niedziela, 23 października 2016

O przygodzie wakacyjnej (wspomnienie) i o tym, że każdy ma swoją wyspę… a Wigry mają ich aż kilka.



H: Jest zimno i deszczowo... nawet jak na „Pogodne Suwałki” (autor tego hasła to jakiś "miszcz", chyba że miało być „pogodowe”, bo przecież w każdej prognozie jesteśmy punktem odniesienia).
Nastrój nie skłania do realizacji kolejnych działań, choć tradycyjna leśna akcja rodzinna się odbyła, a nawet poranna akcja nurkowa (Wy)nurzonych w jeziorze Krusznik (ale o tym jeszcze napiszemy)…  Dlatego dziś czas na wspomnienia… najlepiej wakacyjne. Raczej ciepłe. Raczej słoneczne. I trochę o literaturze, bo wywołana została...

fot. Hubert, w drodze... a właściwie w płynie...  na bezludną wyspę... Prawdopodobnie nie zobaczycie Miłosza na tym zdjęciu,   bo strasznie się maskuje...

H: W ostatnim tygodniu wakacji  byliśmy na wigierskiej wyspie. Wybór był taki:  Ordów, Ostrów, Krowa, wyspy Brzozowe i wreszcie Kamień. Tyle do zwiedzenia… a my zaczęliśmy od Kamienia. Bo nazwa wdzięczna, taka konkretna… no dobra… najbliżej była, a wiosłować trudno w starej i przeciekającej  krypie.

M: Popłynęliśmy z tatą łodzią z wiosłami na wyspę. Naszym głównym celem była wyspa Kamień. Po drodze była fala i trochę nas bujało. Do tego płynęliśmy pod wiatr i było ciężko wiosłować. Ja też próbowałem, ale jest to trudniejsze niż w kajaku.

fot. Hubert, wyspa Kamień z  mgły się wynurza (zdjęcie z paralotni)

fot. Hubert, a teraz ta sama wyspa, ale już z mgły wynurzona (zdjęcie z paralotni)

H: A jak piszemy dziś o wyspie, to muszę wspomnieć o książce z dzieciństwa  „Wodzu, wyspa jest twoja” Ryszarda Liskowackiego. Mocno mnie wtedy poruszyła… Wiele sobie wyobrażałem. Wiele chciałem zobaczyć i trafić na taką bezludną wyspę.  Ciekawe jest to,  jak literatura z dzieciństwa kształtuje późniejsze postawy, determinuje wybory… Dlaczego o tym?

Nasz znajomy, którego imienia nie wymienię (bo ostatnio za dużo o nim piszemy i ktoś gotów pomyśleć, że na jego dokonaniach „robimy oglądalność”) udostępnił w piątek na „fejsbuku” informacje o konkursie „na komentarz”. Pewne wydawnictwo zadało temat:  „Dlaczego warto czytać dzieciakom o lesie, o puszczy, o obrońcach przyrody?”  Przyznaję, że może trochę niefortunnie sformułowano pytanie… tendencyjnie znaczy… tak jak onegdaj „Kto jest twoim ulubionym bohaterem i dlaczego właśnie Lenin”. Jednak nie czepiajmy się…  jak cel szczytny. Przyznaję, że wystartowałem w tym konkursie… ale ważniejsze były dla mnie pytania samoistnie (i sobie) zadane. Zastanowiłem  się jak literatura (a czytałem bardzo dużo) wpłynęła na moje dzisiejsze życie…

We wczesnej podstawówce dużo książek przygodowych zajmowało mój czas. Wielokrotnie przemielone wszystkie tomy o Tomku Wilmowskim Alfreda Szklarskiego musiały wpłynąć na  postrzeganie świata. A „Złoto Gór Czarnych” do dziś zajmuje szczególne miejsce w  biblioteczce (i w świadomości)… Dopiero po latach doceniłem wartość przypisów w tej trylogii indiańskiej, bo autor podbudował naukowo fabularną przecież historię. Bardzo sugestywne  opisanie znikania pewnego świata, pewnych wartości i zachłanna ekspansja tego teoretycznie bardziej cywilizowanego człowieka. Da się to z powodzeniem porównać chociażby do konfliktu o Puszczę Białowieską… Literatura pozwala zrozumieć pewne schematy... że tak  „Rok 1984” Orwella wspomnę…

Takie książki się czytało onegdaj…  I trwałe zmiany na mym umyśle ta literatura poczyniła… co robić. Czytać. Dlatego naprawdę szkoda mi ludzi, którzy nie próbują zatopić się w lekturze… ale może to i lepiej. Mniej ich teraz nosi.

M: Mijało nas sporo ptaków: gągoły, kormorany, czaple białe, tracze  i dużo mew.  Na szczęście udało mi się zrobić zdjęcie dla bąka, który wyleciał z trzcin. Jest to ciekawy ptak, który kiedy chce się zamaskować, to podnosi dziób do góry i rusza się jak trzciny. Trudno go zobaczyć, ale łatwiej usłyszeć jak buczy. Bardzo się cieszę z tego zdjęcia, bo tata nawet nie widział go wcześniej na żywo.

fot. Miłosz, bąk w locie... co zrobić...
 

fot. Miłosz, czapla biała w trzcinach ukryta (pewnie jedna z tych, które opisywaliśmy wiosną)

fot. Hubert, tracze nurogęsi..
.

fot. Miłosz, takie wypatrywanie... wyspa Kamień na horyzoncie...
 

fot. Miłosz, wyspa Kamień widziana z łódki

fot. Hubert, i jeszcze raz wyspa Kamień widziana z powietrza, po prawej fragment półwyspu Wysoki Węgieł, a nad nim kawałek wyspy Brzozowej. Zatoka, najbardziej na zdjęciu wysunięta w lewo, to Piaski, a ten trzcinowy półwysep przed nią zwie się Łapa (zdjęcie z paralotni)

fot. Hubert, a na piaskach takie wakacyjne uniesienia...

fot. Miłosz, taka mijanka,  reklamę czarterów zrobimy dla Gucia (adres na burcie)

H: Literatura jest dla mnie wciąż istotna, ale równie ważne w moim życiu są doświadczenia wyniesione z harcerstwa. Teraz będę nawiązywał do grupy wysp, czyli archipelagu...
Jak Filip Springer (też harcerz) był u nas na spotkaniu autorskim, to jeden z tematów kuluarowych dotykał tego problemu. Stanęło na tym, że w całym projekcie „Miasto Archipelag” bardzo dużo zaradności wykazali właśnie ci, którzy byli (lub są) harcerzami. Ciekawe spostrzeżenie, ale faktycznie taka skautowa kreatywność bardzo pomaga w każdej niemal dziedzinie… Mam dziesiątki znajomych z tego środowiska…  prezydenta miasta, wojewodę (byłego) i innych polityków… ale i aktywnych działaczy Greenpeace… Taka dygresja z kompleksem... wysp. Czyli archipelagiem.

M: W końcu dopłynęliśmy, a przy  wyspie pływały łabędzie jeden dorosły i dwa młode. Chciały od nas wyciągnąć jedzenie, ale im nie daliśmy, bo wiemy, że kiedy dokarmia się kaczki i łabędzie, to jest im dobrze przez chwilę, a potem mogą nawet zachorować. Do tego może się im przestać chcieć szukać pożywienia, a było przecież ciepło.

fot. Hubert, dopływamy

M: Wpłynęliśmy w trzciny obok drzewa. Rzuciłem tacie cumę, aby przywiązał łódź do drzewa. Jak się rozpakowaliśmy, to poszliśmy szukać wielkiego kamienia na środku wyspy. Trzeba było iść przez krzaki, ale była wydeptana jakaś ścieżka. Po chwili poszukiwań znaleźliśmy ten głaz,  zrobiliśmy mu zdjęcia i poszliśmy dalej. Było widać, że kiedyś przypływali tu ludzie, bo były miejsca po ogniskach i trochę śmieci. Ciekawe czemu ludzie nie potrafią po sobie posprzątać w lesie, albo na tej wyspie.
Potem znaleźliśmy dąb, który można powiedzieć, że miał takie rany. Prawdopodobnie ktoś próbował go ściąć jak był małym drzewem, albo ponacinał korę. Potem spakowaliśmy się i popłynęliśmy. To była krótka, ale fajna przygoda.  

H: „Bo przygody nie trzeba szukać. Ona zjawia się sama”  pisał w pierwszych zdaniach Nienacki (w pierwszej książce z serii  przygód Pana Samochodzika…). Była to w „Wyspie złoczyńców”…czyli znów literatura. Niby racja autora... ale czasem trzeba jednak wsiąść na krypę.

fot. Hubert, Miłosz wychodzi... a gdzie jest na zdjęciu łabędź? 

fot. Hubert, kamień na wyspie Kamień. Odnaleziony.

fot. Hubert, dąb naznaczony...
 

fot. Miłosz, taka skala... choć ostatnio widzieliśmy znacznie większe dęby...

fot. Miłosz, oprócz roślin odnaleźliśmy inne formy życia... dostojka malinowiec

fot. Miłosz, larwa zmrocznika gładysza

fot. Miłosz, i taki żukowaty jakiś...

fot. Miłosz, taki biegacz skórzasty 
 

fot. Hubert, wracamy na (prawie) Nautiliusa (Juliusz Verne też przeczytany)...

fot. Miłosz, aligator nawet był...

fot. Miłosz, a na stałym lądzie jeszcze pojawił się myszołów

fot. Miłosz, orzechówka też się przyplątała...

fot. Agnieszka, w tym samym dniu, ale trochę później... taka łódka przemknęła przed nami (widok z Mikołajewa), warto pływać łódką...

H: Pogoda, niekoniecznie atrakcyjna, tak wpływa na człowieka, że albo by czytał, albo wspominał… Dlatego dziś był właśnie taki wspominkowy wpis… o czytaniu.

Wyspa…  jedno słowo, a konotacji dużo. Wyspa skarbów, tajemnic, skazańców, złoczyńców, wyspy Dziewicze, Szczęśliwe, Kanaryjskie i Wielkanocne.  Ponoć pierwsza była nazwa „ostrów”, ale przez wieki została wyparta.  Jak zatem wygląda teraz nazwa jednej z wigierskich wysp: Wyspa Ostrów… taka tautologia.

Każdy ma swoją wyspę w głowie… miejsce w jakiś sposób wymyślone, wykreowane…  "bezludność" może ogłuszyć, ale czasem trzeba zostać choć na chwilę Robinsonem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz