niedziela, 14 lutego 2016

O pierwszych żurawiach w tym roku, o sacrum, profanum i o tym, co człowiek potrafi w lesie nawyrabiać



H: Wróciły żurawie i mamy na to dowody. Ale zanim je podeszliśmy (żurawie, nie dowody) to zahaczyliśmy o sacrum i profanum wszechobecne w „kaletnickich” lasach…  i dziś trochę o tym w zdjęciach i przemyśleniach.

fot. Miłosz, klangor leci w przestrzeń

H: Zaczęliśmy od lasu między Osinkami  i  Okuniowcem. Najpierw kapliczka na skraju lasu, a na pierwszym leśnym skrzyżowaniu krzyż i tuż przy nim kamień „okolicznościowy” wystawiony przez koło łowieckie z Suwałk.
Bliskość krzyża nie jest przypadkowa. Wszak mój imiennik, patron myśliwych,  podczas objawienia ujrzał białego jelenia (zdaje się dziesiątaka) z krzyżem w porożu (wieńcu). A że pił ponoć obficie i legendarnie,  strzelał  przy tym do wszystkiego, co się rusza, to objawienie musiało go dopaść. W konsekwencji klasyczna metamorfoza soplicowa nastąpiła. Ze złego w dobrego się przemienił. Ponoć pić przestał i strzelał tylko jak musiał… albo odwrotnie…
Dziś św. Hubert patronuje wszystkim myśliwym… tym dobrym… i tym trochę gorszym, bo burzliwa biografia pozwala odnaleźć wiele epizodów wartych naśladowania. Gorzej, że współcześni często biorą sobie przykład  sprzed przemiany… ale o tym  za krótką chwilę.
Jeszcze mam tylko jedno spostrzeżenie. Pozwolę sobie zilustrować to cytatem z inskrypcji na opisywanym kamieniu: „tym, którzy odeszli do krainy wiecznych łowów”…  ależ synkretyzm religijny i kulturowy…  
fot.Miłosz, pierwsza kapliczka na trasie

fot. Hubert, ta sama..

fot. Hubert

 fot. Hubert, a takie znaki na drzewie za obeliskiem

fot. Hubert, fragment opisywanego głazu "okolicznościowego" koła łowieckiego

M: Tata powiedział, że pokaże mi czaszkę na krzyżu. Do końca nie wiedziałem o co chodzi i nagle to zobaczyłem. Była wycięta z metalu i wyglądała na bardzo starą. Pod nią znajdowały się dwie skrzyżowane blaszki, które kiedyś wyglądały jak kości. Była podobna do  takiej, jak mają piraci.

H: Na kamieniu koła myśliwskiego czaszka jelenia, a kilka kilometrów dalej,  na krzyżu w Lipniaku czaszka człowieka. Ponoć w języku aramejskim Golgota znaczy „miejsce trupich głów”  (Marek, Mateusz i Jan tak twierdzili), a  głowa, ta trupia zwłaszcza, może być czasem trofeum. Wiedzą  o tym myśliwi i Indianie Jivaro.

fot. Miłosz

fot. Hubert, plan dalszy, ale czaszka wciąż widoczna...

fot. Hubert, Miłosz robiący zdjęcie czaszki...

M: Na wielu leśnych skrzyżowaniach i przy drodze widzieliśmy dziś dużo kapliczek. Były one różnorodne, jedne miały baszty i kolumny,  a jeszcze inne wyglądały prawie jak szopki betlejemskie. Ciekawe kto je zrobił i powiesił na tych drzewach.

H: Las dla niektórych jest niewątpliwie strefą sacrum. Ciekawe jest to, że w okolicy Kaletnika grasuje jakiś lokalny wytwórca kapliczek i „sadzi” je licznie na drzewach. Widziałem już wiele takich „obiektów sakralnych”, ale zwykle były w bardzo prostej formie. W przypadku tych dzisiejszych możemy już mówić o  jakimś stylu. Być może twórca jest jeden, a może cała szkoła…

fot. Hubert

fot. Hubert, tu też na gęsto...
 
fot. Miłosz

 fot. Hubert

fot. Miłosz

fot. Hubert, ta "budowla" po lewej to  raczej profanum... budka dla ptaków

 fot. Miłosz

 
H. Nie tylko przykłady sacrum licznie dziś obserwowaliśmy w lasach „okołokaletnickich”. Ludzie także licznie wystawili budowle zwane „ambonami”.  Ale z sacrum (kościołem) tylko nazwa je łączy i fakt podwyższenia. Czas zatem na profanum w tej historii.

M: Wyszliśmy z tatą na jakąś polanę i była tam naprawdę wysoka ambona, a że było mokro i ślisko, to bardzo trudno by się tam wchodziło, lecz ja się uparłem. Tata  wszedł pierwszy i zbadał co się dzieje i potem pozwolił mi wejść. 
No i jak myślicie, co było pierwszą rzeczą, która mi się rzuciła w oczy na górze? Oczywiście była to puszka po piwie. A pod ławką leżała cała reklamówka takich zgniecionych puszek. 

