niedziela, 19 lutego 2017

O najstarszym drzewie na Suwalszczyźnie, któremu człowiek pomoc okazał…



H: Dziś będziemy pisali o najstarszym drzewie (lekko murowanym) w okolicy i związanymi z nim legendami. Do tego dołożymy własną… a właściwie legendę Miłosza, który miał tworzyć literaturę faktu (z kolejnego wypadu), a wyszła mu… literatura „niefaktu”, do tego z mało poetyckim zakończeniem (dlatego już na początku ostrzegam czytających).  Czyli dziś obowiązek opisania wydarzeń (tych faktycznych) na moich barkach (metaforycznych). A fakt jeszcze jeden, do tego przykry się pojawi… bo nie każdemu drzewu da się pomóc. 

fot.Miłosz, Dąb Napoleona, ponoć najstarsze drzewo na Suwalszczyźnie...


H: Suwalszczyzna nie ma zbyt wielu zabytków kultury materialnej. Przyczyn takiego stanu rzeczy pewnie kilka by się znalazło. Podobnie jest z pomnikami przyrody. Możemy tylko zazdrościć strzelistych dębów Puszczy Białowieskiej…  bo u nas takich okazów jak na lekarstwo.

Między Przebrodem a Żylinami stoi sobie dąb. Leciwy.  Nawet bardzo i bardzo przez czas sponiewierany.  Kiedyś tata powiedział mi, że to drzewo pamięta czasy Napoleona i  ponoć sam cesarz przysiadł w jego cieniu. Taka miejscowa legenda związana z przemarszem wojsk w 1812 roku (ale o tym wydarzeniu  jeszcze napiszemy nieco obszerniej).   Jednak szybka weryfikacja raczej tej tezy nie potwierdza, bo Napoleon tak  bardziej na Augustów pomykał…  i przez Sejny zmykał… Legenda pozostała. A nawet znam takiego, który stworzył nową… a miał zrobić relację…

Ale najpierw krótka relacja filmowa (jak zwykle tylko 80 sekund) z dzisiejszego zajścia... a kilka ujęć z naszego, historycznego już, drona.

Film: Najstarsze drzewo na Suwalszczyźnie (w80 sekund) 



O Dębie Pięciu Miłoszów. Odcinek I
M: Pojechaliśmy z tatą na kolejną wyprawę. Wybraliśmy się do najstarszego drzewa na Suwalszczyźnie czyli Dębu Pięciu Miłoszów. Dlaczego taka nazwa? Opowiem wam więc  historię.
Dawno, dawno temu żył sobie Miłosz, na którego mówiono Miki, Stojan, Miły itd. itp., ale przejdźmy do rzeczy. Ten Miłosz mieszkał w domku w lesie (kiedyś), bo teraz jest tu miasto i stoi dom, ale kiedyś stała tu mała drewniana chatka w samym środku lasu. Umiał on porozumiewać się ze zwierzętami, więc one go lubiły. Przychodziły do niego żubry, łosie, jelenie, rysie, wilki i bawiły się do woli. Lecz pewnego dnia, kiedy wszystkie zwierzęta się zebrały….. może nie wszystkie, bo zabrakło go….. rysia Leopolda, który zawsze przybywał pierwszy. Widząc to Miłosz wyruszył na poszukiwania.

fot.Miłosz, gdzieś po drodze w lesie przyczajone... (dzisiejsze)

fot. Hubert, taki gość... na truchle przy drodze... (dzisiejsze) 


H: Wersję  nazwy „napoleońskiej” potwierdza Dorota Krzykwa-Vászon w Jaćwieży  (nr 25/26). To znaczy potwierdza, że tak dąb nazywają. W krótkim tekście czytamy: „Arkusz ewidencyjny tego pomnika przyrody wypełnił 16 grudnia 1955 roku Antoni Patla”.
W 2003 roku zmierzono obwód (na „wysokości pierśnicy”) i wynosił on 7,07 metra (!), a dzisiaj… ale o tym za chwilę.

Kolejna historia tego dębu głosi, że w wypalonym pniu ukrywał się przez kilka dni powstaniec… może styczniowy… Takie legendy.

A dąb swoje przeżył…  co widać na załączonych zdjęciach. 

fot. Hubert
 

fot. Hubert, jak robił...
  

fot. Miłosz, jak zrobił
 

fot. Miłosz, konary...
 

H: Historię tego drzewa znałem… ale nigdy… tak jakoś do niego się nie zbliżyłem, nie dotknąłem… zawsze tak w przelocie pędząc do babci za Bakałarzewem… No i w końcu stanąłem przed majestatem ponoć najstarszego drzewa na Suwalszczyźnie. Wziąłem też ze sobą syna.

Mur ceglany zaskoczył mnie mocno. O betonie słyszałem…  ale tak ułożonej cegły się nie spodziewałem. Stanęliśmy zatem przed swoistym mariażem natury i działalności człowieka. Widać tu trud jaki ktoś włożył żeby ratować  to drzewo…
„wykonano zabieg, polegający na uzupełnieniu wypalonej części pnia kamieniami, żwirem, cementem i betonem, zużywając cztery wozy żwiru, dwa wozy kamieni i 250 cegieł. Poprawiło to zdecydowanie statykę  drzewa (jak napisała wspominana już autorka tekstu w Jaćwieży).

fot. Hubert
 

fot. Miłosz

fot. Miłosz



O Dębie Pięciu Miłoszów. Odcinek II
M: Szukali Leopolda noc, dzień i nawet dłużej,  lecz nie znaleźli. Było im bardzo smutno, bo Leopold był ich wielkim przyjacielem i zawsze im pomagał. W końcu wrócili do domu. Wszyscy byli bardzo smutni i tęsknili za swoim kolegą. Miłosz na cześć rysia postanowił posadzić dąb, lecz nie przy swoim domu, bo bał się, że ktoś zetnie drzewo. Szedł, szedł, szedł i doszedł.  Było to właściwe miejsce daleko od jakichkolwiek ludzi. Zaczął kopać i wtedy ktoś go zapytał, czy pomóc mu, a ponieważ był bardzo zmęczony, to zgodził się na taką  pomoc. Kiedy nieznajomy zaczął mu pomagać, Miłoszowi zakręciło się w głowie i upadł.  Obudził się on dopiero drugiego dnia. Otworzył oczy i zobaczył, że wokół niego stoją prawie wszyscy przyjaciele zwierzęta, niestety oprócz Leopolda. Okazało się, że zwierzęta posadziły drzewo, a dąb urósł bardzo szybko, tak jak w bajkach.

fot. Miłosz
 

 fot. Miłosz, pod drugiej stronie siadły sobie...

 fot. Miłosz, i jedzą...

H: Czasem drzewa próbuje się ratować, jak Dąb Napoleona,  a czasem się je wycina. Nawet wbrew logice.
Chyba rozumiem idee gospodarki leśnej (przynajmniej jej założenia), ale czasem zadziwia mnie fakt bezkrytycznego cięcia w miejscach w jakiś sposób szczególnych dla autochtonów.
Takim miejscem w odczuciu wielu moich znajomych było cięcie (pewnie) legalne, ale niekoniecznie racjonalne, bo przy granicy pozostałości parku pałacowego w Dowspudzie. Przyjechali. Wycięli. Bo taka kolei rzeczy… i w papierach napisane było, że czas wyciąć. Byliśmy z Miłoszem i zobaczyliśmy. Skarpa świeci pustką.


fot. Katarzyna Olfier Halicka, tak tam teraz...


fot. Hubert, większości tych drzew po prawej stronie Rospudy już nie ma... granica między tym co "parkowe" a tym co państwowe... niewidoczna... (zdjęcie z paralotni)


H: Kilkanaście minut temu wysłałem powyższe zdjęcie Marcinowi Halickiemu... chyba najbardziej zaangażowanemu w nagłośnienie tej wycinki... Marcin zdjęcie zamieścił na FB i opatrzył takim komentarzem:
"Dowspuda i Rospuda dokładnie w tym miejscu odbuduje się za kilkadziesiąt lat. Gospodarka leśna była bezlitosna dla przestrzennych dóbr tej połaci, której pamięć sięga nie tylko czasu, ale i wijących się w dolinie mikrohistorii. Dla jednych metry liściastego drewna, dla drugich kilka liści z życia..."

fot. Hubert, tak wygląda park przy pałacu Paca... drzewa "parkowe" nie pogadają już z "państwowymi" sąsiadami... 


H: Niedawno umożliwiono obywatelowi  samostanowienie w pewnej sprawie. Można ciąć na swoim terenie drzewa bez stosownych pozwoleń (no jakieś obwarowania są delikatne, ale jak zwykle „ślizgam się” po temacie i jak zwykle uogólniam). I dobrze. I źle. Jednak chyba bardziej źle.
Gdzieś spotkałem się z dyskusją na ten temat… i padł argument, że dobrze, że ciąć można na własnej posesji. Jak drzewo „mało zabytkowe”. Tylko mam taką myśl… drzewo  „mało zabytkowe” jak je wytną… to już nigdy zabytkowym nie będzie. 
Tną zatem na potęgę tam gdzie trzeba i tam gdzie zupełnie nie jest to potrzebne… Ale tego dębu nie wycięli... ostał się samojeden i zaświadcza.

O Dębie Pięciu Miłoszów. Odcinek III
M: Kiedy Miłosz wstał, okazało się, że jest w swojej chatce. Zapytał więc zwierzęta jak on się tu znalazł.  Usłyszał, że one same go tu przyniosły i położyły do łoża. Dowiedział się też, że dąb jest już bardzo wysoki.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Miłosz spojrzał na zwierzęta, a zwierzęta na Miłosza. Nieznajomy pukał dalej, dalej i dalej bardzo głośno.  Wszyscy byli już przestraszeni i nagle go zobaczyli. Miał on długie szpony, wielki kolec z przodu głowy, czerwoną czapkę i czarny płaszcz. Wszedł  do środka i okazało się, że to ich przyjaciel dzięcioł czarny o imieniu Zenek. I wtedy wszystkim ulżyło. Jednak Zenek z płaczem rzucił się na kolana (których nie miał, bo to dzięcioł) i zaczął płakać.

Wszyscy zapytali: Co się stało?

Zenek: Tak długo pukałem do drzwi, że zrobiłem dziurę.

Zwierzęta i Miłosz: Nic się nie stało spokojnie, teraz możemy przynajmniej zobaczyć kto puka.

I wtedy wszyscy usłyszeli grzmot i zaczęła się burza. Wszyscy podbiegli (i polecieli) do miejsca, w które uderzył piorun. Zobaczyli, że dąb został przecięty na pół. Smutne zwierzęta postanowiły zamurować dziurę cegłami, które znalazły nieopodal. Dzięki temu drzewo stoi do dziś.  
Na koniec Miłosz przytulił dąb. Postanowił go przytulić z każdej strony, aby nie był samotny i okazało się ze potrzeba pięciu Miłoszów, aby objąć cały dąb. I tak skończyła się historia.
Spytacie co stało się z Leopoldem? Okazało się, że był w toalecie, bo bolał go brzuch. 

fot. Hubert, w drodze powrotnej... taki samotnik
 


fot. Hubert, a tuż przed Suwałkami, tam gdzie będzie "biegła" obwodnica... biegają sarny
 

 



H: Dziś zmierzyliśmy obwód pnia dębu. Miarką był Miłosz. A ile Miłoszów trzeba, żeby objąć ten dąb? Pięciu, jak to w legendzie.
Wyszło nam, że na wysokości „prawie” trzynastolatka obwód wyniósł 7 i pół metra („jeden Miłosz” to 150 centymetrów). Pięknie „majestatuje” nam Dąb.

fot. Hubert, nowa miara długości: "jeden Miłosz". Na dzień dzisiejszy 150 cm. 
Tak mierzyliśmy obwód...
 


H: Wracając zauważyliśmy kilka gęsi… niechybnie wiosna idzie. Kolejna dla nas i kolejna dla Dębu Napoleona… mamy nadzieję, że znów się zazieleni… (i wiosna, i dąb)

fot. Hubert, pierwsze gęsi tego roku dziś przydybane... lecą już na wiosnę... 

4 komentarze:

  1. Gęsi lecą na "posiadówkę" do Olecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie jesteś taki anonimowy ;) Zdradził Cię komentarz. Jak będzie ich więcej... daj znak. Przyjedziemy :)

      Usuń
  2. Taka fraza: „wyciąć w pień”. Skojarzenia? Bolesne. Wykonywanie różnych zawodów wymaga często wieloletniego przygotowania. Każdemu pracownikowi szeroko rozumianej ochrony środowiska zaproponowałbym tylko niewielkie, praktyczne ćwiczenie – dwa tygodnie samotnego pobytu w lesie. W takim lekko surwiwalowym duchu – „bez telefonu, bez komputera, jak zwierzęta...”. Kto z czym przystaje takim się staje. Brak ukształtowania pewnej wrażliwości zawsze będzie powodować bezwrażliwą wycinkę. Szanuj zieleń boś człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niszczyć łatwiej. Wyzbycie się (nawet na dwa tygodnie)osprzętu wszelakiego... chyba za trudne... może tydzień...

      Usuń