M: Wczoraj spłynęliśmy Rospudą w naszym
kanu, które nazwaliśmy „Czajka”. Niestety nie było śniegu, co przy temperaturze
5 stopni jest raczej normalne. Mieliśmy kilka przygód, bo prawie się
wywróciliśmy w szybkim nurcie, dwa razy drzewa ukradły nam wiosła i spotkaliśmy
ptaka (pluszcza), który występuje częściej w górach niż u nas. W tym wpisie to ja będę
opowiadał, a na końcu pokażemy krótki filmik z naszej przeprawy (z cyklu w80 sekund. Filmy z Suwalszczyzny).
fot. Hubert, zima bez śniegu, "Czajka" podczas przeprawy (o naszego sponsora kayakzone.pl), a obiektyw lekko zamglony... dwóch załogantów, a wiosła trzy. I tak już zostanie.
M: Dojechaliśmy na miejsce startu
w Dowspudzie. Tata zostawił mnie przy brzegu Rospudy i pojechał do Świętego Miejsca,
żeby tam zostawić samochód. W tym czasie przywiązałem wszystko w kanu i zdałem
sobie sprawę, że wodoodporny pokrowiec na lustrzankę przestał być wodoodporny w
kilku miejscach, więc skleiłem go szybko taśmą i wtedy przyjechał tata z
dziadkiem Ryśkiem, który trochę niechcący wziął udział w naszej wyprawie.
Wsiedliśmy w kanu i popłynęliśmy. Na początku było spokojnie, choć stan wody
był wysoki i nurt dość szybki. Płynęliśmy przez łąki i wtedy pojawiła się pierwsza
przeszkoda. Była to kładka pod którą normalnie dało się przepłynąć latem,
jednak dziś było znacznie gorzej i musieliśmy cali schować się w kanu żeby przepłynąć.
Widać to na naszym filmiku. Wszystko
szło na razie ładnie.
fot. Hubert, przemyślenia przed kładką... płynąć, czy przenosić...
M: Ja robiłem zdjęcia i nagrywałem
film. I wtedy przed nami pojawiło się zwalone drzewo. Kiedy do niego dopłynęliśmy, to musieliśmy
przedzierać się przez gałęzie i wiosło
zaczepiło mi się o gałąź i wypadło z rąk. Na szczęście mieliśmy jedno zapasowe
z aluminium i tworzywa, bo tata powiedział, że lepiej mieć niż nie mieć.
Szybko wziąłem więc to awaryjne wiosło w ręce i jakoś udało się
nam pokonać te przeszkody, a nawet dogonić odpływające wiosło. Kiedy już
zrównaliśmy się z pagajem, to chciałem wyciągnąć go ręką, jednak zapomniałem o
rękawicy, która potem była cała mokra. Tata trochę się dziwił jak mi gałęzie
mogły wyrwać wiosło. A kilkanaście minut później już tylko się śmiał, bo
kolejne gałęzie wyrwały mu pagaj. Dobrze, że był zapasowy, bo od teraz już
chyba nigdy nie popłyniemy bez awaryjnego wiosła i wszystkim pływającym też
radzimy mieć na pokładzie jedno lekkie wiosełko.
fot. Miłosz, na fali, tu jeszcze słabo kołysało... i można było robić zdjęcia (potem było różnie)
M: Kiedy przepłynęliśmy pod mostem zobaczyliśmy
dziwnego ptaka, który okazał się być pluszczem. Był to cały ciemny z białym
podbródkiem. Odlatywał kawałek i siadał
na jakimś pieńku. I tak kilka razy. Tata był podekscytowany i mówił, że nigdy
nie widział go u nas. Ponoć słyszał od kogoś, że gdzieś nad Czarną Hańczą się
pojawił, ale teraz sami mieliśmy dowód.
Pluszcz to ptak, który potrafi nurkować i biega po dnie
pomagając sobie skrzydłami. W internecie przeczytałem, że pod wodą może
przebywać 30 sekund i biega nawet pod prąd. Łatwiej go spotkać w górskich
potokach, ale jak się okazuje jest także nad Rospudą. Może dlatego, że dziś
miejscami rzeka miała bardzo silny prąd i mocno nas kołysało. Musieliśmy kilka
razy obniżać środek ciężkości i klęknąć na dnie, żeby się nie wywrócić.
fot. Miłosz, taki brzeg... a drzewa... lepiej niech na brzegu zostaną.
fot. Miłosz, brama...
M: Następny kryzys pojawił się przy kolejnym drzewie, które
całkowicie zagrodziło nam rzekę. Musieliśmy wysiadać i przerzucać kanu. Kolejny
raz mogliśmy zobaczyć, jak nasza Czajka świetnie sobie radzi nie tylko w
wodzie, ale i na lądzie. Jest to bardzo lekki sprzęt i łatwo się go przenosi i wrzuca na dach samochodu.
fot. Hubert, taka bariera...
M: Kiedy zbliżaliśmy się do końca trasy, to spotkała nas jeszcze jedna
niespodzianka w postaci kolejnego drzewa, na którym zawiśliśmy. Wydawało się, że uda nam
się przepłynąć górą, jednak utknęliśmy i silny prąd zaczął nas niebezpiecznie
obracać (to tez widać na filmiku). Tata powiedział, żebym przygotował się na kąpiel, bo sam przypiął
pierwszy raz aparat do plecaka. Świadczyło to o powadze sytuacji. Na szczęście
tata zaczął odpychać się od drzewa rękami w stronę brzegu i udało nam się wysiąść. To było najbardziej
niebezpieczne zajście, bo woda prawie wlała nam się do środka i nawet zaczynało
nas wciągać pod drzewo. Mało brakowało i pewnie byśmy się wywrócili. Dobrze, ze mieliśmy zapasowe ubrania w worku. Trzeba być przygotowanym na różne przygody.
fot. Hubert, obiektyw wciąż "zamglony"... bo mokro
M: To była ostatnia przygoda, bo już za chwilę dopłynęliśmy do
Świętego Miejsca (o tym już pisaliśmy tu "O sacrum zwizualizowanym, czyli ikonopisaniu Reni (w Sejnach)… i innych przedstawieniach (na Świętym Miejscu nad Rospudą) "),
zdjęliśmy mokre ubrania i napiliśmy się gorącej herbaty, bo wcześniej nie było
na to czasu.
Zobacz nasz filmik z zimowego spływu Rospudą... i kilka przygód w wartkim nurcie.
Film: Zimowy spływ Rospudą. w80 sekund
czas trwania: 80 sekund
realizacja: Miłosz i Hubert Stojanowscy
Pięknie:) Dobrze ubranie, ciepła czapka i można wybrać się na splyw. Zobaczcie sobie tu może i sklep GoKajak i ich kajaki. Zapoznajcie się z ich szeroką ofertą.
OdpowiedzUsuń