poniedziałek, 23 października 2017

O tym jak blisko można podejść do przyrody. Kolejny raz w Puszczy Białowieskiej.



H: Rok nas nie było w Puszczy Białowieskiej… prawie dokładnie. Mimo padającego deszczu (w sobotę) trochę się po Puszczy rozejrzeliśmy. I nie tylko po Puszczy, bo Hania szczególnie mocno chciała zobaczyć choć przez chwilę Lolka, psa i bohatera książki Adama Wajraka.  Pojawi się też w naszej historii klasyka, czyli bardzo bliskie spotkanie z żubrem (najczęściej chyba fotografowanym w okolicy) w odsłonie leśnej (raczej leniwej, bo leżącej  w sobotę) i przestrzennej (w niedzielę przynajmniej stał).  Odwiedziliśmy także Dziedzinkę, miejsce w którym żyła bardzo blisko przyrody Simona Kossak, a na koniec pokażemy zdjęcia Huberta Gajdy. Zdjęcia, które nie miały prawa powstać…  a powstały. Takie (bardzo) bliskie spotkanie z przyrodą.

fot. Miłosz,  sobotnie spotkanie w Puszczy, my bliżej do wolno (dwuznaczność taka) chodzącego żubra już nie podejdziemy... 


H: Teraz będzie wstęp.
Zastanawiam się czasem czemu człowiek stwarza sobie problemy (bo tak niektórzy mogą to odbierać) i rusza się z miejsca, by obcować z przyrodą. Po co dąży do konfrontacji z naturą, stara się do niej zbliżyć, poznać, zrozumieć. Dlaczego jedni sobie myślą, że wszystkimi (prawie) procesami w przyrodzie trzeba sterować, zarządzać… a inni zupełnie odwrotnie. Wiele punktów widzenia, wiele teorii, wiele prób zbliżenia się do natury… która jest jedna. Wszystkich.
My oglądaliśmy znowu (bo po roku) rodzinnie puszczańską przyrodę z bliska, ale powierzchownie, z doskoku. Simona Kossak robiła to przez ponad 30 lat… a Hubert Gajda (jak sam  pisze) pojawił się w Puszczy po 4 latach… na 4 dni, ale to, czego doświadczył… na jakiś czas pewnie mu wystarczy. Takie bliskie spotkania z przyrodą przed nami…

 fot. Hubert, dziewczyny w muzeum... a my w lesie. "Liściaściej" niż u nas...
 

fot. Miłosz, paszcza w Puszczy...
 

fot. Hubert, to samo... ale inny model i jakby dalej...

fot. Hubert

fot. Agnieszka

fot. Hubert

fot. Hania

fot. Agnieszka

H: Raz w życiu spotkałem w przelocie Simonę Kossak podczas mojej wizyty w Białowieży. Słuchałem na żywo jej opowieści. Zrobiła na mnie wrażenie niezwykle pewnej. W każdym ruchu. W każdym słowie. Wcześniej znałem ją z radia i programów telewizyjnych… ale to było dawno.  Teraz znam ją z książki Anny Kamińskiej:  „Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak”.
Tytułowa bohaterka, to już taka postać legendarna dla Puszczy, znana ze swoich kontrowersyjnych (dla niektórych) działań i poglądów…  i myślę, że byłaby dziś mocno zirytowana pewnymi przedsięwzięciami  podejmowanymi w przestrzeni okolicznych lasów.

H: Jest takie zdjęcie Simony Kossak jak (chyba na przedwiośniu) pędzi na motorowerze „Komar” drogą do Dziedzinki. „Rozwiana” czapka uszatka, kożuch, a na kierownicy jakieś siatki (w jednej chyba okrągły bochenek chleba, być może wieziony dla pewnego zwierza domowego). Pędzi w ostępy.  Właśnie tą drogą wczoraj szliśmy rodzinnie. Zobaczyliśmy na „żywo” miejsce, które onegdaj mijała i wypełniała na wskroś pani z tytułem profesora nauk leśnych… 

fot. Hubert, w drodze do Dziedzinki... tędy śmigała codziennie Simona Kossak
 

H: Na innych zdjęciach publikowanych we wspominanej książce Dziedzinka żyje. Kipi wręcz ruchem. Mnóstwo tam ptactwa (kury, gęsi, indyki… a nawet paw). Do tego mnóstwo zwierząt udomowionych przed wiekami i przed kilkoma miesiącami zaledwie… Przestrzeń zawłaszczona… Tak było na Dziedzince za czasów panowania pani z Kossaków.  A wczoraj raczej cicho, trawa co prawda przystrzyżona, ale wszystko jakby uśpione, mniej naturalne niż na starych zdjęciach…
Przed zamkniętą bramą mogliśmy przeczytać, kto tu rezydował. Ustawiono tam taki „ołtarzyk” z zalaminowanymi kartami…  Mogłem przynajmniej pokazać Hani na zdjęciu Żabkę, potężną lochę i szalonego kruka, co rowerzystów atakował.
W oddali zobaczyliśmy jeszcze jakiś wóz terenowy straży granicznej legitymuje dwójkę  turystów (taka praca)…

