H: Zostaliście wykorzystani. Wszyscy… bo chciałem zrealizować swoje
(z definicji egoistyczne) marzenie… spotkania człowieka, który robi TAKIE zdjęcia
podwodne. Bartosz Stróżyński, nasz gość, to niezwykle barwna (i wielowymiarowa) postać,
a dziedzin sztuki uprawianej mnóstwo. Nazwa jego strony autorskiej sugeruje z
kim mamy do czynienia. Film, Muzyka, Fotografia (www.fimufo.pl), to obszary szczególnie mu bliskie. Warto
podejrzeć co tam wyprawia… ale teraz opowiemy, co wyprawiał w Suwałkach.
fot. Hubert, Spotkanie Bartosza z uczniami w ZST... mówił o bliskich spotkaniach z dzikimi zwierzętami... dystans, którego właściwie brak... widać na zdjęciu... (i tam i tu)
H: Kiedy w radiowej Trójce „śledziłem uszami” projekt Trzy Sztuki w Antarktyce (www.3sztuki.pl),
to pojawiła się taka nieśmiała myśl:
dobrze byłoby spotkać pomysłodawcę tego zamieszania (a wciągnął do tego także Olafa Lubaszenko i Adama Nowaka z zespołu Raz, dwa , trzy) . Wyszedłem z założenia, że w okolicy
nikt nie wpadnie na to, żeby zaprosić Bartosza, dlatego muszę zrobić to sam.
Kombinowałem coś w formie telekonferencji, wirtualnego spotkania z młodzieżą w ZST, ale te wszystkie
komunikatory w jakiś sposób zabijają autentyczność. Ale na szczęście, po kolejnej
internetowej konwersacji, to Bartosz sam spytał, czy nie chcę zaprosić Trzech sztuk na Suwalszczyznę. Warto
czasem atakować „idoli fotograficznych”.
fot. Hubert, ciągle w ZST
H: Fotografia podwodna jest bardzo trudną sztuką. Chyba nawet trudniejszą niż fotografia z powietrza. Wiem, bo czasem
podejmuję próby dokumentowania przestrzeni spod wody i z powietrza. Czyli mam porównanie.
Twórczość Bartosza obserwuję i
podziwiam od kilku lat, a wspominany już projekty Trzy Sztuki, zaangażowałem się nawet emocjonalnie (czego dowodem
może być nasz historyczny wpis „O Biegunach, czyli o zamarzających Wigrach, Jacku Pałkiewiczu, Biegnącym Wilku, Bartoszu Stróżyńskim… i kilku innych wciąż gnających przed siebie”). Wziąłem też udział w dosłownym wspieraniu projektu na platformie
finansowania społecznościowego. Z
prostej przyczyny. Zdjęcia Bartosza mnie
wzruszają. Są one dla mnie dowodem, że piękno świata podwodnego jest naprawdę
blisko… a w przypadku Bartosza, to stwierdzenie ma też bardziej dosłowny wymiar
z racji używanego obiektywu. Ogniskowa 14 milimetrów sprawia, że fotografujący
musi maksymalnie skracać dystans do natury (mniej niż 25 centymetrów). Taką filozofię
fotograficzną nasz gość wyznaje i konsekwentnie stosuje. Każdy, kto obcuje z
przyrodą ma świadomość, że tak bliski kontakt z dzikim stworzeniem już z
założenia jest niemożliwy, niebezpieczny nawet (zgodnie z negowanymi podczas spotkania stereotypami). Bo jak podejść do wilka i go pogłaskać.
A Bartosz głaskał… krokodyla nilowego.
fot. Hubert, takie głaskanie krokodyla...
M: Pan Bartosz korzysta pod wodą z obiektywu 14 mm i portu
kopułowego, przez co nawet gdy lamparty morskie dotykały obiektywu, to wydawało
się, że są one trochę oddalone. Tak naprawdę były bliżej niż mam teraz do
monitora. Ja zazwyczaj fotografuję zwierzęta teleobiektywem, bo podejście
blisko jest niemożliwe. Raz tylko jak nurkowałem nocą w Mulicznym, to dotknąłem
rybę, ale ona wtedy spała.
H: Rano Bartosz pojawił się w
ZST na spotkaniu z naszą młodzieżą i opowiadał o swoim „podwodnym zauroczeniu” w sali
wypełnionej ponad stan (niektórzy musieli przyjść z własnymi krzesłami). Taki
mam plan (mało oryginalny), żeby pokazywać, szczególnie tym młodym, jak inaczej
można „spędzić” życie. Bartosz zresztą
fantastycznie wpisał się w ten mój zamysł i pokazał na swoim przykładzie do
czego prowadzi determinacja i ciężka praca. Pokazał, że coś, co w teorii jest
niemożliwe… jest możliwe. „Trzeba tylko
wierzyć i chcieć, a wszystko się spełni”
wyśpiewywał onegdaj zespół Voo Voo, a jak się okazało mam z Bartoszem taki sam
stosunek („uwielbiający”) do tej formacji.
