H: Człowiek musi zwizualizować
istotę boskości. Tak już ma i to od czasów, kiedy boskość zagościła w jego
świadomości. Dziś zatem skoncentrujemy
się na pokazaniu pokazania sfery sacrum… choć odważni tylko taką próbę
podejmują (ja bym się bał, że nie udźwignę). Dziś odwiedziliśmy Sejny, a właściwie
Renię, która wyspecjalizowała się w pisaniu ikon (bo ikony się pisze, a nie
maluje). Ale to po południu, bo wcześniej odwiedziliśmy Święte Miejsce nad
Rospudą. Związki zaraz wykażemy.
fot. Hubert, pisanie ikon... sacrum uchwycone (ReniaGniady.craft)
H: Pojawiła się taka myśl, żeby
usankcjonować nasze pokazywanie osób związanych z szeroko rozumianą Suwalszczyzną.
Wokół nas jest tylu ciekawych ludzi (tak jak już onegdaj pisaliśmy o Piotrze z OTAKO zobacz wpis i filmik)… że tak właściwie to cały blog mógłby
dotyczyć takich prezentacji. Taki cykl zatem się nam szykuje: „TuBylcy” i w
ramach tego cyklu będziemy prezentowali ciekawych (i mocno niespokojnych) ludzi z tej ziemi. Ale to jeszcze za chwilę.
M: Byliśmy dziś nad Rospudą i
szukaliśmy różnych tematów. Tata z mamą więcej chodzili koło takiej małej
kapliczki, a ja biegałem za ptakami. Kilka udało mi się sfotografować.
fot. Miłosz, pełzacz w gęstwinie...
fot. Miłosz, sikorka... ale która?
fot. Miłosz... jednak nad Rospudą
fot. Miłosz, taki porost z czerwoną końcówką...
fot. Hubert, to co powyżej w trakcie (poniżej)
H: Przed południem odwiedziliśmy
miejsce, które już z nazwy jest święte, bo to Święte Miejsce nad Rospudą.
Trochę legend tam się skomasowało. Mamy tu wątek jaćwieski i drużynę Skomęta,
która w tym miejscu ponoć chrzest przyjęła, a postawiony wtedy krzyż był
potem wrzucany (zapewne przez tych, co chrztu nie uznali) do Rospudy. Krzyż jednak cudownie
wracał pod prąd. Później Matka Boża
ratowała miejscowych od najazdu Tatarów, albo powstańców styczniowych przed
Rosjanami (w zależności od wersji).
Ostatnia legenda wiąże się poniekąd z naszą późniejszą wizytą w Sejnach. Ponoć Bohdan Hrynkowicz Wołłowicz (w XVI w.) kazał wybudować tu cerkiewkę, której miał patronować Jan Chrzciciel. A jaki związek z ikonopisaniem Reni? Ano taki, że zobaczyliśmy żywot Jana Chrzciciela na jednej z ikon (co można zobaczyć także na filmie poniżej linkowanym) i do tego miejsce kultu (na początku) prawosławnego.
fot. Hubert, a tu taka wizualizacja... kierunkowskaz "się obluzował" i wyraźnie wskazuje gdzie jest Święte Miejsce (tylko 1400 m)
fot. Hubert, Jałówka płynie czasem w odwrotnym kierunku... a ta konstrukcja betonowa świadczy o próbie sterowania "cudem"
fot. Miłosz, nad Jałówką taki metalowy znacznik z Janem Chrzcicielem... Jałówka jak Jordan...
fot. Hubert, tu jednak klasycznie drąg z prądem... ale przyhamowywany lekko przez most
fot. Agnieszka, Hania tropi wiosnę
fot. Agnieszka, a wiosna jakaś taka niemrawa... i skulona
H: Wersja prawosławna legendy
Świętego Miejsca ma jakieś uzasadnienie w poczynaniach ludności miejscowej (wszak
nie prawosławnej), która rokrocznie 24 czerwca przybywa tu na modlitwy i pławi się w rzece Jałówce. A rzeka nie byle
jaka, bo potrafi ona płynąć w dwóch kierunkach (w zależności od stanu wody w
Rospudzie lub w jeziorze Jałowym).
O sile tego miejsca świadczą
liczne wota, które obejrzeć można w kapliczce. Dominują tam wizerunki świętych postaci, jakże jednak inne od tych,
które mogliśmy zobaczyć kilka godzin później w Sejnach.
fot. Hubert, takie wota, takie akty twórcze (czasem nawet doręczne)
fot. Agnieszka, tradycyjne monidła...
fot. Hubert, na piętrze
fot. Hubert
H: Zastanawiam się czasem, czy takie,
nazwijmy to, mało precyzyjne przedstawienia boskości nie będzie kiedyś karane w
zaświatach. Nie chodzi mi o próby odręcznego wizualizowania… bo ja szczególnie
doceniam wszelaki akt twórczy. Raduje mnie sama chęć tworzenia… nawet jak próba
okaże się mało udana i myślę, że tam na górze też tak myślą. Mi chodzi o te
wszystkie „artefaktowe” wizualizacje sacrum, które o profanum się ocierają. Jednak intencje są tu chyba najważniejsze. Wotywnie przecież...
fot. Hubert, w starym krzyżu...
fot. Hubert, podkładka z monety ma tyle samo lat co ja...
fot. Agnieszka, niebiesko...
fot. Hubert, kwieciście...
fot. Hubert, las nad jeziorem Jałowym
fot. Hubert, pomost nad jeziorem Jałowym
H: Czas na inne przedstawienia, tego co z sacrum powiązane...
Po południu pojechaliśmy do
Sejn na spotkanie z koleżanką. Renia pisze
ikony. O tym jak to robi (i dlaczego) w jakiejś mierze odpowie filmik. Warto
zobaczyć pracę ikonopisarki.
Film: Ikonopisanie Reni, z cyklu (nowego): TuBylcy
czas trwania: 4:03
H: Tak właściwie to bardziej znam
męża Reni, bo Andrzeja, związanego mocno z Suwalszczyzną, poznałem wiele lat temu…w Bieszczadach. Taki przypadek. Zaimponował mi wtedy wytrzymałością pływania na
bezdechu w basenie zrobionym… z desek (gdzieś nad Zalewem Solińskim). Co
ciekawe Andrzej pochodzi z rodziny prawosławnej i staroobrzędowej… taki związek,
o którym dowiedziałem się od Reni… która także pochodzi z Suwalszczyzny, a uczyła się Bieszczadach i tam spotkała się z pisaniem
ikon, bo przecież Łemkowie… Takie związki.
M: Ja bym nie miał cierpliwości,
żeby tak długo siedzieć i malować. Do tego trzeba dużej wytrwałości, dlatego
wolę robić zdjęcia, bo to jest łatwiejsze i od razu widać co wyszło.
fot. Miłosz, ikonopisanie...
fot. Miłosz, zbliżenie...
fot. Hubert, trzy osoby pracują... a widać tylko dwie
fot. Hubert
fot. Miłosz, ikona przez okno
fot. Miłosz, praca przez okno...
H: Podziwiam wytwory rąk ludzkich.
Fascynują mnie zdolności, umiejętności, efekty ciężkiej pracy, warsztatu i
talentu. Mam wtedy wrażenie, że obcują z Absolutem…
Podziwiam Renię, bo robi piękne
rzeczy. Kojarzy mi się to z taką formą modlitwy wyrażanej przez pracę, bo
człowiek ewidentnie wtedy ucieka do wewnątrz i wsłuchuje się w głosy… swoje, ale także te mocno zewnętrzne. A że w
pracach Reni jest dużo szczegółów, to i zapewne do rozmów (z tymi głosami)
dochodzi. Trudno przejść obojętnie… dlatego nie zamierzam przechodzić obojętnie.
M: Długo przyglądałem się tym ikonom i są one trochę podobne do komiksów. Tak powiedział tata jak oglądał ikonę z Janem Chrzcicielem. Myślę, że bardzo dużo trzeba umieć żeby tak malować.
fot. Miłosz, prace Reni (ReniaGniady.craft)
fot. Miłosz, prace Reni (ReniaGniady.craft)
fot. Miłosz, prace Reni na zbliżeniu (ReniaGniady.craft)
fot. Miłosz, taka wielokulturowość...bo tuż za pracownią Reni stoi jeszcze synagoga...
fot. Hubert, synagoga w Sejnach
fot. Miłosz, gołąb z synagogi się przygląda...
M: Wracaliśmy przez Pogorzelec, bo tata chciał mi pokazać miejsce gdzie stała kiedyś molenna, która teraz jest kościołem w Gibach. Kiedyś ją fotografowałem (zobacz wpis: Wodziłki uwodzą, czyli staroobrzędowy świat) I dobrze, że jechaliśmy taką trasą, bo przy drodze stały sarny, które potem przebiegły przez drogę bez zatrzymywania.
fot. Miłosz
fot. Miłosz, sarna śpiewająca
H: Dziś zobaczyliśmy mnóstwo przykładów
sacrum wizualizowanego. Kolejny raz także doświadczyliśmy przypadku i zobaczyliśmy wielokulturowość Suwalszczyzny... ale najważniejsze było spotkanie TuBylca. Renia dzięki! A Wy podglądajcie często stronę ReniaGniady.craft
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz