H: Najpiękniejsze jest to, że jak
myślisz, że cię nic już nie zaskoczy… to cię zaskakuje. Dziś będzie o miejscu
już opisywanym. Kolejny raz o Zatoce Słupiańskiej. Co tu może zaskoczyć? Kolejne
spotkanie z kozłem, kolejny trup łabędzia, ślady (bo o tropy trochę trudniej
teraz) wilka? A tu szok. Tracz bielaczek mi się trafił… I jeszcze na koniec dzisiejszej
wycieczki rodzinnej kolejna „anomalia”
ornitologiczna nad Wigrami. Zobaczyliśmy stado… ale po kolej.
fot. Hubert, Miłosz miał niedawno swoją zielonkę... ja mam bielaczka
M: Dziś rano do ogródka przyleciał dzwoniec
i usiadł sobie na gałązce i szukał materiału na gniazdo. Ucieszyłem się, bo to
oznaczało, że zamieszka gdzieś obok nas. Mam nadzieję że gdzieś w pobliżu. Zdjęcie
zrobiłem przez okno, a jak wyszedłem do ogrodu, to zobaczyłem rudzika, który
jadł muchy, ale był dosyć daleko.
fot. Miłosz, nasz dzwoniec "domowy"
M: Dziś pojechaliśmy na Słupie. Gdy byliśmy już prawie na miejscu,
mama zobaczyła kozła, który leżał na słońcu i się niczym nie przejmował. Starałem się wysiąść z samochodu po cichu.
Zrobiłem kilka zdjęć jak leżał, ale
niestety uciekł, bo było za dużo suchych liści na ziemi i hałasowałem za mocno.
H: Ten kozioł jest ewidentnie
rezydentem. Trzeci raz go widzimy w tym samym miejscu. Taki przywiązany. Ciekawe, że ciągle widzimy go bez asysty saren… taki
samotny wilk… ironicznie trochę… Miłosz poszedł kawałek za nim, ale kozioł
pierzchnął w las. Obszczekał tylko jeszcze intruzów i tyle go widzieliśmy. Do następnego zatem…
fot. Miłosz, kozioł sobie leży...
M: W zatoce było sporo ptaków. Znowu
krzyczały łyski i się nawet ganiały po wodzie między łabędziami. Wyglądało to
trochę jak zawody sportowe.
fot. Hubert, taka gonitwa łysek po trójkącie... czyżby łabędź po lewej dawał znak łapą do startu?
fot. Hubert, trzcina na Słupiu wciąż jest... dosłownie
fot. Hubert, trzcina na Słupiu wciąż jest...mniej dosłownie...
fot. Hubert, ja "poluję" na Miłosza, który "poluje"...
fot. Miłosz, sam "poluje" na siebie...
fot. Agnieszka, "poluje" na przylaszczki... i muszki...
fot. Miłosz, "poluje" na pióro, którego właściciel (być może) został upolowany...
fot. Agnieszka, robi to, co Miłosz powyżej...
H: Człowiek chodzi często w te same
miejsca. Czasem przyjmuje (mylne) założenie, że w tak oczywistej przestrzeni
nic nowego go nie zaskoczy. Błąd. Przy odpowiednim nastrojeniu można się mocno
zdziwić. O czym prawię ? Rodzina pastwiła się fotograficznie nad przylaszczkami
i piórami przez jakiegoś ptaka zostawionymi… lub zostawionymi przez jakiegoś
drapieżnego ssaka (który piór jeść nie lubi), a ja zszedłem „w zatokę”. Przez
trzciny widziałem już pływające czernice… takie ładne kaczki, których samce
mają charakterystyczny czub… (opisuję, by spowolnić akcję)… Aż tu nagle (kulminacja)
coś wypłynęło z trzcin… Wcięło mnie. Zgłupiałem, bo choć z identyfikacją ptaków
wodnych mam jeszcze problemy, to tu nawet… problemu nie miałem, bo takiego stwora nawet w książce nie widziałem.Takie jakieś uszate... jakby brwi mu się przesunęły...
Na szczęście mam kolegę, który oprócz użyczania mi obiektywu,
ma niebywałą wiedzę o tych „co skaczą i fruwają”… taki mój osobisty Pan
Zwierzyniec (starsi wiedzą o co mi chodzi… młodsi niech wygooglują to sobie).
Wojtek wiedział. Tracz bielaczek. Taka rzadkość, której nawet on na Wigrach nie
widział (ale wiedział, że były obserwowane na innej zatoce). Szkoda, że tak szybko czmychnęły… i tak z daleka...
fot. Huber, ciekawostka ornitologiczna na Wigrach, tracze bielaczki (taka para), a w tle czernice
M: Nad Sucharem Dużym latały trzy
myszołowy. Tata mnie zawołał, bo akurat ganiałem zięby. Myszołowy pokrzykiwały
nad głowami i nagle wyleciał orzeł, ale były za szybki na zdjęcie. Trochę dalej
stał jakiś chłopak z dziewczyną i robili sobie zdjęcia telefonem. Nawet nie zauważyli,
że nad nimi poleciał orzeł.
H: Przyroda zaczyna buzować. Cała. Łączenie w pary, gonitwy, pokrzykiwania… Nawet mrówki zaczynają powoli nabierać prędkości (taka gra słów mi wyszła). Hania ewidentnie nie lubi mrówek i nie była zadowolona z ich obecności. Wolała obserwować je z odległości… uniemożliwiającej obserwowanie.
fot. Agnieszka, mrówki rudnice już chodzą...
fot. Hubert, rudnica z bliska lekko rozmyta...
fot. Miłosz, motyl po przejściach... ale żyje...
fot. Miłosz, takie świerki koło Suchara Rzepiskowego
fot. Miłosz, taki portret z gębą w słońcu przepaloną...
fot. Agnieszka, dziś żurawie też były... norma... podczas powrotu...
H: Kolejny szok dzisiejszy. Zaczynam się
przyzwyczajać. To ta druga dzisiejsza ornitologiczna sensacja… pierwszy raz w
życiu widziałem stado czapli białych nad Wigrami… w sumie, to pierwszy
raz w życiu widziałem więcej niż dwie na raz… Szacuję, że było ich około 40 (w
dwóch stadach). Zatrzymaliśmy się na poboczu przy wylęgarni ryb. Podjechał do
nas właściciel mijanego wcześniej kompleksu „U Jawora”. Wymieniliśmy się werbalnie
zdziwieniem. Czyli to jednak nie jest normalne w tym miejscu…
M: Jechaliśmy już do domu, gdy nagle zobaczyłem, że obok nas lecą
czaple białe. Tata szybko zjechał w dół i zatrzymał się nad jeziorem Staw. Wysiedliśmy
z samochodu i pobiegliśmy za górę. Zacząłem robić zdjęcia, ale aparat mi się
przestawił i wszystkie były poruszone. Załamałem się, bo stado odleciało już daleko
nad Staw.
H: Poleciały, a dowodów brak… Zrobiłem
jeszcze daleki „strzał” na rozbite w powietrzu stado… Ale zaskoczenie kolejne
wisiało (leciało) w powietrzu. Znad Czarnego leciała kolejna formacja czapli
białych, a potem jeszcze pojedyncze sztuki. Teraz się udało. Wspaniałomyślnie
(i złośliwie) zadzwoniłem do Wojtka. Tak sobie często „rozmawiamy”… do tej pory
to on mnie drażnił mówiąc, co właśnie przed chwilą uchwycił… A tego, co my
dzisiaj tu… to nawet On...
fot. Hubert, czaple białe (część stada) nad Stawem, daleko...
fot. Hubert, taka formacja...
fot.Miłosz, blisko...
fot. Hubert
Mam swoją hipotezę roboczą na te anomalie:) Sława Sudawskich dociera w najdalsze zakątki świata.
OdpowiedzUsuńPtaki rozmawiają sobie przy ziarenku i rybce. „Wiesz co czapla biała? Jak chcesz mieć ładną focię na której nie będziesz wyglądać jak zmoknięty bażant, to leć nad Wigry! I koniecznie zabierz rodzinę. A będziesz u tracza? To mu powiedz. Ostatnio szukał kogoś do zrobienia zdjęcia do paszportu”
I potem lecą, lecą... A kiedy kondor królewski? Pożyjemy, zobaczymy.
Tyle ciekawych istnień wokół nas, a my koncentrujemy się tylko na człowieku, uważając go za najważniejszą istotę, bo obdarzoną rozumem. A jak jest naprawdę, przekonają nasi potomkowie za 500 lat, kiedy będzie już możliwy kontakt ze wszystkim, co żyje. Pozdrawiam M. Czygier
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie opuszczaliście wytyczonych szlaków w WPN żeby się na mandacik nie narazić?
OdpowiedzUsuń