H: Dziś będziemy pisali o najstarszym drzewie (lekko murowanym) w okolicy i
związanymi z nim legendami. Do tego dołożymy własną… a właściwie legendę Miłosza,
który miał tworzyć literaturę faktu (z kolejnego wypadu), a wyszła mu… literatura
„niefaktu”, do tego z mało poetyckim zakończeniem (dlatego już na początku
ostrzegam czytających). Czyli dziś
obowiązek opisania wydarzeń (tych faktycznych) na moich barkach
(metaforycznych). A fakt jeszcze jeden, do tego przykry się pojawi… bo nie
każdemu drzewu da się pomóc.
fot.Miłosz, Dąb Napoleona, ponoć najstarsze drzewo na Suwalszczyźnie...
H: Suwalszczyzna nie ma zbyt wielu zabytków kultury materialnej. Przyczyn
takiego stanu rzeczy pewnie kilka by się znalazło. Podobnie jest z pomnikami
przyrody. Możemy tylko zazdrościć strzelistych dębów Puszczy
Białowieskiej… bo u nas takich okazów
jak na lekarstwo.
Między Przebrodem a Żylinami stoi
sobie dąb. Leciwy. Nawet bardzo i bardzo
przez czas sponiewierany. Kiedyś tata
powiedział mi, że to drzewo pamięta czasy Napoleona i ponoć sam cesarz przysiadł w jego cieniu. Taka
miejscowa legenda związana z przemarszem wojsk w 1812 roku (ale o tym
wydarzeniu jeszcze napiszemy nieco
obszerniej). Jednak szybka weryfikacja
raczej tej tezy nie potwierdza, bo Napoleon tak bardziej na Augustów
pomykał… i przez Sejny zmykał… Legenda
pozostała. A nawet znam takiego, który stworzył nową… a miał zrobić relację…
Ale najpierw krótka relacja filmowa (jak zwykle tylko 80 sekund) z dzisiejszego zajścia... a kilka ujęć z naszego, historycznego już, drona.
Film: Najstarsze drzewo na Suwalszczyźnie (w80 sekund)
O Dębie Pięciu Miłoszów. Odcinek I
M: Pojechaliśmy z tatą na kolejną wyprawę. Wybraliśmy się do
najstarszego drzewa na Suwalszczyźnie czyli Dębu Pięciu Miłoszów. Dlaczego taka
nazwa? Opowiem wam więc historię.
Dawno, dawno temu żył sobie
Miłosz, na którego mówiono Miki, Stojan, Miły itd. itp., ale przejdźmy do
rzeczy. Ten Miłosz mieszkał w domku w lesie (kiedyś), bo teraz jest tu miasto i
stoi dom, ale kiedyś stała tu mała drewniana chatka w samym środku lasu. Umiał
on porozumiewać się ze zwierzętami, więc one go lubiły. Przychodziły do niego
żubry, łosie, jelenie, rysie, wilki i bawiły się do woli. Lecz pewnego dnia,
kiedy wszystkie zwierzęta się zebrały….. może nie wszystkie, bo zabrakło go…..
rysia Leopolda, który zawsze przybywał pierwszy. Widząc to Miłosz wyruszył na
poszukiwania.
fot.Miłosz, gdzieś po drodze w lesie przyczajone... (dzisiejsze)
fot. Hubert, taki gość... na truchle przy drodze... (dzisiejsze)
H: Wersję nazwy „napoleońskiej”
potwierdza Dorota Krzykwa-Vászon w Jaćwieży (nr 25/26). To znaczy potwierdza, że tak dąb
nazywają. W krótkim tekście czytamy: „Arkusz
ewidencyjny tego pomnika przyrody wypełnił 16 grudnia 1955 roku Antoni Patla”.
W 2003 roku zmierzono obwód (na „wysokości pierśnicy”) i wynosił on 7,07
metra (!), a dzisiaj… ale o tym za chwilę.
Kolejna historia tego dębu głosi, że w wypalonym pniu ukrywał się przez kilka dni powstaniec… może styczniowy… Takie legendy.
A dąb swoje przeżył… co widać na załączonych zdjęciach.
fot. Hubert
fot. Hubert, jak robił...
fot. Miłosz, jak zrobił
fot. Miłosz, konary...
H: Historię tego drzewa znałem… ale nigdy… tak jakoś do niego się
nie zbliżyłem, nie dotknąłem… zawsze tak w przelocie pędząc do babci za
Bakałarzewem… No i w końcu stanąłem przed majestatem ponoć najstarszego drzewa
na Suwalszczyźnie. Wziąłem też ze sobą syna.
Mur ceglany zaskoczył mnie mocno. O betonie słyszałem… ale tak ułożonej cegły się nie spodziewałem.
Stanęliśmy zatem przed swoistym mariażem natury i działalności człowieka. Widać
tu trud jaki ktoś włożył żeby ratować to
drzewo…
„wykonano zabieg, polegający na uzupełnieniu wypalonej części pnia
kamieniami, żwirem, cementem i betonem, zużywając cztery wozy żwiru, dwa wozy
kamieni i 250 cegieł. Poprawiło to zdecydowanie statykę drzewa (jak napisała wspominana już autorka
tekstu w Jaćwieży).
fot. Hubert
fot. Miłosz
fot. Miłosz
O Dębie Pięciu Miłoszów. Odcinek II
M: Szukali Leopolda noc, dzień i nawet dłużej, lecz nie znaleźli. Było im bardzo smutno, bo
Leopold był ich wielkim przyjacielem i zawsze im pomagał. W końcu wrócili do
domu. Wszyscy byli bardzo smutni i tęsknili za swoim kolegą. Miłosz na cześć
rysia postanowił posadzić dąb, lecz nie przy swoim domu, bo bał się, że ktoś
zetnie drzewo. Szedł, szedł, szedł i doszedł. Było to właściwe miejsce daleko od
jakichkolwiek ludzi. Zaczął kopać i wtedy ktoś go zapytał, czy pomóc mu, a
ponieważ był bardzo zmęczony, to zgodził się na taką pomoc. Kiedy nieznajomy zaczął mu pomagać,
Miłoszowi zakręciło się w głowie i upadł. Obudził się on dopiero drugiego dnia. Otworzył
oczy i zobaczył, że wokół niego stoją prawie wszyscy przyjaciele zwierzęta, niestety
oprócz Leopolda. Okazało się, że zwierzęta posadziły drzewo, a dąb urósł bardzo
szybko, tak jak w bajkach.
fot. Miłosz
fot. Miłosz, pod drugiej stronie siadły sobie...
fot. Miłosz, i jedzą...
H: Czasem drzewa próbuje się ratować, jak Dąb Napoleona, a czasem się je wycina. Nawet
wbrew logice.
Chyba rozumiem idee gospodarki leśnej (przynajmniej jej
założenia), ale czasem zadziwia mnie fakt bezkrytycznego cięcia w miejscach w
jakiś sposób szczególnych dla autochtonów.
Takim miejscem w odczuciu wielu
moich znajomych było cięcie (pewnie) legalne, ale niekoniecznie racjonalne, bo przy
granicy pozostałości parku pałacowego w Dowspudzie. Przyjechali. Wycięli. Bo
taka kolei rzeczy… i w papierach napisane było, że czas wyciąć. Byliśmy z Miłoszem i
zobaczyliśmy. Skarpa świeci pustką.
fot. Katarzyna Olfier Halicka, tak tam teraz...
fot. Hubert, większości tych drzew po prawej stronie Rospudy już nie ma... granica między tym co "parkowe" a tym co państwowe... niewidoczna... (zdjęcie z paralotni)
H: Kilkanaście minut temu wysłałem powyższe zdjęcie Marcinowi Halickiemu... chyba najbardziej zaangażowanemu w nagłośnienie tej wycinki... Marcin zdjęcie zamieścił na FB i opatrzył takim komentarzem:
"Dowspuda i Rospuda dokładnie w tym miejscu odbuduje się za kilkadziesiąt lat. Gospodarka leśna była bezlitosna dla przestrzennych dóbr tej połaci, której pamięć sięga nie tylko czasu, ale i wijących się w dolinie mikrohistorii. Dla jednych metry liściastego drewna, dla drugich kilka liści z życia..."
"Dowspuda i Rospuda dokładnie w tym miejscu odbuduje się za kilkadziesiąt lat. Gospodarka leśna była bezlitosna dla przestrzennych dóbr tej połaci, której pamięć sięga nie tylko czasu, ale i wijących się w dolinie mikrohistorii. Dla jednych metry liściastego drewna, dla drugich kilka liści z życia..."
fot. Hubert, tak wygląda park przy pałacu Paca... drzewa "parkowe" nie pogadają już z "państwowymi" sąsiadami...
H: Niedawno umożliwiono obywatelowi samostanowienie w pewnej sprawie. Można ciąć na swoim terenie drzewa bez stosownych pozwoleń (no jakieś obwarowania są delikatne, ale jak zwykle „ślizgam się” po temacie i jak zwykle uogólniam). I dobrze. I źle. Jednak chyba bardziej źle.
Gdzieś spotkałem się z dyskusją
na ten temat… i padł argument, że dobrze, że ciąć można na własnej posesji. Jak
drzewo „mało zabytkowe”. Tylko mam taką myśl… drzewo „mało zabytkowe” jak je wytną… to już nigdy
zabytkowym nie będzie.
Tną zatem na potęgę tam gdzie
trzeba i tam gdzie zupełnie nie jest to potrzebne… Ale tego dębu nie wycięli... ostał się samojeden i zaświadcza.
O Dębie Pięciu Miłoszów. Odcinek III
M: Kiedy Miłosz wstał, okazało się, że jest w swojej chatce.
Zapytał więc zwierzęta jak on się tu znalazł.
Usłyszał, że one same go tu przyniosły i położyły do łoża. Dowiedział
się też, że dąb jest już bardzo wysoki.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Miłosz
spojrzał na zwierzęta, a zwierzęta na Miłosza. Nieznajomy pukał dalej, dalej i
dalej bardzo głośno. Wszyscy byli już przestraszeni
i nagle go zobaczyli. Miał on długie szpony, wielki kolec z przodu głowy,
czerwoną czapkę i czarny płaszcz. Wszedł do środka i okazało się, że to ich
przyjaciel dzięcioł czarny o imieniu Zenek. I wtedy wszystkim ulżyło. Jednak Zenek
z płaczem rzucił się na kolana (których nie miał, bo to dzięcioł) i zaczął
płakać.
Wszyscy zapytali: Co się stało?
Zenek: Tak długo pukałem do drzwi,
że zrobiłem dziurę.
Zwierzęta i Miłosz: Nic się nie stało
spokojnie, teraz możemy przynajmniej zobaczyć kto puka.
I wtedy wszyscy usłyszeli grzmot i
zaczęła się burza. Wszyscy podbiegli (i polecieli) do miejsca, w które uderzył
piorun. Zobaczyli, że dąb został przecięty na pół. Smutne zwierzęta postanowiły
zamurować dziurę cegłami, które znalazły nieopodal. Dzięki temu drzewo stoi do
dziś.
Na koniec Miłosz przytulił dąb.
Postanowił go przytulić z każdej strony, aby nie był samotny i okazało się ze
potrzeba pięciu Miłoszów, aby objąć cały dąb. I tak skończyła się historia.
Spytacie co stało się z Leopoldem?
Okazało się, że był w toalecie, bo bolał go brzuch.
fot. Hubert, w drodze powrotnej... taki samotnik
fot. Hubert, a tuż przed Suwałkami, tam gdzie będzie "biegła" obwodnica... biegają sarny
H: Dziś zmierzyliśmy obwód pnia dębu. Miarką był Miłosz. A ile
Miłoszów trzeba, żeby objąć ten dąb? Pięciu, jak to w legendzie.
Wyszło nam, że na wysokości „prawie”
trzynastolatka obwód wyniósł 7 i pół metra („jeden Miłosz” to 150 centymetrów).
Pięknie „majestatuje” nam Dąb.
fot. Hubert, nowa miara długości: "jeden Miłosz". Na dzień dzisiejszy 150 cm.
Tak mierzyliśmy obwód...
H: Wracając zauważyliśmy kilka gęsi… niechybnie wiosna idzie.
Kolejna dla nas i kolejna dla Dębu Napoleona… mamy nadzieję, że znów się
zazieleni… (i wiosna, i dąb)
fot. Hubert, pierwsze gęsi tego roku dziś przydybane... lecą już na wiosnę...
Gęsi lecą na "posiadówkę" do Olecka.
OdpowiedzUsuńChyba nie jesteś taki anonimowy ;) Zdradził Cię komentarz. Jak będzie ich więcej... daj znak. Przyjedziemy :)
UsuńTaka fraza: „wyciąć w pień”. Skojarzenia? Bolesne. Wykonywanie różnych zawodów wymaga często wieloletniego przygotowania. Każdemu pracownikowi szeroko rozumianej ochrony środowiska zaproponowałbym tylko niewielkie, praktyczne ćwiczenie – dwa tygodnie samotnego pobytu w lesie. W takim lekko surwiwalowym duchu – „bez telefonu, bez komputera, jak zwierzęta...”. Kto z czym przystaje takim się staje. Brak ukształtowania pewnej wrażliwości zawsze będzie powodować bezwrażliwą wycinkę. Szanuj zieleń boś człowiek.
OdpowiedzUsuńNiszczyć łatwiej. Wyzbycie się (nawet na dwa tygodnie)osprzętu wszelakiego... chyba za trudne... może tydzień...
Usuń