H: Szczwany lis.
Tak mi się powiedziało nieopatrznie po dzisiejszym pstryknięciu zwierza, no i
musiałem wyjaśniać Młodemu zawiłości językowe. A to synonimy, a to
frazeologizmy, a to zmiana znaczenia wyrazów…Trochę przykładów tu przemycę...
fot. Hubert (Canon 60d +
obiektyw 600mm, 1:4 – dziś rozstania nadszedł czas, + telekonwerter 2x,
ISO 2000, Tv: 1/320, Av: 9)
H: W tym przypadku Miłosz znaczenie słowa rozumiał
intuicyjnie, ale brzmienie wyrazu, na swój sposób go urzekło… Szczwany,
czyli jaki? Wyga, spryciarz, wyjadacz (dobre
!), rutyniarz, nie w ciemię bity,
cwany, wyrachowany, kuty na cztery nogi
(lub kopyta), szelma, lawirant… A czemuż on taki szczwany… a od tych odwiecznych podchodów, kombinacji, by
zaszczucia uniknąć. Dobrze, że nie lis farbowany. Zaczęliśmy od zdjęcia liska, ale chytrusek
pojawił się dopiero później…
Pojechaliśmy zatem dalej i zaskoczyliśmy dwa łosie („się” też trochę). Miłosz próbował zrobić zdjęcie, ale szarawo jeszcze było i z samochodu… i wyszło takie z cyklu „zgadnij, kto jest na obrazku”. Ale przynajmniej były stwory i humor od razu lepszy.
M: Pierwszy raz widziałem takie duże łosie. Stały w
krzakach, a ja nie mogłem ustawić aparatu. Nawet jak wyszedłem z samochodu, to
jeszcze na mnie czekały, ale zaraz odeszły, a ja się poparzyłem pokrzywami. A na zdjęciu prawie i tak nic nie widać.
fot. Miłosz (Canon 5d mark II + ob. 70-200 1:2.8, ISO: 5000,
Tv:1/40, Av: 5.6)
H: Niech ryczy z bólu
ranny łoś,
Zwierz zdrów przebiega
knieje.
Ktoś nie śpi, aby spać
mógł ktoś,
To są zwyczajne dzieje
(Szekspir, Hamlet)
Nasze łosie nie
ryczały. Ale ranne były… właściwie to poranne i raczej niemrawo pomykały … My nie spaliśmy, a Wy pewnie tak. Czyli
(prawie) wszystko się zgadza, bo zdrowe okazy rogatej braci pędziły nieco
później i trochę dalej.
Wjechaliśmy (niemal) w chmarę łań z młodym bykiem. Stały
przy drodze, ale nie tam gdzie na nie czekaliśmy… poszły w las niestety, zanim
zdążyliśmy zareagować… W pamięci został piękny sus jelenia nad krzakiem, a na
zdjęciu tylko orzechówka (co twardy miała
orzech do zgryzienia). Obserwowała szyderczo nasze nerwowe szarpanie ze
sprzętem i znikające w lesie stado…
Trudno. Może za rok uda się złapać
byka za rogi… będziemy lepiej
przygotowani.
fot. Hubert (Canon 5d mark II + ob. 70-200 1:2,8 +
telekonwerter 2x, ISO: 5000, Tv:1/100, Av: 5.6)
orzechówka
M: Gdy tata montował 600 na statyw, ja zauważyłem dwa dzięcioły, które ganiały
się jakby grały w berka. Zacząłem się śmiać, bo latały mi nad głową i dopiero po
chwili dotarło do mnie, że od dawna chciałem zrobić zdjęcie dla dzięcioła, ale
zawsze był za wysoko. Teraz były aż dwa: samiec z czerwoną czapeczką i samica. Gdy
tata zobaczył co zrobiłem, był bardzo zdziwiony i powiedział, że z tak bliska
nie udało mu się nigdy zrobić zdjęcia dzięciołów. Przyłączył się do mnie i pstrykaliśmy. Czasem ptaki odlatywały, ale tylko na chwilę.
Zaraz znów pojawiały się i ganiały po skarpie i pniach. Po jakimś czasie gdzieś
zniknęły, a ja ruszyłem pod górę. Nagle coś zaczęło trzepotać w trawie. Myślałem, że któryś się w coś
zaplątał. Podszedłem bardzo blisko, na 3 albo 4 metry i wtedy wyleciały dwa. To chyba ich zaloty.
H: Młody stwierdził: „rykowisko dzięciołów”.
M: To miejsce jest bardzo dla mnie szczęśliwe, bo zrobiłem tu zdjęcie orła, który niósł w szponach rybę, a teraz dzięcioła.
fot. Miłosz (Canon 5d mark II + ob. 70-200 1:2.8 +
telekonwerter 2x, ISO: 2000, Tv:1/160, Av: 5.6)
fot. Hubert
(Canon 60d + obiektyw 600mm, 1:4, ISO 2500,
Tv: 1/500, Av: 5.6)fot. Hubert (Canon 60d + obiektyw 600mm, 1:4, ISO 2000, Tv: 1/400, Av: 4.5)
M: Poszliśmy kawałek dalej nad jezioro. Zrobiliśmy kilka
zdjęć klasztoru na Wigrach i zaczęliśmy wracać. Nagle tata się zatrzymał, bo
przed nami chodził lis, a potem dołączył do niego drugi. Śmiesznie się bawiły i wcale nie kojarzyły mi się z jakimiś
bandytami od kur. Zaraz jednak ten drugi, chyba mniej odważny, zniknął w lesie,
a ten co został cały czas nam się przyglądał.
fot. Miłosz (Canon 5d mark II + ob. 70-200 1:2,8 + telekonwerter 2x, ISO: 2000, Tv:1/400, Av: 6.3)
i jeszcze jeden lis
Chodzi lisek koło drogi, fot. Miłosz (Canon 5d mark II + ob. 70-200 1:2,8 +
telekonwerter 2x, ISO: 5000, Tv:1/800, Av: 6.3)
H: A na koniec takie zadanie: poniższe obrazki mogłyby stać się ilustracją pewnej opowieści, ale trzeci element trzeba sobie wyobrazić (przecież nie będziemy jedzenia fotografować… do którego można śmiać się jak głupi ). Jakaż to historia literacka nam się objawia?
fot. Hubert (Canon 60d + obiektyw 600mm, 1:4, ISO 2000, Tv: 1/640, Av: 5.6)
fot. Miłosz (Canon 5d mark II + ob. 70-200 1:2,8 +
telekonwerter 2x, ISO: 5000 –zapomniał przestawić, Tv:1/1000, Av: 7.1)
H: Dobra, podpowiadam. Mamy lisa ( a nawet dwa, bo co dwa lisy to nie jeden). Wrona siwa
zamiast kruka (dla zmylenia przeciwnika, bo jak
wejdziesz między wrony, musisz krakać jak
i one)… w sumie większość ludzi i tak mówi „wrona” na wszystko, co
kracze, na kawkę, gawrona, czy kruka... a ser… w domyśle.
Bywa często zwiedzionym, Kto lubi być chwalonym (Krasicki, a właściwie La Fontaine, a właściwie to chyba obaj ściągnęli od Ezopa) .
Przesłanie „frazeologiczne” na dziś: śpiewać każdy może… ale nie samym śpiewem, żyje człowiek (lub wrona).
Wszystkie zdjęcia w
tym poście zostały zrobione dziś rano.
Cudowne zdjęcia obydwu panów Stojanowskich. Dziękuję za wrażenia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWiesława Giczewska
To my dziękujemy za "podglądanie" :)
OdpowiedzUsuń