H: Diabeł, Boruta, Rokita, Czart, Kusy… w „demonologii”
Suwalszczyzny z tą postacią spotkać się można dość często w legendach i
radosnej twórczości ludowej.
Tak się składa, że w niedzielę byliśmy
z Miłoszem w Raczkach i dokumentowaliśmy jasełka… i wszędobylskie diabły. No i
te Raczki… które nie tak dawno pojawiły się w filmie Tomasza Bagińskiego
(Twardowsky 2.0 - zobacz film) A i Tomek
Organek (wszak z Raczek) spotkał tu Złego (tak śpiewa na ostatniej płycie). Czyli
coś jest na rzeczy… Temat wywołany. Demoniczny, bo i znaki wokół tak się
objawiają… a na koniec rozwiązanie zagadki tajemniczych morderstw sprzed roku na
Zatoce Słupiańskiej (dziś wreszcie dorwaliśmy podejrzanego). A diabeł tkwi w
szczegółach.
fot. Hubert, taki akt twórczy
lekko „podmalowany”, by do tematu
pasował. Unikam takich działań, ale jakoś tak Tomek Bagiński mnie natchnął
(zobacz sceny w piekle w Jadze - film )
H: Najpierw ruszyliśmy nad Piertankę… tam ponoć tarcie szło… o
duszę. Czyli o pierwszym gamoniowatym diable z Suwalszczyzny.
M: Czytałem na stronie internetowej legendę o diable. Kiedyś pojawił
się nad Wigrami tracz, który miał za zadanie wybudować trak do cięcia drewna na
deski. Kiedy zajechał do karczmy i trochę się upił, to zaczął przechwalać się, że on jest najlepszy i niczego się nie boi.
Usłyszał to diabeł i chciał się z nim założyć
o to, kto szybciej przetnie na deski 12 sosen za pomocą wody. Więc
spotkali się oni po kilku tygodniach przy rzece Piertance. Diabeł nie był
przygotowany na podstęp tracza, który wybudował tam koło wodne napędzające piłę.
Diabeł w tym czasie polewał wodą sosny pod ogromnym ciśnieniem, lecz one tylko pękały.
Tracz wygrał i kazał diabłu sobie pomagać i go nie oszczędzał. Po tej legendzie
nazwano wioskę obok Tartak.
fot. Hubert, Piertanka, tu gdzieś trak wodny stał...
fot. Hubert, ujście Piertanki do Omułówka
M: Dziś z tatą pojechaliśmy tam, aby poszukać śladów po tym tartaku.
Piertanka, to krótka rzeka i przeszliśmy wzdłuż od jeziora Pierty do Omułówka. Podczas
gdy chodziliśmy wzdłuż rzeczki zobaczyliśmy myszołowa, ale to on nas też zobaczył i uciekł. Kiedy
doszliśmy do jeziora, z daleka zobaczyliśmy
łabędzie i one przyleciały do nas robiąc jeszcze nawrót zanim wylądowały u
ujścia rzeki.
Śladów po traku nie znaleźliśmy.
fot. Miłosz, taki biały demon... prawie
fot. Hubert, jeżeli chodzi o diabła... to nad Piertanką znaleźliśmy tylko "Ł". "Diabe" gdzieś się zapodział...
fot. Hubert, pierwsza tablica...
H: Najbardziej znaną legendą lokalną z diabłem w tle, jest oczywiście ta „O siei wigierskiej”. Samej
historii nie będę streszczał… bo można ją w wielu źródłach odszukać… choć wątek
zakładu mnicha z diabłem weneckim… jest dość interesujący. Frapujące jest także to, że Złego oszukał sam
przeor klasztoru… Czyli kłamstwo mnichów? No tak, ale przecież oszukali tego z „ciemnej
strony mocy”. Diabeł kolejny raz okazał się „łatwy do zrobienia” dla
przedsiębiorczych ( i nieźle kombinujących) braciszków. I tu historia trochę podpowiada, że przecież
faktycznie tak było (z tym kombinowaniem), bo zakonnicy (ci już mniej
legendarni) sfałszowali akty nadania ziem… i trochę sobie więcej przyznali…
fot. Hubert, a tu taka interpretacja
legendy „O siei wigierskiej” w wykonaniu Tymoteusza Muśko (nasz lokalny Nikifor),
w Muzeum Wigier w Starym Folwarku
H: Nie dziwi mnie zatem późniejsze nawiązanie do klasztoru
wigierskiego i do jego zarządców. Stanisław Tym (mieszkający wszak nad
Wigrami), oprócz kilku scen nagranych na Suwalszczyźnie, pokazał miejscowego
proboszcza, którego zagrał Krzysztof Globisz. Jakaś taka dziwna skłonność do kombinowania na włościach klasztornych
znów wypłynęła. Znów poszło o ziemię… No
i w zakończeniu niejaka Maria Wafel (sekretarka Ochódzkiego), pod wiaduktami w
Stańczykach, przydybała proboszcza. But mu się zsunął, a w ziemi odcisnęły się
raciczki… takie kopytka… I takie znane przysłowie jako pointa. „Diabeł się w
ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni”.
fot. Hubert...szukaliśmy nad Wigrami podczas kilku wyjazdów...
fot. Miłosz, a zamiast diabła śmignął nam kolega. Wiśnia na desce po lodzie (a o nim wpis też się pojawi niebawem)...
fot. Hubert, przez chwile myślałem, ze to czerep (z rogami) diabła zamarzł...
H: A Raczki poszły w świat za sprawą Tomka Bagińskiego. Tu umieścił
on siedzibę Boruty (ciekawe co go z Łęczycy wygnało… może u nas ma letnią
rezydencję).
Często mówię o sprzężeniach,
takiej "anatomii przypadku". Dopada mnie takie coś… także w przypadku Tomka
Bagińskiego… I znów przypadek, bo użyłem zwrotu niemal medycznego, a
okazało się, że jest taka książka. „Anatomia przypadku”. Nie czytałem, ale wiem, kto jest
autorem… Jan Rokita. Przypadek?
„Dzisiaj to się skomplikowało, bo
wszystko jest strasznie łatwe” – powiedział Tomek Bagiński w jednym z wywiadów.
Chodziło o dostęp młodych do nowych technologii, ale tak naprawdę to zdanie ma
o wiele szersze zastosowanie… w niemal każdej dziedzinie życia.
Pierwszy fajerwerk Bagińskiego to „Katedra”, animacja nominowana do Oscara… Kilka minut filmu,
który aż kipi od metafor. Rozrasta się nam żywokryst nad wyraz, wchłaniając przy okazji bohatera… ku chwale architektonicznej struktury.
Kunszt budowli (i kunszt twórcy animacji) wyłania
się w momencie nastania jasności… Światło ażurowo atakujące… rozwaliło mnie doszczętnie.
To było pierwsze moje zetknięcie
z Tomkiem Bagińskim wiele lat temu… Przyznaję, że dodatkowo mnie zainteresował
jeszcze z kilku powodów: że z Białegostoku… czyli blisko. No i że samouk (tak o
nim wtedy pisano). Szok dla świata filmu, a dla mnie radość tym większa, że z Białegostoku, że samouk i że szok dla świata filmu. Nie
wiedziałem wtedy, że coś łączy go z Suwalszczyzną.
Potem „Sztuka spadania”… i kolejny kop ogłuszający (mnie). Zupełnie inna stylistyka… a jednak wzrusza. Tak mocnej (w treści) animacji chyba wcześniej nie widziałem. Miałem skojarzenie z „Fletem z mandragory” Łysiaka… ale tam raczej o finezyjne tortury chodziło… ale akt twórczy ewidentnie z bólu zrodzony w obu przypadkach.
M: Jak się uczyłem historii, to tata pokazał mi „Animowaną Historię
Polski” i dopiero później dowiedziałem
się, że reżyserem był Tomasz Bagiński. Potem oglądałem jeszcze wszystkie części
Legend i muszę powiedzieć, że bardzo mi
się podobały. Z Bazyliszka najbardziej mi się podobał tekst: „kurczak na
sterydach” i jak bohater rozbija lustro na głowie potwora, bo chyba nie znał legendy.
A przecież każde dziecko powinno znać
legendę o bazyliszku.
H: W gry nie gram. Nie mam czasu. Jednak o produkcji Wiedźmina
słyszałem. Animacje widziałem. Podziw jest. Ale tu znowu takie dziwne sprzężenie zjawisk
nastąpiło, bo w tworzenie muzyki do gry w jakimś stopniu zaangażowany był
Robert Jaworski (Żywiołak, względnie Roberto Delira)… a jego koncert nagrywałem…
w Raczkach (i to był mój debiut rejestracji widowiska muzycznego - zobacz najmniejszy koncert świata w Raczkach).
Zupełnie nie zaskoczyło mnie to,
że Bagiński będzie robił „w Sapkowskim” i ekranizacja (dwóch lekko rozszerzonych opowiadań) się
szykuje. Jakieś „holyłudzkie” historie… Dobrze się dzieje. O efekt jestem
spokojny.
fot. Miłosz, szukaliśmy i oddzielaliśmy ciemność od jasności...
fot. Hubert, przekraczaliśmy granice...
fot. Hubert, mijaliśmy stygmaty(zowane drzewa)
fot. Miłosz, widzieliśmy mysikrólika, który ma na głowie charakterystyczny płomień... ale tym razem nie chciał pokazać
fot. Hubert, i takie znaki rozczepione (demonicznie rogate)
H: Legendy w wersji Bagińskiego poruszyły mnie mocno jakościowo (obrazowo i treściowo). Dawno tak dobrze się nie bawiłem oglądając.
Boruta w tej wersji nie wygląda
na typowego polskiego diabła. Nosi się elegancko i inteligencko. Bliżej mu
nawet do wizerunku faustowskiego, ale jednak... ciapowaty mimo wszystko. Polak z krwi i kości, czyli
Twardowski (ale rym), znów go wyrolował…
Twardowski (w dwóch odsłonach), Smok, Bazyliszek
i wreszcie Jaga… Przyznam, że wątpiłem w jakość polskiego kina… i dzięki Bagińskiemu
przestałem wątpić. Cud.
No i do sedna. Niedawno na
profilu Bagińskiego (zobacz profil)
pojawiło się zdjęcie z… Bakaniuka. Tak autor nawiązał do swego dzieła,
a w niedzielę dokonaliśmy z Miłoszem szybkiej „podróbki”… bo przecież do Raczek na spotkanie z diabłami
jechaliśmy… No dobra. Anioły też tam
były.
fot. Hubert, próba plagiatu zdjęcia Tomka Bagińskiego w drodze na jasełka... do Raczek
M: Byliśmy z tatą w Raczkach i nagrywaliśmy jasełka. Było tam wielu aktorów w różnym wieku i fajna
dekoracja. Scena składała się z dwóch pięter i na tym niższym siedziały diabły,
które cały czas myślały jak zrobić na złość tym z drugiego piętra. W końcu
jednak i tak przegrały.
H: Diabły w naszej kulturze ludowej są jakieś takie oswojone. Mało
w nich demoniczności, a dużo… „fajtłapowości”. Tak jak w całej idei jasełek.
Dobro zawsze zwycięża i tak od wieków.
Próbujemy oswoić ten mrok
wszechobecny. Personifikujemy zło, bo Zły kopytny i rogaty łatwiejszy do
oswojenia. A że ciapowaty…
fot. Hubert, dużo rogatych...ale tak ładnie rogatych... symbolicznie
fot.Miłosz, taki kontrast... i głębia ostrości
fot. Miłosz, diabły z piorunami...
fot. Hubert, spozira...
fot. Hubert, Adam i Ewa... a gdzie diabeł?
fot. Hubert, ostatnie kuszenie... diabeł... diabła...
H: W poważniejszej literaturze mamy
jednak bardziej wysublimowane obrazy Złego… choć nawet Mefistofeles (z Fausta)
stwierdza „Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro
czyni”.
Goethe jednak ucieka od tego ludowego wizerunku diabła… i chyba właśnie
takiego spotkał na swej drodze Organek. Kolejny Tomasz w naszej historii.
Zasadniczo lubię piosenki, które
już raz słyszałem. Ale po kolei, bo co nagle to po diable.
Pomysł na „szukanie” diabła na Suwalszczyźnie pojawił się już
jakiś czas temu… wypatrywałem motywów i słuchałem przy okazji nowej płyty
Organka… i nagle Ki Czort... No właśnie taki tytuł ma 8 kawałek.
Nie wiem jak to się stało, że nie
spotkałem Tomka na swojej drodze… a może spotkałem i nie pamiętam.
Rocznik ten sam (co ciekawe Bagiński też 76), szkoły średnie w tym samym
mieście (i wspólni znajomi jak się okazało)…
do tego pewna (nazwijmy to)
„anarchiczność” w życiorysie też wystąpiła…Trudno.
Jestem zupełnie bezkrytyczny w
przypadku Organka. Słucham historii. Słucham nowych kawałków, a mam wrażenie,
że mówią ci wszyscy wielcy z panteonu klasycznego rocka. Gitara. Słowa. On jest
od nich i on jest stąd. Czy ma jakieś konszachty po drugiej stronie?
Organek w tekście „Ki Czort” tak
jakby trochę biograficznie poleciał… Kolejny raz zaśpiewał o „wyjściu ze wsi do
miasta” i o tych wszystkich dylematach z tym związanych. Czy na pewno biograficznie?
Chyba tak. Pierścień na palcu.
Tekst wyraźnie mówi o wyborze
pewnej drogi i konsekwencjach tegoż wyboru. Jak w życiu.
Organek próbuje też nazwać siłę,
która go wciąż pcha ku nowemu. Spotyka takiego Mefista, kogoś z kim można się sprzeniewierzyć…
ale czy na pewno sprzeniewierzyć? Tak
sobie myślę, że jak ktoś robi to, co lubi (i jest wrażliwy)… to od razu czuje
się trochę winny, że inni muszą robić to, czego może wcale nie lubią...
Wbrew pozorom Organek wybrał
bardzo trudną drogę, ale o duszę może być spokojny. I jak sam śpiewa „szczęście
niestety nie od miejsca zależy” w balladzie o Raczkach…(posłuchaj ballady)
Taka to właśnie raczkowska
pokrętna historia z diabłem (Borutą i Czartem) i dwoma Tomkami w tle…
M: Dziś rozwiązaliśmy zagadkę,
o której pisaliśmy rok temu. Byliśmy na Słupiu i szliśmy po lodzie. Tata
szedł pierwszy i mnie zawołał jak wyszedł z trzcin. Zobaczyliśmy startujące
łabędzie, a za nimi coś biegło po lodzie daleko od brzegu. Okazało się, że to
lis, którego tropiliśmy po świeżych śladach. To pewnie właśnie on zjadał te
wszystkie łabędzie, które znajdowaliśmy w tej części Wigier.
H: Nie widział nas i nie czuł… ale my widzieliśmy i czuliśmy go. Odległość
była spora, ale zapach drażnił nozdrza, bo wiatr wiał w naszą stronę. Taki
trochę paradoks, bo to przecież lis
wykorzystuje węch… a teraz my.
Ciekawe, czy diabeł śmierdzi siarką? (nawiązałem jednak do tematu)
Czyżbyśmy rozwiązali zagadkę z tego
wpisu? (Na tropie seryjnego mordercy nad Zatoką Słupiańską (wilki, orły czy inne stwory? Próba odpowiedzi)
fot. Miłosz, tropimy... zło i lisa
fot. Hubert, lis szuka ofiary... trop świeży
fot. Miłosz, potencjalna ofiara
fot. Hubert, potencjalna ofiara, czyli trop łabędzia
fot. Miłosz, pogoń za ofiarą...
Koniec dygresji.
H: Powiem (napiszę) tak. Tomek Bagiński i Tomek Organek w swoich
artystycznych wytworach Złego w Raczkach posadowili… a ja do tych dwóch Panów
odważyłem się wystosować prawie oficjalne zapytanie… nie liczyłem na odpowiedź… a
odpowiedzieli obaj (w zajętości swej).
Parafrazując słynne zdanie: wszystkie Tomki,
to fajne chłopaki (do tego rocznik najlepszy - '76)…
A co z ich odpowiedzi wyniknie… to się jeszcze
okaże (lub nie).
PS. Żart zasłyszany pasujący jakoś do wpisu. Zaraz po Organku do samochodu Kuźniara (taki wywiadowca samochodowy) wsiadł gość z zespołu Łąki Łan. Spytał prowadzącego: co to jest 665? i sam odpowiedział: mniejsze zło. Czyli nawiązanie takie do naszego tematu. Bo wszystko tam jest. I diabeł (zło), i Organek (siedział wcześniej na tym siedzeniu), i Wiedźmin (tytuł opowiadania Sapkowskiego), i Bagiński (bo to opowiadanie będzie przez niego ekranizowane)... Taka anatomia przypadku. Rokita.
Genialny tekst! Dobrze, że dziś przypadkiem odkryłem tego bloga! Jest tu wszystko co lubię: Bagiński, Organek i jeszcze Raczki! Świetnie napisane, wnikliwa analiza przypadku diabła, tak dobrze się czyta i tekst wprowadza w w fajny humor :) dzięki!
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo i odwiedziny. Robimy... co możemy :)
OdpowiedzUsuń