środa, 21 października 2015

Otako. Po naszemu o muzykach lokalnych.



M: Mamy fotografować koncert zespołu Otako w Gościńcu Jaczno. Przejeżdżaliśmy nawet koło młyna, w którym robiliśmy zdjęcia do wcześniejszego wpisu.
H: Trafiliśmy na koncert w niezwykłym  miejscu, w okolicy,  która piękna jest niemiłosiernie. Kolor wody w Jacznie  dopełnienia koloryt lokalny. A i właściciele gościńca wtopili się w tło i nie zaśmiecili krajobrazu.
fot. Hubert, Otaki montaż z Jacznem


fot. Hubert, Jaczno z paralotni


M:  Zaczęliśmy szukać miejsca gdzie miał się odbyć  koncert i jakaś pani powiedział, że jesteśmy pierwsi, a zespół już jedzie.  Weszliśmy do dużego pomieszczenia z kominkiem. Tata się zaśmiał i powiedział, że jak oni nie chcą grać, to my zagramy.
H:  I graliśmy w ping-ponga (a właściwie w tenisa stołowego), bo na środku stał stół.
M: Otako przyjechało. Wziąłem aparat i patrzyłem jak się rozstawiają z całym sprzętem. Pan Karol miał bardzo dużo kabli,  a zresztą wszyscy mieli pełno poplątanych  kabli, a potem tak zrobili, że wszystko do siebie pasowało. 

fot. Hubert, Rozkładanka 



H: Zrobić zdjęcie muzykom grającym w miejscu niemal bez światła? Trudno.  Efekt uboczny w postaci szumów,  ziarna  (jak niegdyś mówiono) często traktuje się jako błąd. Wszak wciąż aktualny jest pogląd, że dobre zdjęcie musi być ostre i szumów pozbawione. Oczywiście spłycam, bo są i tacy, którym ziarno nie przeszkadza, a wręcz podnosi wartość estetyczną obrazu. Sami nawet „psują” ujęcie dodając efekt „szumnoziarnisty”. W naszym przypadku nic dodawać nie musieliśmy. Samo wyszło.

 fot. Miłosz, Strojenie cymbałów przez okno (zdjęcie, a nie strojenie)

 fot. Hubert

 fot. Hubert, Ignacy szuka dźwięków

fot. Miłosz

fot. Hubert

H: Dlaczego lubię Otako? A bo tak. Zrobiłem szybki przegląd swoich „wiekopomnych” produkcji  i wyszło mi, że w większości filmów i prezentacjach autorskich wykorzystałem muzykę od chłopaków.
Dlaczego? Mam dwie kategorie odbioru dzieła. Podoba mi się lub nie. W przypadku Otako biorę wszystko jak leci. Po pierwsze: lubię ich jako ludzi. Po drugie: są kwiatem tej ziemi, tu się urodzili i się tego nie wstydzą. Po trzecie: inspirują się lokalnym kolorytem Suwalszczyzny. Po czwarte: poszukują brzmień łącząc stare z nowym. Po piąte: do wszystkiego doszli sami lub podpatrywali lokalnych twórców ludowych, a ja uwielbiam samouków (kolejność argumentów można zmieniać dowolnie).
A jak grają? W moim filmie „Rospudzenie. O rzece”, Piotrek Fiedorowicz wystąpił jako jeden z bohaterów. Poniżej prezentuję  fragment tego filmu (bo w całości jest zbyt długi). Bawią się formą chłopaki… A Ignacy wciąż szuka brzmienia na talerzu.. I kto zgadnie, jaki utwór zagrali w tym filmie?



M: Pan Piotr grał na różnych fujarkach i na skrzypcach. Zastawiałem się czemu raz je trzyma pod szyją, tak jak wszyscy, a potem tak jakby dużo niżej i bokiem. Tata powiedział, że to tak na ludowo się trzyma.

 fot. Hubert, Trzymanie klasyczne

fot. Hubert, Trzymanie "na ludowo"

H: Miłosz zrobił zdjęcie cymbałów wileńskich na tle kominka. Pobawił się trochę głębią ostrości i wyszedł mu płonący instrument. Zdjęcie zobaczyłem dopiero w domu. W trakcie koncertu zrobiłem ujęcie na tle ekranu wyświetlającego wizualizacje… Niby nic. Takie płonące cymbały… Dopiero później usłyszałem przypadkiem, jak chłopaki zwracają się do cymbalisty… Diabolo…grozą powiało pod powałą.
 fot. Miłosz

fot. Hubert

M: Myślałem, że cymbały to takie kolorowe  blaszki, w które się stuka pałeczkami.  Gdy zobaczyłem prawdziwe cymbały, to nie mogłem uwierzyć,  że da się na tym grać. Pan stroił je bardzo długo i wymieniał struny, bo pękały. Gdy zaczął się koncert, to mogłem  zobaczyć, jak na tym się gra i byłem bardzo zdziwiony, jak można trafiać w te wszystkie struny. Nawet po koncercie długo z tatą oglądaliśmy ten dziwny instrument.
H: A jak grał nasz cymbalista?
„ (…)z przymrużonymi na poły oczyma
Milczy i nieruchome drążki w palcach trzyma.
Spuścił je, zrazu bijąc taktem tryumfalnym,
Potem gęściej siekł struny jak deszczem nawalnym;
(…) Znowu gra: już drżą drążki tak lekkimi ruchy,
Jak gdyby zadzwoniło w strunę skrzydło muchy,
Wydając ciche, ledwie słyszalne brzęczenia.”
Ależ oryginalnie poleciałem, ależ jankielowo (autoironia taka), ale końcu z czym mogło mi się to kojarzyć?  Wieszcz wiedział co pisze. Jestem jednak pewien, że nasz cymbalista był bardziej energiczny.  Skaczący znaczy... no i zdecydowanie  "gęściej siekł" niż "ledwo słyszalnie brzęczał".
M: Koncert na żywo był naprawdę fajny. Przyglądałem się jak zespół gra razem i wychodzi to jak jedna całość. Najbardziej podobała mi się piosenka „Tyka bomba” i nie tylko mi, bo na koniec publiczność  chciała, żeby jeszcze raz zagrali  to samo.

 fot. Hubert

M: Na sali koncertowej  było bardzo ciemno. Tata mi zawsze mówił, że nie powinno się robić zdjęć na koncertach z lampą błyskową. Ustawiałem wysoką czułość, ale zdjęcia nie wyglądały najlepiej. Na szczęście wyświetlana była taka prezentacja na ekranie i czasem było trochę więcej światła, ale wystarczył mały ruch aparatu, albo zespołu i wszystko było rozmazane.
H: Przyłapałem się na tym, że nie mogłem precyzyjnie stwierdzić, które zdjęcie zrobiłem ja, a które Miłosz. Wyszło to przy ocenie jednego ze zdjęć.  Stwierdziłem, że w sumie jak na takie warunki, to nawet nieźle zrobiłem… Jednak w tym przypadku nie mogłem być równocześnie twórcą i tworzywem. Byłem na  zdjęciu.
M: Pytałem pana Karola o kilka rzeczy:  o tworzeniu muzyki i o urządzenia do gry. Uczę się grać na gitarze u pana Szczepana i bardzo to lubię. Tata mi nawet zazdrości. Muszę też grać na pianinie, a tego za bardzo nie lubię. Jednak po rozmowie z panem Karolem trochę inaczej będę patrzył na ten instrument. Może jak będę zmieniał brzmienia, to będzie fajniejszy. 

                                                                            fot. Miłosz


                                                 
                                                                              fot. Hubert

M: Po koncercie wszyscy  zostaliśmy zaproszeni na pizzę.  Myślałem, że chodzi o taką zamówioną z restauracji. Gdy zaszliśmy do takiej dużej jadalni, to zobaczyliśmy, że leżały tam kawałki ciasta i bardzo dużo dodatków. Każdy mógł  sam sobie zrobić pizzę jaką lubił. Tata powiedział, że będziemy komponować.  Potem nieśliśmy pizzę na podwórko i jakiś pan wkładał ją do specjalnego pieca. Bardzo lubię takie koncerty.
H: Nie potrafię opowiedzieć muzyki… zrobić jej zdjęcie też nie jest łatwo. Ale wiem jedno: właściwie dobrana muzyka pozwala lepiej zrozumieć obraz.
Po jednej z moich publicznych prezentacji złożonej ze zdjęć, wielu uczestników podchodziło do mnie i mówiło: świetna muzyka… nie do końca takiego odbioru swoich zdjęć się spodziewałem.

Dlatego warto polubić chłopaków.
https://www.facebook.com/Otako.Music


P.S. Zapomniałem dodać jeszcze jedną naszą wspólną produkcję. Do tego bardzo nowoczesną. Przedstawiamy "Taniec klona"




7 komentarzy:

  1. Odpowiadam na pytanie Huberta o tytuł utworu: "W stodole na pudle całują się wróble..."

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale przed piciem wódki... czy raczej po? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "...a wrona im kracze, że nie tak smarkacze". Znana przyśpiewka z Suwalszczyzny

    OdpowiedzUsuń
  4. nie ma to jak cenna anonimowa krytyka :P

    OdpowiedzUsuń
  5. "...bury pies szczeka, suwalczanin chory jak nie narzeka...", cytat z hymnu Suwalszczyzny

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się podobało, miałam przyjemność zaprosić do naszego eventu kilka lat temu. Otako dla mnie to sól Suwalszczyzny.

    OdpowiedzUsuń