H: No tak. Na tej ambonie akurat siedzieli wyznawcy św. Huberta sprzed przemiany… czyli czekali na swego jelenia albinosa lub inne (także) białe myszki. 

fot. Hubert, mamy też zdjęcia tych opisywanych puszek jakby co...

fot. Hubert, z góry tym razem


M: Na drugiej polanie też stała ambona i był tam taki sam widok jak w poprzedniej, czyli puszka po piwie. Gdy sprawdziliśmy przez lornetkę, czy nie ma żadnych saren lub innych stworów, spostrzegłem coś białego na drewnianym słupku. Wtedy tata podszedł do tego i powiedział, że to jest sól. Jak wszyscy się domyślają sól była po to, aby łania przyszła ją polizać, a wtedy myśliwy na ambonie strzela do bezbronnego zwierzęcia. Co najgorsze sól była kilkanaście metrów od ambony, więc myśliwy miał naprawdę prosty strzał. Ja nie popieram myśliwych, którzy strzelają do zwierząt w takiej sytuacji.

fot. Hubert, ogryziony słup na pierwszym planie ma na wierzchołku resztki soli, 
w tle druga ambona... blisko
 
H: Mam kilku dobrych znajomych uprawiających myślistwo. Nie piętnuję, bo sam jem mięso i używam przetworzonej skóry. Mało tego, jestem w stanie (po mocnym skupieniu) wyobrazić sobie celowość odstrzału zwierząt, które szczególnie licznie występują w naturze. Jednak coraz trudniej mi się ostatnio skupić...
Wpadł mi kilka dni temu w ręce (a właściwie przed oczy) krótki wywiad z Marcinem Kostrzyńskim  (przeczytaj wywiad). Leśnik z wykształcenia, a (wielki) miłośnik przyrody z przekonania, mówił tak: „To co zrobili leśnicy jest największą katastrofą ekologiczną w powojennej historii Polski. Lasy są zdewastowane. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia satelitarne. Jest to jedyna grabież majątku narodowego widoczna z kosmosu”.
 A potem dostaje się tym, którzy za patrona wzięli sobie św. Huberta. Jeden z poruszanych punktów  odnosi się do tego, co zastaliśmy pod drugą amboną. Miłosz nie wspominał, ale oprócz wystawionej soli, na ziemi rozsypane było zboże. Takie nęcenie, takie sportowe podejście.
Marcin Kostrzyński zdecydowanie mówił, żeby  „zabronić polowania przy nęciskach. Obecnie wystarczy paśnik nazwać nęciskiem i można polować na dziki, które podchodzą by się najeść. Ten precedens otwiera furtkę do polowań przy paśnikach na wszystkie inne gatunki”.

Właśnie taki rodzaj polowania najmniej mi odpowiada. Taki rodzaj najbardziej mnie oburza. Przypomina mi się bohaterka książki Olgi Tokarczuk ("Prowadź swój pług przez kości umarłych"), która dość radykalnie zadziałała w konfrontacji z myśliwymi... ale o tym można przeczytać, albo poczekać trochę i zobaczyć, bo adaptacja filmowa właśnie się tworzy...
Teraz jednak wolę popatrzeć na zdjęcia syna. Szczególnie jak się mocno człowiek pochyli, to nie widać już tego zła wokół...

fot. Miłosz, porost dzisiejszy

fot. Miłosz, mokro dziś było, ale leszczyna już szaleje...

fot. Miłosz, a tu taka kombinacja... czyli jak dzięcioł dobiera się do orzecha...


M: Wracaliśmy już z wyprawy i nagle tata spostrzegł, że coś na górce się rusza, a były to żurawie. Zrobiłem kilka zdjęć, ale ptaki były daleko.
Tata wyjął lornetkę i je obserwował, a gdy schowały się za górą, to wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy szybko za nimi.
Niestety wybrały sobie takie miejsce, że najpierw musieliśmy iść do nich przez błoto aż po kostki, a potem przez mokradła. Weszliśmy ostrożnie na górę, lecz już nie było i wtedy zobaczyliśmy ich głowy, ale w innym miejscu niż myśleliśmy. One zobaczyły nas pierwsze, zaczęły krzyczeć i odleciały na sąsiednią górkę, ale zdążyliśmy zrobić kilka zdjęć. Tata wymyślił abyśmy udawali, że sobie już idziemy. Gdy zeszliśmy trochę w dół, to szybko zawróciliśmy i za taką skarpą zaczęliśmy się do nich skradać.  Na szczęście  cały czas krzyczały, więc  wiedzieliśmy gdzie one są. I za drugim razem nam się udało.  Wyszliśmy na nie na wprost i wtedy powoli wstałem i zacząłem robić zdjęcia. Jeszcze nigdy nie widziałem z tak bliska żurawi. W końcu one nas zobaczyły i znów odleciały, ale teraz bardzo daleko.
 
fot. Miłosz, tak widzieliśmy żurawia na początku...

fot. Miłosz, a jak dołączył do niego drugi i zniknęły za wzniesieniem... ruszyliśmy

fot. Hubert

 fot. Hubert, pierwsze "strzały" za wzniesieniem... znajdź żurawie

 fot. Miłosz, tu znacznie łatwiej

fot. Miłosz, zaklangorzyły i poleciały trochę dalej

fot. Hubert, Miłosz powstał i zrobił zdjęcie

fot. Miłosz, przy drugim podejściu i po powstaniu... już znacznie bliżej

fot. Miłosz, i odleciały...


H: Jeszcze nie tak dawno pisaliśmy o odlocie żurawi, o zakluczaniu (taki regionalizm) Suwalszczyzny (zobacz wpis jesienny)... Dobrze jest znowu usłyszeć klangor żurawi... Dobrze jest wiedzieć, że wiosna już blisko... Dobrze jest uprawiać taki rodzaj polowania...

2 komentarze:

  1. Dobrze, że są jeszcze ludzie wykazujący troskę o naturę i ją dokumentujący, w ten sposób ocalający jej piękno jeszcze w niektórych regionach niezbyt skażone przez cywilizację. Pozdrawiam M. Czygier

    OdpowiedzUsuń
  2. eleganckie to to to (y)

    OdpowiedzUsuń