fot. Hubert, Dziedzinka, tu mieszkała Simona Kossak
 

H: Tak. Ona z tych Kossaków, ale wybrała zupełnie inne życie wyrażone w jednym z wywiadów chociażby takim zdaniem: „Rozpatrując polowanie od strony etycznej, uważam, że zabijanie zwierząt wyłącznie dla rozrywki było i jest niegodne człowieka cywilizowanego” (cytat… z cytatu  z książki Anny Kamińskiej). Zakwestionowała tym samym „dorobek” swoich słynnych przodków od pędzla, którzy nie stronili od tego typu rozrywek.
Simona Kossak skupiała w sobie wiele sprzeczności. Według autorki książki można było ją „kochać, albo nienawidzić”. W odbiorze jej poczynań nie było odcieni szarości… tylko czerń i biel. To pewnie było także efektem jej radykalnych (czasem) postaw…  jak się okazuje potrafiła stanowczo zareagować  i opisy takich zdarzeń funkcjonują w obiegu. Kiedyś własnym ciałem broniła przed wycinką drzewa. Był to potężny świerk zaatakowany przez korniki, przeznaczony do wycięcia, ale według niej miał zostać, upaść i rozpaść się ku chwale kolejnych gatunków (korzystających z naturalnych procesów obumierania). Z  jej poczynań, gawęd  i książek… wynika, że chciała, by Puszcza się zapuszczała. 

fot. Hubert, tną w puszczy... na tym zdjęciu jest też widoczny żubr... prawie jak wykrot. 

fot. Hubert
 

fot. Hubert
 

fot. Hubert

fot. Hubert, stary, powalony dąb pięknie gnije... a na nim rosną świerki.

fot. Hubert

fot. Hubert

fot. Hubert

fot. Hubert

H: Byliśmy też w okolicy wsi Budy. Chodziliśmy koło potężnych dębów… a jeden z nich został nazwany (przez Tomasza Niechoda) imieniem Simony Kossak.  

fot. Hubert, pod dębem... 
 

 fot. Hubert, jakaś sarna białowieska... na takich "sztukach" Simona Kossak zrobiła doktorat...

fot. Hubert

fot. Hubert

fot. Agnieszka

fot. Hubert, trochę wiosny... tej jesieni

fot. Hubert, Hania tworzy kompozycję... jesienną

fot. Hania, tak jej wyszło

fot. Hubert

fot. Agnieszka

fot. Miłosz... poglądowo. (Chyba) myszołowy nad Puszczą. Tylu w jednym miejscu nie widziałem...

H: Znowu udało nam się spotkać oko w oko z żubrem. Z rezydentem w Teremiskach. Najpierw w ostępach leśnych, a wczoraj na otwartej przestrzeni. Ten samotnik, to chyba najczęściej fotografowany żubr w Puszczy Białowieskiej. Wiem, bo patrzę na zdjęcia wrzucane w sieć. Najłatwiej chyba go rozpoznać po lewym rogu… taki lekko starty przy wierzchołku.   

fot. Hubert, żubr odpoczywający. Widok przez liście leszczyny...
 
 fot. Hubert, i z drugiej strony...
  

fot.Agnieszka
 
 
fot. Miłosz
 

fot. Agnieszka
 

fot. Hubert

M: Obliczyłem jak często spotykaliśmy do tej pory żubry w Teremiskach. Na 6 takich podejść w różnych porach dnia, aż 4 razy zobaczyliśmy żubra. To daje nam 66,66 % skuteczności .
Wczoraj tata zobaczył żubra jak odpoczywa w lesie i udało nam się do niego podejść bardzo blisko. Z daleka żubr wyglądał jak korzenie wywróconego drzewa. Trochę żałowałem, że cały czas leżał, ale mogłem chodzić dookoła i robić zdjęcia.  

fot. Miłosz, a w niedzielę wersja na wypasie... a żubr ten sam...
  

fot. Hubert
 
fot. Miłosz
 

H: Czyli żubra w Teremiskach raczej łatwo zastać. Są jednak zwierzęta niemal mityczne, znane przede wszystkim ze swojej czujności. Każdy wie jak wyglądają…  ale widział je tylko  na zdjęciach (do tego często pokazuje się okazy żyjące w niewoli, tylko w aranżacji „naturalnej”). Każdy fotograf przyrody pewnie by chciał doświadczyć takiego spotkania… ale nie każdemu się uda.

I teraz o tym,  jak blisko można podejść do przyrody, do jej istoty, do czegoś, do czego nie da się tak blisko podejść… Takie zaprzeczenie.

Przed  naszym wyjazdem do Białowieży, w sieci (znajomych) pojawiło się zdjęcie Ducha Puszczy. Zdjęcie niemożliwe do wykonania (taki oksymoron), które otwiera usta oglądającemu.  Hubert Gajda, bo to on jest sprawcą zadziwienia,  wrzucił fotografię rysicy w  pięknym kontekście jesiennym,  z miejsca, do którego właśnie się wybieraliśmy. Do tego opis, w którym autor mówi także o szczęściu jakie go spotkało. Niewątpliwie tak było, ale mimo skromności Huberta, trzeba mieć świadomość, że szczęściu trzeba pomagać. 
Hubert to szczęście sobie wypracował… wystarczy popatrzeć na efekty jego działań fotograficznych (także wcześniejszych). Historia spotkanego rysia mocno nam się rozbudowuje…  Autor dozuje nam zdjęcia (i napięcie), albo przywala nimi w potylicę, bo kolejne odsłony są jak ciosy, precyzyjnie wymierzone i coraz dokładniejsze. Warto czekać do końca tej historii i śledzić jej rozwój… a pewnie i pointę.  Możecie zatem wejść w świat Huberta w trakcie trwania te historii i śledzić jej rozwój (tu link do FB Huberta), bo ta opowieść jeszcze trwa...

Poniżej prezentujemy dwie zjawiskowe fotografie Huberta z Puszczy...   Nie da się przejść obojętnie obok takich prac...  dla nas to zaszczyt, że możemy gościć  na blogu Huberta. Dzięki za te zdjęcia.

PS. Hania była w niedzielę w muzeum w Białowieży i usłyszała, że rysi w Puszczy jest  niewiele, a jak pokazałem jej poniższe zdjęcia, to usłyszałem: "Tylko 15 rysi w całej Puszczy, a ten pan spotkał aż 3''?

 

 

H: Ale jak zrobić takie zdjęcie rysia…  Jedni powiedzą  trzeba mieć szczęście…  inni powiedzą przypadek,  bo wiatr korzystny, może dobre maskowanie fotografującego  (a sztuka kamuflażu w przypadku Huberta nabiera dodatkowego znaczenia - wystarczy zobaczyć czym zajmuje się na co dzień. Można podejrzeć stronę firmową, znaną chyba wszystkim fotografującym przyrodę - zobacz stronę HUGA, bo jak się maskować to tylko tak).   



H: Simona Kossak całe życie poświeciła zbliżaniu się do przyrody. Była blisko, a nawet bliżej niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić… Czuła pewnie, że musi przyrodę poznać i zrozumieć. Także opisać, żebyśmy my mogli wciąż zachwycać sie jej obserwacjami… Taką miała naturę… wpisaną w naturę.

Drugi z opisywanych dziś  bohaterów, Hubert Gajda,  jest teraz w „fotograficznym niebie”. Podszedł tak blisko przyrody, tak blisko rysia, że chyba bliżej w naturalnych warunkach już się nie da… I tu znów sobie zaprzeczę. Jestem pewien, że Hubert będzie próbował podejść jeszcze bliżej. Bo taką ma naturę… wpisaną w naturę.


PS. Hania Lolka zobaczyła… i kurczaka też.W końcu to jej ulubieni bohaterowie... Może nie była blisko (bo tylko przez płot), ale radość była.

Taki rysunek i opisanie książki Adama Wajraka ("Lolek"). 



Zobaczcie też jak rok temu podglądaliśmy (i opisaliśmy ) Puszczę Białowieską - O Puszczy Białowieskiej, której zapuścić się nie dają, o żubrach i Adamie Wajraku. Takie spotkania.


3 komentarze:

  1. Ho, ho ho! Spotkać rysia, zdążyć sfotografować i to jeszcze tak dobrze widocznego... Szacunek dla Huberta.

    Dom Simony rewelacyjny. Można sobie wyobrażać jak na tym skuterku pędziła i ile tam kiedyś było życia. Ale i są podobne ostoje w różnych zakamarkach Polski, które mają coś z tego kunsztu. Choć niekoniecznie zamieszkują je profesorowie ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Super zdjęcia, naprawdę klasa sama w sobie. Pozazdrościć zdjęcia żubra. Jestem fotografem amatorem i żubr to jeden z moich wymarzonych fotograficznych obiektów. Zapraszam na swojego bloga www.obiektywwnaturze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń