc.
etc. A o tym już chyba kiedyś pisaliśmy…
M: Pan Wojtek przedstawił nas panu Janowi. Okazało się, że widział nasze
prace i nawet tata o czymś usłyszał, ale mam o tym nie pisać na razie, bo nie wiadomo
jak wyjdzie.
H: Po czym poznaję, że zdjęcie lub film mieści się w kategorii: „bardzo
dobry”? Jak patrzę i przestaję myśleć o „warsztacie”, zapominam „myśleć” jak to jest zrobione. I takie stany osiągam przez Jana Walencika. A prezentowany album Saga prastarej puszczy. Opowieść filmowa robi wrażenie... nie tylko jakością, ale także ilością zdjęć zamkniętych w 6. kilogramach. Autorzy stworzyli album filmowy. Takie zestawienie. Zobaczcie zapowiedź (i rewelacyjne ujęcia) - kliknij żeby zobaczyć zwiastun
M: Jak byliśmy w Białowieży, to zastanowiło mnie zachowanie rysia, który w klatce cały czas patrzył w jeden punkt. Zostałem trochę dłużej i udało mi się zrobić zdjęcia jak skacze na jakąś mysz. Szkoda, że to wszystko było w klatce.
fot. Miłosz, takie naturalne zachowanie rysia w nienaturalnym miejscu. Instynkt łowcy jednak wciąż jest... a zrobić coś takiego w naturze... marzenie, ale chyba ściętej głowy...
H: We wstępie obiecałem "zakluczanie" dzikich gęsi... bo dziś pojechaliśmy w miejsce, w którym rok temu fotografowaliśmy
potężne stado tych ptaków. Udało się nam nawet nagrać wtedy trochę filmu… tak na
dziko. Nie wiem skąd takie przekonanie, że znowu uda nam się zaobserwować to
fenomenalne zjawisko… a jak się okazało, chyba niepowtarzalne. Na trasie
minęliśmy kilka żurawi i spory klucz gęsi… i to wszystko co zobaczyliśmy.
fot. Agnieszka, dzisiejsze gęsi w przelocie
fot. Agnieszka, dzisiejsze żurawie przydrożne...
H: Nie udało nam się zrobić dziś filmu, a dawno nasz youtubowy kanał nie był aktualizowany... dlatego prezentujemy kolejny raz materiał filmowy o gęsiach sprzed roku… ale po
kilku modyfikacjach… tak żeby zachwyt (nasz) trwał 80 sekund. Taka koncepcja
przecież.
Gęsiego roku. w80 seknd
realizacja: my
H: Zastanawiałem się jak zakończyć ten wpis i tak wymyśliłem
(zakończenie jak widzicie ewidentnie „siłowe”): Zima się kończy. Lód się kończy. Taki znikający
i czarny jakiś.
fot. Hubert, cała seria...
fot. Miłosz... a może jednak nie taki czarny ten lód...
H: W tamtym roku już lodu o tej porze nie było... ale były gęsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz