H: Dlaczego Sudawcy trafili tak daleko (bo aż do Puszczy
Białowieskiej)? Przyczyn jest kilka… i postaramy się je teraz przybliżyć… pokrętnie
może, ale potrafimy nawet wyjaśnić naszą eskapadę. Cele były proste… ale
skomplikowane (na pewno równorzędne): Puszcza, żubr i Adam Wajrak. Do tego dodamy
kilka refleksji mniej i bardziej radykalnych, kilka skojarzeń i zdjęć. Nie
będzie może to nic odkrywczego, bo dyskusja nad przyszłością Puszczy wciąż trwa
i wielu już na ten temat mówiło… ale my jeszcze nie…
Fot. Hubert, wolne żubry... zrobiły wrażenie...
H: Według niektórych źródeł tędy wiódł jeden ze szlaków z Krakowa
do Wilna… czyli już blisko do nas. Do tego dużo wcześniej (nasi) Jaćwingowie
wyprawiali się ponoć łupić pod Lublin… a którędy mogli tam dotrzeć? Przez
prastarą Puszczę, pod osłoną drzew. Dęby, które fotografowaliśmy w sobotę, raczej
nie pamiętają Jaćwingów, bo najstarsze wykiełkowały ponoć w XVI wieku (a
wspominane plemiona rozbito kilka wieków wcześniej), ale zapewne to właśnie pod
takimi drzewami odpoczywali i szykowali się do kolejnego ataku. Tu też mogli
zniknąć, zaszyć się, zmylić pogoń… i wrócić pod Górę Zamkową nad Szurpiłami. Naciągany
związek? Ale czego się nie robi, by rzeczywistość dopasować do ideologii… O tym
za chwilę.
fot. Hubert, takie dęby...
fot. Hubert, Miłosz jako skala porównawcza...
H: Ponoć jest już tylko jedna taka Puszcza w Europie. Byliśmy na filmie „Królestwo” i widzieliśmy. Puszcza to unikat, który kojarzy mi się z pierwotnością. Ze spokojem i majestatem. Potężnymi drzewami… Tam wszystko jest większe i potężniejsze… jak żubr. A ja chciałem zobaczyć żubra na wolności… i chciałbym oglądać Puszczę, która sama „się reguluje”… tak jak działo się to onegdaj.
Bardzo istotna była też możliwość
spotkania Adama Wajraka. Raz już mieliśmy okazję go przydybać i opisać
(zobacz wpis), wielokrotnie „go” też czytałem. A teraz zrobiliśmy klasyczny zajazd (poprzedzony
oczywiście telefonem). Nie lubię narzucać się nikomu, ale w tym przypadku nie
mogłem się powstrzymać… i się narzuciłem. Przyznaję (może Adam nie przeczyta)…
była w tym działaniu premedytacja.
To spotkanie cieszyło (tym
bardziej), ponieważ w jakiś sposób nasz bohater związał się onegdaj z Suwalszczyzną
i mocno zaangażował w akcję ratowania doliny Rospudy. I tu oczywiście ma pewnie
tyle samo zwolenników, co przeciwników (jak w życiu… i w internecie). Ale cała
złość skoncentrowała się na ludziach protestujących przeciw budowie obwodnicy…
w tym konkretnym miejscu. Tak naprawdę to nie ekolodzy powinni być „obrzucani”
nienawiścią, a osoby, które w takiej lokalizacji zaplanowały wbijanie (pewnie
setek) pali.
Ludzi, którzy poświęcają tyle
energii protestując, zdyskredytować łatwo… wystarczy rzucić hasło o płaceniu za
taki sprzeciw. Nie ma dowodów? Nie trzeba, bo „kto za darmo by się do drzew
przypinał”. Można też klasycznie rzucić: „robaczki są dla nich ważniejsze od
życia człowieka”. Taki schemat od lat skuteczny, a politycy (bardziej i mniej
lokalni) wciąż go cynicznie wykorzystują.
Ale jest też druga strona medalu,
o której już się nie pamięta. Dziś „odcinamy kupony” od tych wydarzeń, bo lepszej
akcji promocyjnej nikt by tej dolinie nie zrobił. Cała Polska usłyszała o
Rospudzie. Szkoda tylko, że w takim kontekście…
Teraz jest szansa na taką
"promocję" Puszczy Białowieskiej. Ależ ją promują niektórzy politycy…
Nie lubię polityki, choć czasem
mi się wydaje, że rozumiem po co są politycy. Czasem też trzeba stanąć po jakiejś
stronie. Właściwej… a może właściwszej. Adam stoi już dawno po stronie, którą
uważa za słuszną i nie o politykę konkretnych ugrupowań tu chodzi (choć
najprościej tak myśleć).
A pisząc o Puszczy nie unikniemy
politykowania. Bo czas taki. Staram się być obiektywny… ale słabo mi wychodzi.
Pewnie zrażę kilka osób… ale nie rozumiem i nie akceptuję form narzucanej „pomocy”
Puszczy, która stała się w jakiś sposób symboliczna. Ale zaznaczam, że
wysłuchałem obu stron. Mam jednak wrażenie, że wciąż trwa bezpardonowa próba podporządkowania
człowiekowi wszystkiego i to na wielu frontach. Narzucanie jednej racji… „mojszej
niż twojszej” (jak w Dniu świra). Oczywiście
obie strony twierdzą, że to one mają rację. Czemu jednak mam wrażenie, że
niektórzy zakładają… że jestem ograniczony (eufemizm kolejny)… i nie powinienem
mieć własnych poglądów. A jak mam… to z jednej strony słyszę, że jestem…„zmanipulowany”,
„zaczadzony”. Tautologiczne „prawdziwe fakty" mnie „zaorają” i „zmiażdżą” (słowa jakże modne ostatnio).
Jednak nikt mi nie wmówi, że zwiększenie wycinki (także zdrowych) drzew i
„sprzątanie” próchna wytępi kornika… Przewrotna idea, że jak boli głowa… to ją
trzeba odciąć i przestanie sprawiać kłopoty, a na granicy z Białorusią postawi się strażników,
którzy zatrzymają nielegalną falę emigracji kornikowej. Chyba, że im tam też
wytniemy… Wiem, że upraszczam… ale patrzę i nadziwić się nie mogę. Cały świat
zazdrości nam takiej Puszczy, nawołuje do jej ochrony w stanie jak najbardziej
pierwotnym… a my mówimy, że to zamach na naszą suwerenność…
H: Oglądaliśmy „Królestwo”, film, w którym jednym z bohaterów była
właśnie Puszcza Białowieska… Niektóre ujęcia wciskały w fotel, choć domyślam
się jak powstawały. Pani Czubówna swym (jakże pasującym głosem) wyartykułowała
troskę i żal, bo pierwotność w lasach zanika. Przygnębiające wrażenie zrobiły
też sceny rzędów nasadzanych „pod linijkę” drzew i zagubiona wśród nich
łania. Gospodarkę leśnę zestawiono z
dzikim zwierzem, które przecież w dzisiejszych czasach nie może być dzikie.
„Dzikie” czyli jakie? Bez kontroli, niezależne… i tu jest pies (wilk) pogrzebany.
fot. Miłosz, kto się czai za drzewami? Jeleń z łanią. Na dziko...
fot. Hubert, taka rzeźba naturalna...
H: Byliśmy też rodzinnie w muzeum w Białowieży… Kilka scenek
rodzajowych z wypchanymi stworami… i znów popłynął głos Czubówny (przez
urządzenie ze słuchawkami) także o unikalności Puszczy. Zapamiętałem jedno
zdanie: „W lesie naturalnym nie ma złych
i dobrych gatunków”. Wszystkie są potrzebne, Wszyscy to wiedzą, rozumieją…
ale robią swoje. Bo tradycja taka.
Korników za dużo… trzeba
ciąć. Dzików za dużo… trzeba ciąć. Wilków
za dużo… trzeba ciąć, bo zwierzęta (których za dużo i my chcemy ciąć)
bezczelnie zagryzają, a i na ludzi watahą napadają... Na obrazach przecież są
dowody (nawet w muzeum w Suwałkach jeden wisi. Alfred Wierusz Kowalski przecież wymalował
takie wspomnienia).
fot. Hubert, naturalnie zaatakowany przez kornika świerk, z naturalnie wydziobywanymi przez dzięcioła (widać ślady)
fot. Miłosz, dzięcioła trójpalczastego nie widzieliśmy... tylko kowalik nam się objawił...
fot. Hubert, Miłosz ogląda naturalny proces. Uschło, padło, dało życie innym...
H: Mówi się o tym, że już za późno
na „wolność” lasów, że poszło to za daleko i już trzeba konsekwentnie nasadzać,
regulować, zrywać padłe drzewa… Ale to nie jest takie proste… Dlaczego decydenci nie chcą zostawić
przynajmniej części takich dzikich lasów? Obszary ochrony ścisłej to za mało...
Ale minister wie lepiej, co dobre dla nas. Leśnicy też wiedzą, bo od lat, a
nawet pokoleń, są do tego zarządzania przygotowywani. I pewnie wielu działa
(zarządza) w dobrej wierze… bo tradycja jest ważna w każdym systemie (i bardzo
upraszcza podejmowanie decyzji). Mam wielu znajomych leśników i myśliwych,
rozmawiam z nimi i każdy się „zawiesza”… na początku przytakują, rozumieją, ale
po chwili: „przecież tradycja”, „trzeba
pomagać”, „regulować”, „las się sam nie obroni”. Ja w sumie też powtarzam swoim
uczniom, że „Słowacki wielkim poetą był”.
Co z tego, że może myślę inaczej… Tradycja taka…
fot.Hania, taki krajobraz...
fot. Agnieszka, taki (p)ogląd...
fot. Agnieszka, liść upadły I
fot. Agnieszka, liść upadły II
fot. Agnieszka, liść upadły III
Hania zobaczyła, a fot. Miłosz, jarząbek...
fot. Hubert, Łutownia... lewy dopływ Narewki
fot. Hubert, wciskanie się w niszę...
H: W Białowieży trafiliśmy do jakiegoś pensjonatu. Dużo skór, wypchanych ptaków… a nawet ryś. Kolejna lokalna tradycja. Hania,
po oględzinach naszego pokoju stwierdziła: „Dobrze,
że chociaż w łazience nie ma futra na ścianie”. Trochę przygnębiająco… szczególnie,
że chcieliśmy jakoś tak zwierzęta w naturze podglądać. Zdecydowanie wolę bardziej
żywe. I takie chciałbym mieć wspomnienia…
Kilka razy już tu byłem w Puszczy
Białowieskiej, także jako dziecko. Co mi się z nią kojarzy? Drewniany
(rzeźbiony) żubr na naszej meblościance. Stał wysoko i zaświadczał. „Pamiątkował”
jak się patrzy i patrzył jak na niego patrzyłem. Jak ja go chciałem wtedy
uwolnić od tej podstawki (z „plastra” sosny)… co mu nogi krępowała.
W niedzielę okazało się, że lata
płyną, a zapotrzebowanie na „żubrze pamiątki” jest ponadczasowe. Najbardziej
urzekł mnie „ołtarzyk” drewniany… z kolorowymi kamykami, z wypalonym napisem
„Białowieża” i z portretem… uwaga teraz… bizona (!). Taka pamiątka z
Białowieży. W sumie co za różnica jaki zwierz (przecież podobny). Co za różnica
jaki las… byleby drzewa były. Takie
nasze myślenie…
Fot. Hubert… na straganie
pamiątka z Białowieży - Ołtarzyk dla… bizona (!)
H: Innym wspomnieniem jest wycieczka… trabantem. Kilka przygód po
drodze zakończonych definitywnie w Korycinie. Silnik się zatarł… a wcześniej
między Hajnówką a Białowieżą śruby mocujące pogubił… może coś się przesunęło?
Niby dokręciliśmy… ale pewnie odrobinę za późno, bo w drodze powrotnej, za
Białymstokiem, jazda się skończyła. Właściwie to silnik „się skończył”, bo
jazda była kontynuowana… 20 kilometrów
na holu z prędkością 110 km na godzinę… przecież ten samochód tyle w życiu nie
jechał o własnych siłach. I pięciu łysych, ale życzliwych chłopaków, którzy jak
sami mówili, zrobili tyle złego, że czas na dobry uczynek. Ciągnęli nas zatem
na bardzo długiej linie i miałem wrażenie, że jak oni kończyli wyprzedzanie… to
ja zaczynałem. Przez tylną szybę widziałem ich radosne twarze, a radość była
chyba z tego powodu, że się jeszcze nie zerwaliśmy. Ale żyjemy…
Na drugi dzień wróciłem i dalej na
hol. Niby spokojniejszy, ale to właśnie
teraz się zerwaliśmy… w Suchowoli, a „obtrąbił” mnie z tyłu ktoś bez empatii… okazało
się że to Radek, stary znajomy (harcerz z Białegostoku), z którym kilka lat
wcześnie, w jakimś baraku robotniczym, miałem zimowisko. To było w Puszczy, w Grudkach.
Zapamiętałem z tej imprezy dwa zdarzenia. Skok z łóżka kolegi zwanego Morsem.
Skoczył… i wpadł po kolana w podłogę. Trzeba było trochę przemeblować wnętrze,
żeby zamaskować pokaźne dziury, przez które wiatr zimowy do nas zaglądał. Potem było jeszcze nocne przyrzeczenie
harcerskie. Dziesięć ognisk na śródleśnej drodze, ciągnącej się kilometrami
prosto jak strzała (typowe wszak dla Puszczy). Do tego mróz, mnóstwo śniegu… i
straż graniczna, której przedstawiciele myśleli, że na jakiś zrzut czekamy.
Było wesoło.
Zatem wspomnień kilka z okolic
Białowieskiego Parku Narodowego jest. Teraz czas na nowe.
fot. Miłosz, Hania łapie swoje wspomnienia słucha Czubówny (Muzeum Przyrodniczo-Leśne)
H: Przed domem Adama Wajraka rezydują żubry. Na dziko. Tak
przynajmniej wynika z publikowanych przez niego zdjęć niemal z okna.
Powiedział: „bądźcie rano i pewnie je
zobaczycie”. Byliśmy… i zobaczyliśmy. Dwa, z czego jedne wyraźnie
pobudzony.
M: W sobotę wstaliśmy przed 6.00, aby pojechać do Teremisek na żubry.
Było jeszcze ciemno jak jechaliśmy drogą i nagle zobaczyliśmy dwa duże kształty
na polu i były to właśnie żubry. Wysiedliśmy z samochodu i próbowaliśmy im
robić zdjęcia, lecz było jeszcze za ciemno i czekaliśmy na lepsze oświetlenie.
Kiedy już było jaśniej zrobiliśmy kolejne zdjęcia i trochę filmu, a żubry
poszły do małego lasku z brzózek na środku pola, a my za nimi. Kiedy tam weszły
zaczęły się drapać i łamać przy tym brzózki. Po jakimś czasie jeden z nich
zaczął robić obroty wokół własnej osi, podskakiwać i atakować rogami drzewka i
po swoim przedstawieniu patrzył się na nas i potem powtarzał te czynności.
Jak się zrobiło jeszcze widniej,
to zaczęły zatrzymywać się inne samochody i ludzie też robili zdjęcia.
Najśmieszniejsi byli tacy panowie, bo jeden szedł bliżej żubrów, a ten drugi
robił mu zdjęcia na ich tle. Żubry miały już dość pozowania i poszły do lasu.
Zazdrościłem panu Adamowi takiego
widoku. Z pokoju mógł robić zdjęcia żubrom, a teraz ja przyjechałem do
Teremisek i też robię zdjęcia.
fot. Miłosz, taki widok... jeszcze przed wschodem słońca...
fot. Hubert, taki dystans do żubrów...
fot. Miłosz, dwa wolne żubry... z czego jeden pokazuje nam język, a drugi się chowa za drzewem
H: A teraz trochę ruchomych obrazków z naszego spotkania. Jeszcze raz prezentujemy film, o tym jak jeden z żubrów atakował brzozy... taka masa, a taka gracja.W życiu bym się nie spodziewał.
Tytuł: Walka żubra z brzeziną
czas trwania: 1.22
realizacja:Hubert i Miłosz Stojanowscy
M: Tego samego dnia pan Adam Wajrak zadzwonił do nas i zapytał, czy
nie chcemy się z nim przejść do Wielkich Dębów. Kiedy przyjechaliśmy pod dom
pana Wajraka zobaczyliśmy jak idzie z psem po polu. Zawołał nas i pokazał Wikinga,
który był chyba jednym z najstarszy z żubrów w Puszczy. Wiking leżał sobie w
czyimś ogrodzie. W taki sposób zobaczyliśmy dziś trzy dzikie żubry.
H: Poszliśmy całą rodziną żeby zobaczyć legendarnego Wikinga.
Położył się tuż przy płocie… Hania nie była jednak zadowolona z takiej formy
bliskości z dzikim zwierzęciem. Brak bariery w formie ogrodzenia, sprawiał, że
czuła się zagrożona… jej dystans ucieczki został przekroczony… no i te truchło
zaskrońca pod nogami…
fot. Miłosz, Wiking odpoczywa w trawie... i się nami nie przejmuje
fot. Hubert, a jednak zaszczycił nas swoim spojrzeniem...
M: Potem poszliśmy do Puszczy, a pan Adam opowiadał nam i pokazywał
jak las radzi sobie sam z zasadzaniem. Na ziemi było widać mnóstwo malutkich
dębów, klonów i innych roślinek, które czekały na taką lukę, aby móc wyrosnąć.
Dużo jest tam drzew powywalanych i nikt ich nie sprząta tak jak u nas. To
dobrze. Dlaczego? Ponieważ kiedy drzewo wywraca się żyje na nim kilkadziesiąt
razy więcej rodzajów roślin, grzybów i owadów niż na żyjącym drzewie.
H: To tak jak z zabitym przez wilki jeleniem, który pożywi watahę,
ale wiele jeszcze zostanie dla innych (ptaków, ssaków, owadów, grzybów i roślin
różnej maści i wielkości). W Puszczy chyba nic nie jest przypadkowe. Nawet
kornik. Nie zabierajmy zatem próchna. Wystarczy się pochylić, by zobaczyć ile w
tych „trupach” nowego życia.
Adam stwierdził, że winę za
obecny stan świadomości ponosi niewłaściwa edukacja. Wytresowano nas, wyuczono,
że powalone drzewa trzeba jak najszybciej wyrwać z lasu, bo jakieś „zło” się w
nich zalęgnie, które cały las opanuje… a poza tym razi, że takie chaotyczne,
nieuporządkowane (czyli bez nadzoru leśniczych)… Dlatego wyrywamy drzewa, przy
okazji orając ściółkę… Wymuszamy proces, który nie powinien być wymuszany, a
zatrzymujemy ten, który zatrzymany być nie powinien… (O)błędne koło.
Najgorsze jest to, że tu
zwyczajnie może chodzić o czynnik ekonomiczny (znowu eufemizm, bo można
prościej to nazwać)… Lasy gospodarcze z definicji służą pozyskiwaniu materiału,
bo przecież każdy z nas korzysta z tego daru. Ja to rozumiem i akceptuję. Ale
dlaczego wszystkie lasy mają być gospodarcze… Z powodów ekonomicznych. Taki
eufemizm raz jeszcze.
fot. Hania, upadłe drzewa, ja i Miłosz...
fot.Hubert, Miłosz przy wykrocie...
fot. Hubert, a na takich wykrotach takie życie...
fot. Miłosz... to samo na zbliżeniu...
fot. Miłosz, świerk na szczudłach. Adam wyjaśnił, że taki efekt jest wtedy, kiedy świerk rośnie na próchnie, które po jakimś czasie znika...
fot. Hubert, a to dowód na powyższe twierdzenie... próchno jeszcze jest.
fot. Agnieszka, ogrody tarasowe... na hubie
fot. Miłosz, takie grzyby na próchnie...
fot. Hania, grzyby na próchnie... zwane (potocznie) "palcami trupa"
fot.Agnieszka, tak trochę symbolicznie... drzewa "wyrastają" z truchła...
fot. Miłosz, z próchna...
fot. Miłosz
fot. Miłosz
fot. Agnieszka, "pomagam" purchawce rozpylać (się)... a Miłoszowi zrobić zdjęcie...
fot. Miłosz, taki efekt...
fot. Agnieszka, tym razem Hania przy pracy...
fot. Hania, i efekt... kompozycja jesienna...
H: Chodziliśmy po Puszczy i coś mi nie pasowało. Nie bardzo jednak wiedziałem o co chodzi… Faktycznie było tu więcej drzew liściastych: jesionów, grabów, klonów i dębów… U nas tyle nie ma… i w końcu zrozumiałem. Nie było sosen. U nas lasy składają się w sumie z samych sosen… a tu wyraźnie ich brakowało. Dopiero gdzieś nad samą rzeką Łutownią pojawiły się pojedyncze drzewa tego gatunku… a potem jakieś mniejsze skupiska. Ale nie dominowały w krajobrazie, bo największe wrażenie robiły jednak na nas dęby. Potężne i strzeliste… takie bardzo puszczańskie. U nas takich już nie ma.
M: Chodziliśmy prawie cały czas po takim dywanie z liści. Wszystkie
drzewa były większe niż u nas, a takie dęby widziałem pierwszy raz. W filmie „Królestwo”
powiedzieli, że na budowę jednego żaglowca trzeba kilka tysięcy takich wysokich
dębów. To strasznie dużo.
fot. Hubert... taki drzewostan... a sosna jakaś samotna...
fot. Miłosz, dębowe...na prawie 40 metrów wysokie...
fot. Hania, Miłosz obejmuje...
fot. Hubert, zbliżenie...
fot. Agnieszka... na spotkanie z dębami...
fot. Miłosz, Hania prezentuje. Spadł i już rośnie... Jeszcze 400 lat i będzie jak mama...
fot. Hubert, taki pień dębu (Hania jako skala porównawcza)
fot. Hania, niby jesień a wiosna... żaba przydybana
fot. Agnieszka, zawilec, drugi rzut wiosny jesienią...
fot. Hubert, pień z plastrem...
fot. Miłosz, sromotnik bezwstydny z muchą...
fot. Agnieszka, na skraju
H: Zakładam, że tylko nieliczni wytrwali do tego miejsca… Ale
jeżeli przynajmniej jedną osobę skłoniłem do jakichkolwiek refleksji… to bardzo
dobrze. Bo nie musimy się zgadzać, ale musimy myśleć.
Adam Wajrak wyprał mi mózg…
zmanipulował ten ekoterrorysta… pomyślą niektórzy. Jednak mam już swoje lata i
poglądy miałem „mojsze” zanim poznałem jego pogląd. I teraz jakoś tak łatwiej
„poglądzić”.
W tym poście wyraźne się
opowiedziałem po jednej ze stron. Odrzuciłem racje drugiej. Takie stanowiska i podziały
są dziś bardzo radykalne i widać w nich (a właściwie w ich prokurowaniu) jakąś
głębszą ideologię. Każdy obstaje przy swoim i nawet jak wyczuwamy brak
zasadności swojej postawy… to nigdy się do tego nie przyznamy. Ja przynajmniej
dopuszczam takie rozwiązanie: lasy gospodarcze i lasy, w których człowiek nie
przeszkadza prawdziwej Puszczy się zapuszczać. Taką mam koncepcję. Ale od koncepcji są tu inni... (kryptocytat mi wyszedł)
A teraz taki zwrot bezpośredni: dzięki Adamie za możliwość spotkania, dzięki za usystematyzowanie tego, co już w głowie było… Pośrednio i bezpośrednio pomogłeś zrealizować wszystkie zamierzone cele :) Podejrzeliśmy Puszczę i mamy materiał do porównań… czasem niestety świadomość jest przekleństwem… ale damy radę. Ciekawe doświadczenia, ciekawe spotkanie… Dzięki.
M: Wracaliśmy w niedzielę do domu przez Teremiski i prawie w tym samym miejscu, co w sobotę, zobaczyliśmy daleko pana Adam Wajraka ze swoim psem Tolkiem. Poszli na spacer.
fot. Agnieszka, Sudawcy z Adamem Wajrakiem...
PS. Przy okazji negocjowałem przybycie Adama Wajraka na spotkanie autorskie w Suwałkach (książkę „Wilki” wciąż polecamy)… i chyba w końcu uda się go do nas ściągnąć :)
Przeczytałem wszystkie litery, emotikony i wielokropki... a i jeszcze fotografie przeczytałem. I rozmyślam :) Czyja racja? Z „Etyki Solidarności” J. Tisznera. "Dialog oznacza, że ludzie wyszli z kryjówek...W pierwszym słowie dialogu kryje się wyznanie: ...z pewnością masz trochę racji. Z tym idzie w parze drugie, niemniej ważne: z pewnością ja nie całkiem mam rację". Do tego potrzeba otwarcia wszystkich stron dialogu. Wymyśliłem: "Nie było nas - był las. Nie będzie nas - będzie las" Czuwaj!
OdpowiedzUsuńCzuwaj. Czyja racja? stanu, żywnościowa, bytu :) I oby nie Las Palmas... wolę rodzime gatunki
UsuńTak, mnie także z Puszczą najbardziej kojarzy się żubr i nie jest to efekt reklamy :P Taki z niego Król Puszczy :D
OdpowiedzUsuńWpis oczywiście jak zawsze wspaniały, a zdjęcia? Profeska :D
Najbardziej podobało mi się zdjęcie żołędzia, kto by pomyślał że z czegoś tak małego i kruchego kiedyś może stać się piękne mocne drzewo...
Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy :)
Wyrośnie... ale tylko w sprzyjających warunkach... Polecamy Puszczę do wędrówek, bo tam jest zupełnie inaczej niż u nas. Dzięki za wpis i dobre słowa:)
Usuń