fot. Hubert, krótki kurs pilotażu... nie uwzględnił zaniku sygnału z pilota (przed spotkaniem w PWSZ)
M: Na spotkaniu siedziałem na balkonie i obsługiwałem komputer,
który musiał być podłączony do projektora. Dostałem wcześniej instrukcje i miałem
przełączać filmy i prezentacje. Na początku wszystko było dobrze, ale później
pilot do zmiany zdjęć przestał wysyłać sygnał, dlatego musiałem obserwować
dokładnie, co robi pan Bartosz, słuchać co mówi i szybko reagować zmieniając
kolejne slajdy. Na koniec spotkania pan Bartosz powiedział mi, że jestem
pierwszym trzynastolatkiem, który umiał czytać w jego myślach i we właściwym
momencie zmieniał zdjęcie.
fot. Miłosz, takie miejsce pracy na wysokościach...
fot. Hubert, startujemy, tym razem w PWSZ
H: Bezpośrednio po spotkaniu porozmawiałem sobie z kilkoma
znajomymi osobami na temat prezentacji i okazało się, że wszyscy podkreślali
pasję, która się przed nimi materializowała (w postaci Bartosza) hipnotyzując
ich jako odbiorców. Interakcja, o której wielokrotnie wspominał autor zdjęć,
objawiła się w auli PWSZ.
fot. Hubert, a to już po prezentacji... w patio oglądamy wystawę Trzy Sztuki w Antarktyce
fot. Hubert, była też okazja kupienia książki (bo to nie tylko album) "Podwodne zauroczenie"... (chyba nawet jedna z ostanich okazji, bo nakład już wyczerpany)
fot. Hubert, a książki osobiście "naznaczone" przez autora nabierają zawsze dodatkowej mocy...
M: Spotkanie zmieniło moje poglądy na misie polarne i krokodyle. W
każdym filmie jest tak, że wszystkie zwierzęta z wielkimi zębami od razu
zabijają ludzi. Pan Bartosz jednak uświadomił mi, że one tak naprawdę boją się
ludzi i to my wzbudzamy największy strach. Te wszystkie wielkie zwierzęta, jak
tylko zobaczą człowieka, szybko się odwracają i zaczynają uciekać, nawet pod
wodą.
H: W sobotę rano, tuż przed wyjazdem, zrobiliśmy jeszcze szybki wspólny wypad nad
Czarną Hańczę… którą Bartosz chciał zobaczyć "na żywo". W sumie nie wiem czy był nad tą rzeką wcześniej (na pewno nurkował w jeziorze Hańcza - to akurat wiem), ale jak byliśmy na tatarskim obiedzie u Emilki i Alika, to pokazałem Bartoszowi album Piotrka Malczewskiego o Czarnej Hańczy. Jak się okazało Bartosz podglądał też moje "wytwory" podwodne z tych okolic. Ciekawe, że porównał Czarną Hańczę… do brazylijskich rzek. Że kolor wody, przejrzystość i
roślinność… Ciekawe… nawet Brazylię mamy na Suwalszczyźnie.
fot. Hubert, portret odwrócony (ale autograf już nie)... a po drugiej stronie takie drapieżne "zęby" Czarnej Hańczy (zdjęcie zrobiłem w towarzystwie Bartosza)... może będą powroty nad naszą rzekę (?)
H: No i na koniec powiem, kogo wykorzystałem, żeby zrealizować swoje (egoistyczne)
marzenie o spotkaniu Bartosza na suwalskiej ziemi.
Pomysł miałem, ale bez wsparcia
Alicji Sasin i całej Ekipy Biblioteki w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej…
nie byłoby tego spotkania…
Pomysł miałem, było miejsce i Ekipa, ale bez
wsparcia finansowego Mariusza Butkiewicza (właściciela firmy, która cały czas
wspiera Sudawców - www.cels.pl )... nie byłoby tego spotkania…
Pomysł miałem, było miejsce, było
wsparcie finansowe, ale bez Was… to wszystko byłoby bez sensu, bo dobrem
(czytaj: Bartoszem Stróżyńskim) trzeba się mieć z kim dzielić.
No i podzielone. Dzięki Wam wszystkim!
M: Prezentacja była bardzo ciekawa i byłem zafascynowany zdjęciami.
Bardzo dziękuję autorowi, że pokazał mi i wielu ludziom z Suwałk piękno tych
morskich zwierząt, „czarnych
charakterów”, które tylko w filmach są tak przedstawiane, żeby przyciągać
więcej widzów. Pan Bartosz
udowodnił, że można nurkować bezpiecznie z tymi zwierzętami. Zapomniałem tylko zapytać, czy można nurkować z piraniami.
H: Bartoszu… dziękuję za możliwość
obcowania (choć przez chwilę) z Twoim światem… I zaprawdę powiadam… fascynujący
(i Ty i Twój świat). Wnioski wyciągnięte...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz