niedziela, 12 marca 2017

O pięknie brzydoty w bramach suwalskich, o Górze Rowerskiej, Janie Walenciku, umiejętnościach warsztatowych i czarnym lodzie… a gęsi „zakluczają” temat.



H: Zazwyczaj tak jest, że fotografujący wszelkiej maści tropią brzydotę okoliczną, obdrapane mury, przeżarte rdzą kraty, złuszczone tablice… Tak już jest. Piękno brzydoty pociąga. Pokażemy zatem nasze zdjęcia... i zdjęcia moich uczniów (taką zgodę od nich dostałem). Napiszemy też o miejscu, które w sobotę wyrosło w Suwałkach… o Górze Rowerskiej. Do tego spotkanie z legendami filmu przyrodniczego w Polsce. Bożena i Jan Walencik w Lofcie się w piątek objawili. 

fot. Miłosz, w bramie suwalskiej...


H: Suwałki nam pięknieją. Oczywiście wciąż mamy pastelozę elewacji styropianowych… ale już jakby nieco subtelniej w  tej materii. Filip Springer zapytany przeze mnie onegdaj o to, jak odbiera Suwałki, odpowiedział, że nie jest najgorzej… a on wie, co mówi.

Jednak pod taką zadbaną fasadą, tynkiem i kolorem wciąż można znaleźć znaki upływającego czasu. Destrukty materii, która przegrywa walkę z czasem.

Kiedyś Piotr Kopciał wydał… Notes. Taki fotograficzny zapis podwórek, miejsc „zabramowych”  przy naszych najstarszych ulicach. Teraz to już historia historii, ale warto dotrzeć do tej niepozornej (pozornie) publikacji.   

Zaiste temat suwalskich podwórek ciekawy… dlatego niemal każdy adept sztuki fotograficznej wcześniej czy później trafi z „Zabramowy Świat”. Trafiliśmy i my.
W swojej szkole (ZST) prowadzę też zajęcia fotograficzne dla przyszłych techników procesów graficznych, dlatego wczoraj zabrałem grupę w te stare i niekoniecznie zadbane Suwałki. Miłosz poszedł z nami.

M: Byliśmy wczoraj w takich miejscach, do których wcześniej nie zaglądałem. Zupełnie inaczej wygląda to od strony ulicy. Czasem mi się wydawało, że jestem w innym mieście, bo podobnie było też w Wilnie. Tyle razy chodziłem ulicą Kościuszki i się nawet nie spodziewałem ile ciekawych miejsc tam jeszcze jest. 

fot. Hubert, część zwartej grupy... która się trochę rozproszyła...


fot. Emilia Życzkowska, drzwi jakie są, każdy widzi...

fot. Miłosz, i takie...


H: Błąkając się z młodzieżą po ulicy Kościuszki z pełną premedytacją kroki skierowałem na otwarcie sklepu rowerowego (choć „sklep” to zbyt trywialne określenie w tym konkretnym przypadku) o wdzięcznej nazwie: Góra Rowerska. Gra słów. Tak lubię. Góra Rowelska nam się kłania… kto podjeżdżał ten wie.

Taki biznes wymyśliła bardzo ciekawa para. Jacka znam ze szkoły, bo jest absolwentem ZST i choć go nie uczyłem, to „rzucał mi się w oczy” swoją jakąś taką niebywałą skromnością  i wyciszeniem. Zawsze kojarzył mi się będzie z rowerem i basem… i Basią. Teraz razem kręcą (przynajmniej kilka tematów)… Ależ wieloznacznie mi wyszło… 

Czyli sami swoi w okolicy, bo i wśród pierwszych klientów mnóstwo starych znajomych się trafiło… a Artur (rowerzysta i perkusista) został nawet zwycięzcą konkursu (kiedyś robiłem mu drahowy teledysk… zobacz  wizualizację utworu  zespołu Drah)

I teraz ciekawostka. Wczoraj w/na Górze Rowerskiej spotkało się przynajmniej czterech zwycięzców.
1.       Artur. Wspominany wyżej 
2.       Basia, bo  wygrała nasze zdjęcie na pokazie filmu (Wy)nurzeni. Ekspedycja wigierska. 
3.       Paweł (ten gość z kamerą poniżej… o którym pewnie jeszcze nie raz wspomnimy), bo też wygrał nasze zdjęcia
4.       Karol, zwany Piątkiem (kolega z czasów harcerskich, a w sklepie był z takim dziwnym psem, co cały czas jakby zdziwiony) też zgarnął onegdaj naszą fotę w konkursie suwalki.info

A ilu pewnie mi mniej znanych zwycięzców (w różnych kategoriach) tam było? Pewnie bez liku.
Taka koniunkcja.  

Szczerze kibicuję Górze Rowerskiej… bo ludzie z pasją zawsze mnie wzruszali. A jaki mają „warsztat”…zobaczcie sami.

fot. Emilia Życzkowska, Paweł zwykle z drugiej strony obiektywu... a tu raptem przyłapany...

fot. Emilia Życzkowska, część asortymentu... i jakiś chętny (na ten asortyment)
 
H: Młodzież szkolna zwiedzała dalej Suwałki z tej mniej oficjalnej strony. Przy okazji wielu zobaczyło, że zrobienie zdjęcia to dopiero początek przygody. Równie ważna jest w moim odczuciu „ciemnia cyfrowa”. Jakub na przykład,  zdziwił się nie tylko „zawartością” niektórych odwiedzonych bram, ale także swoimi możliwościami technicznej obróbki zdjęcia z telefonu. Kolejny raz potwierdziła się też teza, że kilka osób z aparatami w tym samym miejscu zrobi różne zdjęcia… 

fot.  Jakub Jurewicz, "surowe" zdjęcie z telefonu (schody przed Górą Rowerską)
 

fot. Jakub Jurewicz, te same schody (i zdjęcie) po kilku sugestiach... 

fot. Miłosz, w bramie... kałuża...

fot. Hubert, tak kamienicę widziałem ja
  

fot. Jakub Jurewicz, tak widział bramę wskazaną przez powyższą "strzałkę", trochę PS
  

fot. Miłosz,  tak w bramie odnalazł się autor

fot. Hubert, Miłosz w akcie tworzenia powyższego...
 

fot. Miłosz, sufit jednej z bram

fot. Emilia Życzkowska, taka brama...

M: Ulicą Kamedulską często chodzę jak idę do babci i już raz nawet pokazywałem zdjęcie zrobione dla jednego domu. Wtedy robiłem zdjęcie telefonem. Teraz też sfotografowałem ten sam, ale też inne rzeczy. Zobaczyłem na przykład liść dębu jak sobie leżał na chodniku. Taty uczniowie też robili zdjęcia i każdego coś innego ciekawiło. 

fot. Miłosz, liście jesienne na przedwiośniu... na chodniku

fot. Miłosz, w bramie...dwoje
 

fot. Miłosz, i trzy...
 

fot. Miłosz, taki kolor...
 


fot. Miłosz, płot niekompletny...
 

fot. Miłosz, między domami...
 

fot. Hubert, schody spękane...
 

fot. Miłosz, pustostan, okna z widokiem na... blachę
 

fot. Miłosz, okna z widokiem... i bez widoku

 fot. Miłosz, pod balkonem...

fot. Hubert, a ulica Kościuszki z góry kilka lat temu wyglądała tak (zdjęcie z paralotni)


H: Umiejętność odpowiedniego przetworzenia zdjęcia jest „warsztatem”. Do wyćwiczenia… ale nie wszystko da się wyćwiczyć. Trzeba także mieć naturalne predyspozycje* (gwiazdka, bo zdanie przyda się jeszcze poniżej).
„Warsztatem” jest także umiejętność tworzenia filmu przyrodniczego z zacięciem fabularnym. Takie nawiązanie, bo w  piątek byliśmy z Miłoszem na spotkaniu z Bożeną Janem Walencikiem. Kto widział filmy: Saga prastarej puszczy, Tętno pierwotnej puszczy, Tajemnice przyrody czy nawet ostatnio pokazywane Królestwo (a tam było dużo ujęć tych Państwa)… ten wie, że warto było być. Warto było posłuchać i zobaczyć. Jan Walencik przez lata stworzył taki „warsztat”, że można patrzeć z rozdziawioną gębą na wytwory i narzędzia. Ależ technicznie się zrobiło… ale…  zobacz powyżej zdanie z gwiazdką.

Jan Walencik, podczas prezentacji albumu, wyraźnie zaznaczył, że część zdjęć robił z wykorzystaniem oswojonych zwierząt. Innej możliwości nie ma w przypadku fabularyzowania akcji. Mówimy tu zatem o pewnego rodzaju umowności, ale dzięki temu możemy zobaczyć zwierzęta z bardzo bliska. W naturze (tej dzikiej) raczej niemożliwe.

Po spotkaniu wywiązała się taka mała dyskusja i padło kilka argumentów, które mnie przekonują. Czasem lepiej zrobić zdjęcia z oswojonymi zwierzakami, bo wtargnięcie w ich naturalne środowisko może czasem doprowadzić do tragedii…  porzucenia młodych, przerwania tokowiska etc. etc. A o tym już chyba kiedyś pisaliśmy…

M: Pan Wojtek przedstawił nas panu Janowi. Okazało się, że widział nasze prace i nawet tata o czymś usłyszał, ale mam o tym nie pisać na razie, bo nie wiadomo jak wyjdzie.

H: Po czym poznaję, że zdjęcie lub film mieści się w kategorii: „bardzo dobry”? Jak patrzę i przestaję myśleć o „warsztacie”, zapominam  „myśleć” jak to jest zrobione. I takie stany osiągam  przez Jana Walencika. A prezentowany album Saga prastarej puszczy. Opowieść filmowa  robi wrażenie... nie tylko jakością, ale także ilością zdjęć zamkniętych w  6. kilogramach. Autorzy stworzyli album filmowy. Takie zestawienie. Zobaczcie zapowiedź  (i rewelacyjne ujęcia)  - kliknij żeby zobaczyć zwiastun

M: Jak byliśmy w Białowieży, to zastanowiło mnie zachowanie rysia, który w klatce cały czas patrzył w jeden punkt. Zostałem trochę dłużej i udało mi się zrobić zdjęcia jak skacze na jakąś mysz. Szkoda, że to wszystko było w klatce.

fot. Miłosz, takie naturalne zachowanie rysia w nienaturalnym miejscu. Instynkt łowcy jednak wciąż jest... a zrobić coś takiego w naturze... marzenie, ale chyba ściętej głowy...


H: We wstępie obiecałem "zakluczanie" dzikich gęsi... bo dziś pojechaliśmy w miejsce, w którym rok temu fotografowaliśmy potężne stado tych ptaków. Udało się nam nawet nagrać wtedy trochę filmu… tak na dziko. Nie wiem skąd takie przekonanie, że znowu uda nam się zaobserwować to fenomenalne zjawisko… a jak się okazało, chyba niepowtarzalne. Na trasie minęliśmy kilka żurawi i spory klucz gęsi… i to wszystko co zobaczyliśmy. 

fot. Agnieszka, dzisiejsze gęsi w przelocie 

fot. Agnieszka, dzisiejsze żurawie przydrożne...
 


H: Nie udało nam się zrobić dziś filmu, a dawno nasz youtubowy kanał nie był aktualizowany... dlatego prezentujemy kolejny raz  materiał filmowy o gęsiach sprzed roku… ale po kilku modyfikacjach… tak żeby zachwyt (nasz) trwał 80 sekund. Taka koncepcja przecież.

Gęsiego roku. w80 seknd
realizacja: my


H: Zastanawiałem się jak zakończyć ten wpis i tak wymyśliłem (zakończenie jak widzicie ewidentnie „siłowe”): Zima się kończy. Lód się kończy. Taki znikający i czarny jakiś. 

fot. Hubert, cała seria...



 

fot. Miłosz... a może jednak nie taki czarny ten lód...
 

H: W tamtym roku już lodu o tej porze nie było... ale były gęsi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz