poniedziałek, 30 stycznia 2017

O śladach, które czasem zostają… czyli dziś filmowo, muzycznie, fotograficznie i rysunkowo.




H: Całe życie się uczymy. Uświadomiłem sobie w sobotę, że dziwnie się czuję słuchając, jak ktoś czyta na głos to, co napisałem. Dziwne… ale ciekawe uczucie.
Dziś będzie filmowo, muzycznie, fotograficznie i rysunkowo (taka Hania), do tego nauka jazdy na biegówkach (także nocą), pogadanka w Augustowie  i opowieść filmowa o Muzykantach z Raczek. Wielowątkowo zatem. Jak zwykle. A ślad czasem gdzieś zostanie...

fot. Samowyzwalacz... Miłosza nocne nartowanie...
 



M: Wczoraj wieczorem pojechaliśmy z tatą do lasu, aby pojeździć na nartach biegowych.  Bardzo chciałem włożyć narty, które były dla mnie dobre i nie mogłem się doczekać. Było zupełnie ciemno, więc mieliśmy latarki. Śmiesznie się jeździło ponieważ nie wiedziałeś, co czai się przed tobą. Mógł to być korzeń lub lód. Był to mój pierwszy raz na nartach biegowych,  nie licząc tamtej próby w taty sprzęcie.
Robiliśmy tez zdjęcia nocne z latarkami. Zdjęcia robiło się bardzo trudno, ponieważ trzeba było czasem naświetlać 30 sekund.

H: Dzięki uprzejmości WOSiR Szelment, Miłosz wypożyczył sobie sprzęt odpowiedni do jego wzrostu, co jest dość istotne, bo rozmiar buta 45 nie pomagał mu ostatnio w jeździe. 

fot. Hubert, Miłosz wpięty pierwszy raz w rozmiarowe...
 

fot. Miłosz, ja też...

M: Na szczęście dziś byliśmy nad jeziorem i szło mi lepiej niż wczoraj wieczorem. Pojechaliśmy z tatą spory kawałek przy linii brzegowej. Chciałbym ruszyć na taką wyprawę na nartach, lecz dookoła jeziora.  

H: Plan "dookólny" jest. Tylko śnieg znowu zawodzi (jak zwykle). Co prawda dało się w miarę swobodnie śmigać nawet krokiem łyżwowym, ale w niektórych miejscach wywiane było do „gołego” lodu. Jak to wyglądało na ruchomym obrazku... można zobaczyć w poniższym filmiku z cyklu w80 sekund. Filmy z Suwalszczyzny ...

 w80 sekund. Czyli Nartowanie wigierskie...z fałszywym zakończeniem


fot. Agnieszka, nauczki... w sumie zbyteczne. Włożył i pojechał...
 




fot. Agnieszka, pojechali(śmy), ale ślady (tropy) nie nasze...



H: Trafiliśmy na ślad rowerowy odciśnięty i mocno widoczny (przejechany w trakcie lekkiej odwilży)  i okazało się, że należy do fanatyka jazdy rowerowej (ale także pasjonata historii Suwalszczyzny) z  Klubu Rowerowego MTB Suwałki – Darka Tasiora  Wydało się we wpisie na FB. Dziś po nas ślad nie był tak wyraźny… a nawet niemal niewidoczny. Takie różne warunki śnieżno-lodowe w ciągu kilku dni doświadczają Wigry. A do tego zaczynają już pękać (jak zwykle).

fot. Hubert, ślad rowerowy Darka także widoczny...
 

fot. Hubert, takie warunki...
 

fot. Hubert, a było i tak... 


M: Na lodzie było kilka przerębli, a dookoła nich dużo śmieci. Tata zebrał puszki i pudełka po papierosach. Nie rozumiem tych wędkarzy. Jak już łapią te ryby, to niech chociaż nie śmiecą, bo jak lód zniknie, to wszystko pójdzie na dno.  

H: Takie ślady są idiotyczne. Bez komentarza zatem.

fot. Hubert, wypił... wywalił puszkę. Wypalił... wywalił pudełko. Wędkarz "zapalony"
 


 fot. Hubert, dziś raczej zachmurzone te niebo...
 


fot. Hubert, pękają nam Wigry


H: Hania z Agnieszką zostały „na łyżwach”, a Miłosz ćwiczył krok łyżwowy. Czego się dziś nauczy… będzie umiał nawet w moim wieku. Tak jest z rowerem. łyżwami i nartami. Tego się nie zapomina.  Ślady zostają.
Hania jest tradycjonalistką najwyraźniej, bo uznała, że zapis na papierze jest bardziej odpowiedni. Dlatego (za wyraźną zgodą) publikuję opowieść córki. 


 Rys. Hania, taka historia... tradycyjnie papierowa... ślad zostanie.



 fot. Agnieszka, wszyscy jadą "łyżwowym"


H: A teraz przeskok zupełny. Mało lodu, mało nart... ale dużo śladów pozostawionych. Marcin Halicki (z GOKu w Raczkach) robił w sobotę ciekawą akcję (jak zwykle). Udało mu się pokazać film, który powstawał bardzo spontanicznie  (jak zwykle). Na pierwsze Raczkowiak. Na drugie Muzykant. Taki tytuł. 


film: Na pierwsze Raczkowiak. Na drugie Muzykant (czas trwania 22.30 )
scenariusz i reżyseria: Marcin Halicki i Hubert Stojanowski
zdjęcia i montaż: Hubert Stojanowski


H: Przyznam (jak zwykle), że w Raczkach jacyś tacy fajni ludzie mieszkają i są mocno zainteresowani swoją historią. To już kolejny film, który robiłem o ciekawych ludziach z tamtej okolicy. Fenomenalne jest to, że tam wszyscy (prawie) grają i śpiewają (albo grali i śpiewali)… pokoleniowo (że już tak Organka wywołam)… i o tym jest ten film. Kolejny mój dokument, który powstał w ścisłej współpracy z wspominanym „oszołomem” – Marcinem Halickim. 

I jeszcze o sprzężeniu zjawisk (jak zwykle), które mnie dopadają… dziś FB udostępnił mi "we wspomnieniu" zdjęcie, które zrobiłem Marcinowi podczas realizacji filmu Fotograficzna Pamięć. Historia Raczek z rodzinnych albumów zobacz film Przypadek? Ślady pozostają… choć ludzie odchodzą. Fotograficzna (i filmowa) pamięć. 

fot. Hubert, takie zdjęcie mi dziś  wyskoczyło "we wspomnieniach"... dwa lata temu zrobiłem.  Sacrum i profanum... a Marcin... pomiędzy... ale z widoczną skłonnością... 
 


H: Nie mogliśmy zawitać do gościnnych (jak zwykle) Raczek, bo z Miłoszem byliśmy w Augustowie (równie gościnnym). Nudołamacz (jak ja lubię takie gry słowne), bo tak nazywa się akcja skierowana do  dzieci spędzających ferie w mieście.
Zaprosił nas tam Bartek Świerkowski (którego poznałem w Dowspudzie), twórca najlepszego w Polsce (!) DKF-u Kinochłon.  Twórca najlepszego DKF-u w Polsce nas zaprosił. Miło.

M: Spotkanie prowadziła pani Dorota  i zadawał nam pytania. Pokazywaliśmy nasze zdjęcia ułożone w cztery pory roku. Tata trochę się denerwował, a ja w sumie wcale. To już kolejne nasze spotkanie, podczas którego opowiadaliśmy o tym, co robimy, ale w Augustowie byliśmy dopiero pierwszy raz.

H: Dziękujemy tym, którzy przyszli z nami porozmawiać. Dużo miłych słów padło… głupio słuchać, jak ktoś cytuje twoje słowa. Nie miałem pojęcia, że niektóre sformułowane przeze mnie myśli mogą się komuś podobać… Powiem więcej już nawet nie pamiętam, co gdzie i kiedy napisałem.
A tu takie przypomnienie… taka sekwencja:  W wieku Miłosza (i wcześniej) dużo nurkowałem sprzętowo…  ale w wyobraźni. Pamiętam, jak robiłem sobie takie akwaria w słoiku. Wyciągałem z rzeki rośliny i sadziłem je w żwirze. Potem wpuszczałem jakieś stwory (żółtobrzeżki i inne pływające larwy), a z plasteliny lepiłem nurka (miał nawet butle w układzie „twin”) i podczepiałem go na nitce do zakrętki.  To byłem ja. Dyndałem tak sobie w tej podwodnej "słoikowej" przestrzeni… Wyobraźnia to potęga. Nawet zamknięta w słoiku.

Tak napisałem onegdaj we wpisie o nocnym nurkowaniu w Mulicznym (zobacz ten wpis w całości)… a teraz mi to przypomniano. A ja dziwnie się czułem.

fot.  Zbigniew Bartoszewicz (dzięki raz jeszcze za zdjęcia i zgodę na publikację), 
takie spotkanie w Augustowie...
 




H: Czyli ślady czasem zostają… jak nie na twardych dyskach, w meandrach internetu… to na rysunkach Hani.

 A na koniec taki hasztag, ślad, znacznik narciarski nam wyszedł...a przerębel zaświadcza... do wiosny.

fot. Hubert, taki hasztag narciarski na Wigrach...
 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz