niedziela, 1 stycznia 2017

O Puszczy Rominckiej, wiaduktach w Stańczykach i głazach cesarza (Wilhelma II).



H: Nowy rok. Nowe wyzwania, a za oknem spóźnione strzały. To ci, którzy zbyt wcześnie stracili świadomość, albo przeoczyli petardy, które sami z taką zaciętością kupowali. Strzelają zatem na wiwat i na stres zwierzaków. Niemiecki cesarz i król Prus Wilhelm II Hohenzollern też strzelał nieopodal, a lud mu pomniki stawiał. Taka rola władzy: strzelać i na pomnikach być uwiecznianym. Czasy się zmieniają, a z przywilejów wciąż ktoś chce korzystać. Kilka  pomników majestatu cesarskiego znaleźliśmy podczas dwóch wypadów do Puszczy Rominckiej. No i zobaczyliśmy największe dzieło dawnych mieszkańców tych terenów – wiadukty w Stańczykach. Drugie „sztandarowe” miejsce w okolicy (po klasztorze wigierskim)… a zabytków takich zbyt wiele nie mamy. I dziś właśnie o tym...

fot. Hubert, taka zadyma śnieżna nad najwyższymi wiaduktami w Polsce... czyli w Stańczykach


H: Zima na Suwalszczyźnie staje się powoli mityczna…  Styczeń, a śniegu nie ma… ale jest przynajmniej czas i  można rodzinnie zwiedzać okolicę. Wróciliśmy do Puszczy Rominckiej, bo chciałem dotrzeć do kolejnego grodziska…  nic nie poradzę, że lubię te miejsca. Tam się doładowuję. Ale dziś historycznie więcej będzie o przełomie wieku XIX i XX.

Takie daty będziemy zatem kojarzyć:
1890 - postawienie pierwszego (zachowanego) głazu Wilhelma II w Puszczy Rominckiej
1893 - Rudolf Diesel (twórca silnika wysokoprężnego) podjął współpracę z pewną firmą
1901 - "Chłopi" zaczynają się pisać.
1912 - początek budowy wiaduktów w Stańczykach i postawienie ostatniego zachowanego głazu Wilhelma II


Środa
M: Pojechaliśmy do Puszczy Rominckiej aby znaleźć grodzisko i głazy Wilhelma. Przeszliśmy pod dwoma małymi mostami i weszliśmy do lasu. Na drodze było wiele śladów zwierząt, lecz niestety żaden zwierzak nie chciał nam się pokazać. Wraz z tatą znaleźliśmy ruiny domu gdzie była piwnica. Była ona pusta, lecz jak na wygląd domu, z którego zostały same fundamenty, to ona była w świetnym stanie.

H: Zanim dotarliśmy do grodziska, mijaliśmy ruiny kilku budynków. Sporo ich na tej trasie. Ewidentnie była tu kiedyś (prawie) wieś…  a teraz przyroda konsekwentnie wtapia w siebie wytwory rąk ludzkich. Wszystko, co wystawało nad grunt zostało już niemal do jego poziomu zrównane. Zdziczałe jabłonie  zaświadczają o mniej leśnym charakterze tych miejsc… a przyroda równa. Nawet skuteczniej niż człowiek.
Na stronie internetowej  Parku Krajobrazowegi Puszczy Rominckiej jest kilka informacji na temat burzliwej historii tych ziem.  Szczególnie ciekawy wydaje mi się zapis:
„Jednak pomyślny proces rozwoju osadnictwa w rejonie puszczy zahamowała najpierw wojna polsko-szwedzka, a potem najazd Tatarów w latach 1657-1658. Tatarzy sprzymierzeni z Polską i Litwą zrabowali i spalili wiele tutejszych wsi.”

fot. Hubert, na progu nieistniejącego domu...
  

fot. Miłosz, została tylko piwnica
 
 fot. Hubert, jakaś studnia?

fot. Hubert, w Puszczy Rominckiej jakby więcej drzew liściastych...

 fot. Miłosz, a w lesie takie grzyby... trzęsaki pomarańczowożółte...
 

fot. Hubert, i zbliżenia na zagrzybioną gałąź upadłą... z trzęsakami

H: Historia lubi się powtarzać, bo pod koniec II wojny światowej Rosjanie też trochę pomogli przyrodzie  „zrównać” wsie okoliczne z poziomem gruntu. Widać w tym jakąś  determinację, bo były to pierwsze osady niemieckie na trasie przemarszu tych wojsk… no i trzeba było się wyżyć.

Ruiny przez nas dostrzeżone  świadczą o zawirowaniach historii. Być może mieszkańcy musieli opuścić swe domostwa i ruszyć trasą przesiedleńców. W 1945 roku Prusy się skończyły. Teraz była tu Polska.  Zostały tylko ślady po byłych osadnikach…  kamienie ułożone jeszcze  w formie zarysów budynków…  i głazy stawiana ku uciesze największego myśliwego - Wilhelma II, ostatniego cesarza niemieckiego, którego matką była księżniczka brytyjska… a i car Rosji był także jego krewnym. 

Ponoć po polskiej stronie Puszczy jest 8 takich głazów pamiątkowych po jesiennych strzelaniach (i trafieniach) cesarza. Po stronie rosyjskiej 9. Pierwszy pomnik stanął w 1890, a ostatni w 1912… i jak się okazuje nie tylko u nas była taka tradycja, bo Wilhelm miał też inne ulubione miejsca do polowań i tam także wystawiano mu „świadectwa” kamienne. Warto zerknąć na internetowe wydanie książki „Kamienie Wilhelma” Andrzeja Czaplińskiego (zobacz stronę)
Ale o tych pamiątkach myśliwskich w naszej Puszczy za chwilę, bo najpierw trochę starszej historii… Jaćwież przecież i ładowanie akumulatorów.

M: Tata po lewej stronie drogi wszedł na wał i myślał, że to już grodzisko, lecz gdy poszedł dalej okazało się, że znalazł jeszcze jedną górkę, która była otoczona przez trzy wały więc zmienił swoje zdanie.

H: Grodzisko koło Stańczyk jest kolejnym miejscem, które po raz pierwszy w życiu zdeptałem. Przepastna dolina, a w niej potok prawie górski rzeźbi nieustannie grunt okoliczny. Widać na skanowaniu, że wały  obsunęły się w dolinę… tak jak w przypadku opisywanego grodziska w Osinkach (zobacz wpis i zdjęcia). Zarys „tortu” jest jednak wciąż widoczny.  

zrzut ekranu ze strony geoportal.gov.pl, wyraźnie widoczna dolina i linie wałów

fot. Hubert, a tak to wygląda z "ziemi",  widać zarys wałów grodziska (takie stopnie)

fot. Hubert, kolejne ujęcie wałów

fot. Hubert, Miłosz sam w dolinie 

fot. Agnieszka, ja w dolinie... robię zdjęcie przepustu...
 

fot. Hubert, przepust taki...
 

fot. Miłosz, w rzece taki element metalowy

fot. Hubert, dolina się wcina...

fot. Hubert, takim las upadły...

 fot. Agnieszka, takie stwory na gałęzi...

fot. Agnieszka, w kropli...

 fot. Agnieszka, grzyby...

M: Kiedy doszliśmy do skrzyżowania zdecydowaliśmy się iść w prawo lecz tam nie było kamienia Wilhelma. W domu okazało się, że był on po lewej stronie, a nie po prawej.

H: Słabo się przygotowałem. Kamień (którego nigdy jeszcze nie widziałem) miał być odnaleziony... a został minięty, bo  mapa wskazała inne miejsce. Właściwie był to wydruk mapy... a tuszu mało. Jestem raczej tradycjonalistą i bardzo lubię wytwory człowieka na papierze stworzone. Wolę książki, wole zdjęcia, wolę mapy… „analogowe”. Tak  już mam...To znaczy nie mam... bo mój pokaźny zbiór map "sztabowych" byłego województwa suwalskiego zaginął w trakcie przeprowadzek...

M: Kiedy wracaliśmy nagle przed nami pokazało się kilka raniuszków, które są bardzo śmieszne ponieważ wyglądają jak puchate kulki, od których przyczepiony jest długi ogon. Robiłem im zdjęcia i wtedy przykuł moją uwagę ptak, który był  bardzo szybki i nie dałem rady zrobić mu ostrego zdjęcia,  a był to mysikrólik, który ma fajny jaskrawy paseczek na głowie. 

fot. Miłosz, raniuszek sobie siadł...
 

fot. Agnieszka, Miłosz gania raniuszki...

fot. Agnieszka, Hania fotografuje bardziej statycznie... Nie jestem tak szybki jak raniuszki. Jeszcze przed śniegiem...

M: Kiedy doszliśmy do Stańczyk zaczęła się śnieżyca. Tata przez całą drogę narzekał, że nie było śniegu więc dostał go na koniec. Zdjęcia Stańczyk dzięki temu wyglądały zupełnie inaczej niż takie pocztówki.

H: Wiadukty w Stańczykach są ponoć najwyższymi obiektami tego typu w Polsce. Nie będę się zatem spierał. Inne, trochę mniejsze (i bardziej dzikie) wiadukty opisywaliśmy już wiosną –  zobacz wpis O siedmiu największych wiaduktach w Puszcy Rominckiej (nad Bludzią, Błędzianką i Jarką)

Stańczyki  dość skutecznie mijałem przez ostatnie lata… powodów było zapewne kilka. Jednak tego miejsca nie można mijać… Jak już pisałem, nie ma u nas spektakularnych  zabytków architektonicznych. Klasztor w Wigrach (zobacz nasz wpis Klasztor w Wigrach, czyli mierzymy się z symbolem Suwalszczyzny.) i właśnie wiadukty w Stańczykach turyści  najczęściej odwiedzają w   północno-wschodniej Polsce... ale te latarnie... rażą mnie...  metaforycznie.

fot. Hubert, ja fotografuję Hanię... już zaczyna sypać...
 

fot. Hubert, ja fotografuję rodzinę...  jeszcze mocniej sypie

fot. Miłosz, syn fotografuje mnie... sypie jeszcze, mocniej niż "mocniej temu"


H: No i pewnie właśnie dlatego omijałem Stańczyki… ale teraz kupiliśmy bilety i weszliśmy rodzinnie. Całe szczęście, że przez chwilę objawiła nam się zima w postaci zawiei śnieżnej.  Sypnęło pięknie. I tu znowu wychodzi teoria przypadku w fotografii… Gdybyśmy zaszli tu na początku naszej wędrówki (a była taka opcja)… nie zrobilibyśmy „przyprószonych” i "zawianych" zdjęć…  Lubię takie przypadki. Lubię robić zdjęcia w warunkach, w których większość odpuszcza… Lubię. Tak mam. 

fot. Hubert, takie Stańczyki w dwóch "zawianych" odsłonach i jednej "przyprószonej"
 



 fot. Agnieszka, w jedną stronę z wiaduktu

fot. Hubert, w drugą stronę z wiaduktu
 

fot. Miłosz, a tak widział to Miłosz... kwestia (nie tylko) obiektywu
 

fot. Hubert, grafika zimowa (chwilowa)

fot. Hubert, i już ostatnie "stańczykowe"... tym razem z Miłoszem

fot. Miłosz, kruk nad Stańczykami... w przelocie po przelotnej śnieżycy...



Piątek
H: Chciałem koniecznie ponownie zobaczyć  głazy Wilhelma (które wiele lat temu, dzięki Karolowi i Dorocie oglądałem)… dlatego  ruszyliśmy w Puszczę kolejny raz.

M: Pojechaliśmy znowu do puszczy, tylko że w inne miejsce.  Szczęście się do nas uśmiechnęło,  bo znaleźliśmy  dwa kamienie Wilhelma i na jednym z nich było napisane, że zabił tu 2000. jelenia,  więc boje się pomyśleć  ile on tych jeleni jeszcze zastrzelił.

H: Byliśmy w miejscu, w którym cesarz strzelił 2000. byka (słownie: dwutysięcznego). Ponoć z ambony… pewnie bardziej wygodnej od tej, która stoi dziś nieopodal…
Języki obce… jak u Poniedzielskiego… są mi obce. Ale wiem, że są. Na szczęście na stronie internetowej Głazy Wilhelma  znalazłem tłumaczenia inskrypcji: 
"Waidmannsheil! Von dieser Kanzel erlegten S.M. der Keiser und König Wilhelm II. Seinen 2000. Rothirsch, einen kapitalen Hirsch von 14 Enden am 28. September 1912."

"Darzbór! Z tej ambony jego Wysokość Cesarz i Król Wilhelm II upolował swojego 2000 jelenia szlacheckiego, kapitalnego czternastaka."

Ależ gra słów... z ambony... jego wysokość... Majestatu nie starczyło...  musiał się wspiąć...

 fot. Hubert, taka Droga Wilhelma i ambona (zapewne mniej komfortowa) tuż przy wspominanym głazie...
 

 fot. Hubert, Głaz "dwutysięczny"... legenda głosi, że nieco "ostrzelany" przez prominentnych myśliwych z czasów powojennych...
 

M: Ta wyprawa była o wiele dłuższa od tej pierwszej. Idąc kilka kilometrów drogą działową widzieliśmy mnóstwo śladów jeleni, saren, lisów i wiele innych, bo ziemia zamarzła i dobrze zachowała tropy.
Nawet koło jednego głazu, na takiej drodze stała ambona myśliwska, bo zwierzęta musiały przechodzić przez  drogę i wtedy łatwo było do nich strzelać.

H: Puszcza Romincka miała pewnie taki status dla cesarza jak Puszcza Białowieska dla cara. Dobre miejsce na polowanie, które od pewnego momentu w dziejach było przywilejem. Nie każdy mógł polować… a jak trzebił zwierza nielegalnie, to mógł nawet stracić życie. Taka kara czekała na kłusowników  w pańskich lasach.

Wilhelm polował w czasach, kiedy jeden z bohaterów  „Chłopów” Reymonta  wrócił do domu z przestrzelonym kolanem (przełom wieku XIX i XX). Kuba kłusował, ryzykował życie i leśniczy nie omieszkał skorzystać z prawa. Kłusownicy wiedzieli o ryzyku i czasem odpowiadali ogniem. Jest ponoć w Puszczy głaz upamiętniający postać leśniczego zabitego przez takiego właśnie zdeterminowanego kłusownika. Nie widzieliśmy jeszcze... ale zobaczymy...

Polityka elitarności myślistwa w jakiś sposób wpłynęła na zachowanie zwierza w puszczach. Gmin nie miał prawa korzystać z dobrodziejstw lasu na naszych terenach… ale także, np. kilkaset lat wcześniej, w lesie Sherwood. Kto czytał Robin Hooda... ten wie. Taka polityka leśna.

Mam wrażenie, że pewien rodzaj mentalności,  poczucie elitarności towarzyszy współczesnym myśliwym. Polują, maja  ideologię, tradycję i tym tłumaczą swoje zachowania… Rozumiem tradycję, rozumiem wiele… ale nie wszystko. A dziś odstrzelić można…  nawet żubra. Co dziesiątego...
Okazuje się, że  myśliwi mogą  więcej niż „pseudoekolodzy”, oszołomy z aparatami, czy wreszcie zwykli podglądacze przyrody. Upraszczam znacznie, ale kolejne prawo „się tworzy”.

fot. Hubert, ten obszar Puszczy ma nieco inny charakter, widać drzewa liściaste, które zostały zasadzone prawdopodobnie za czasów Wilhelma właśnie (tam gdzieś przemyka Miłosz jako skala porównawcza)

H: Polowanie modne było wśród panujących. Onegdaj naszym władcom (i ich żonom) podprowadzano zwierzynę niemal pod nos (tak jak żubry w Puszczy Białowieskiej).
Nie sądzę by Wilhelm zwierza tropił, raczej czekał godnie, po cesarsku i łaskawie kładł kolejnego medalowego byka. Ale mylić się mogę, bo ten władca… miał trudne dzieciństwo, co być może wpłynęło na jego późniejsze poczynania. Czemu trudne? Urodził się z poważnym uszkodzeniem ręki, która ułomna pozostała… a  medycyna ówczesna zakładała leczenie w formie np. kąpieli w krwi zwierzęcej… albo przykładano mu do tej ręki trzewia świeżo zabitego zająca… czasem porażano prądem… wyłamywano na wszelakie sposoby… i tak ponoć do dwunastego roku życia. Trudne dzieciństwo. 

fot. Agnieszka, Sudawcy na tropie... bagna puszczańskiego
 

fot. Hubert, takie lodowe obrazy

fot. Hubert, lodowo ponownie

fot. Hubert, ciemność  widzę... pod słońce


H: Z drugim głazem było trochę trudności... ale pokonanych. Najpierw jednak dotarliśmy z Hanią do ciekawej rzeźby... stworzonej przez bobra. Mają talent te stwory... (co już udowadniały nam wielokrotnie). Z tej perspektywy mamy ciekawy "kwiat"... ale to kwestia perspektywy... bo z boku było zupełnie inaczej...

fot. Hubert, sztuka bobrowa...

fot. Hubert, z wizytą domową u twórcy dzieła powyższego...

fot. Hubert, głaz "dwustronny" na linii bagienka

fot. Hubert, i trochę bliżej... 

fot. Samowyzwalacz... zdjęcie tego głazu sprzed wielu lat... jakby trochę gęściej w tle... i nie o ludzi chodzi...

H: Tłumaczenie napisów z głazu „dwustronnego” także znajdziemy na stronie  „Głazy Wilhelma”:
„Von hier erlegten Seine Majestät der Keiser Wilhelm II. am 1 . Oktober1904 auf der Abendprürsche einen kapitalen Hirsch von 28 Enden und stifteten zur Erinnerung daran am 3. November 1904 die St. Hubertus-Stiftung für die Forstbeamten der Rominter Heide.”

“Stąd Jego Wysokość Cesarz Wilhelm II 1 października 1904 roku podczas wieczornych podchodów upolował kapitalnego jelenia o 28 odnogach poroża i na pamiątkę tego zdarzenia 3 listopada 1904 roku założył Fundację św. Huberta na rzecz urzędników leśnych Puszczy Rominckiej.”

 fot. Hubert, druga strona głazu...

H: A od strony bagienka taki napis…
„Diesen Stein setzten ihrem allerhöhsten Jagdherren Seiner Majestät Keiser Wilhelm II. mit Waidmannsdank die Forstbeamten der Rominter Heide”

“Ten kamień postawili swojemu najwyższemu myśliwemu Jego Wysokości Cesarzowi Wilhelmowi II. z myśliwskim podziękowaniem urzędnicy leśni Puszczy Rominckiej”

fot. Agnieszka, takie jajo puszczańskie

fot. Hubert, kolejne bagienko...

  fot. Hubert, Czerwona Struga... nazwa bardzo adekwatna
  

fot. Agnieszka, Czerwona Struga na zbliżeniu, taki kolor wody
 

fot. Agnieszka, wzdłuż Czerwonej Strugi

fot. Hubert, Czerwona Struga kilka kilometrów dalej... wciąż czerwona i wyraźnie szersza

 fot. Hubert, takie drzewa nie tylko w Puszczy Białowieskiej... ale i w Rominckiej. Efekt wzrostu na powalonym drzewie, które spróchniało  i wtopiło się w ściółkę...
 

fot. Agnieszka, liść zmrożony
 

M: Niestety w tym samym czasie kiedy byliśmy w Puszczy ciężarówki woziły piasek i idąc drogą działową nagle zauważyliśmy ogromnego tira, więc zeszliśmy z drogi, a on popędził dalej. A potem wracał z ogromną koparką. Na takiej wąskiej drodze nie widziałem wcześniej takiego wielkiego samochodu.

H: Taka ciekawostka teraz. Śmignął przed nami ciągnik z naczepą… Niby nic… ale przecież (jak podaje Wikipedia) Koncern MAN jest najstarszą spółką notowana na niemieckiej giełdzie… a Rudolf Diesel, twórca silnika wysokoprężnego,  w 1893 roku zaczął współpracować  właśnie z tą wspominaną fabryką maszyn… Czyli trzy lata po postawieniu pierwszego pomnika w Puszczy Rominckiej…  Takie sprzężenie zjawisk… MAN nam śmignął na trasie. Przypadek?

fot. Miłosz, taki przypadek...jaki?  Zobacz w powyższym opisie
 

H: Trzecim i ostatnim głazem, który zobaczyliśmy, był ten na moście przerzuconym nad Czerwoną Strugą. W sumie kilkukrotnie przechodziliśmy nad tym ciekiem… my trzymaliśmy kąty (proste) po ludzku, bo takie drogi... a Struga kluczyła naturalnie.    Nazwa tej rzeczki udała się wyjątkowo, bo na całej długości zabarwienie dna i samej wody  wybitnie rudawe.  

fot. Hubert, w rezerwacie Czerwona Struga...
 

H: Zeidler Brücke – taka inskrypcja wyryta. A Zeidler był ponoć urzędnikiem leśnym… ciekawe czym sobie zasłużył na taki kamyk i nazwę mostu?

Na całej trasie widzieliśmy wiele głazów narzutowych różnej wielkości. Na jednym z nich dostrzegłem próbę „łupania”… być może miał być wykorzystany do stworzenia kolejnego „świadectwa” czyichś czynów chwalebnych… Kamień pamięta... dłużej niż ludzie.

fot. Hubert, przekrój kamienia...  po próbie "łupania", widoczny odwiert, który prawdopodobnie wypełniano prochem i rozsadzano...
 

fot. Hubert, takie głazy w Puszczy... też jakby łupane... (Hania jako skala porównawcza)

M: Kiedy poczytałem trochę o puszczy na stronie internetowej Parku Krajobrazowego Puszczy Rominckiej, to dowiedziałem się, że już od VII tysiąclecia p.n.e polowano tu na renifery.
W puszczy jest także wiele dróg, które są proste jak strzała i nazywają się drogi działowe. Dzięki nim myśliwi mogli strzelać do zwierzyny z naprawdę dużej odległości. Takie same drogi widzieliśmy w Puszczy Białowieskiej.

fot. Hubert, rodzina na Drodze Telefonicznej, a Hania coś znalazła...
 


H: Drogi działowe służyły zatem wielu… myśliwym…  ponoć lubił tu przebywać i trzebić sam Hermann Göring.
Drogi służyły i służą, co udowodniła Hania. Na drodze zwanej „ telefoniczną” znalazła dwie łuski karabinowe. Współczesne… choć z systemu Mausera… Czyli niemal identyczne jak te, z których mógł korzystać 100 lat temu Wilhelm II...

Historia się powtarza... tradycja zobowiązuje...

fot. Miłosz, pocisk współczesny, niemal "mauserowski"... znaleziony na drodze działowej... strzelają wciąż...

2 komentarze:

  1. To co lubię - łażenie, odkrywanie i utrwalanie... a tu link do zdjęcia pewnego głazu...https://www.flickr.com/photos/131662755@N07/17319970214/in/album-72157651338991277/
    Pozdrawiam wszystkich Sudawców, Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Czujemy się pozdrowieni :) A ten "kamyk" też ładny... choć znalazłem informację... że ustawiony współcześnie. źródło: https://www.google.com/maps/d/viewer?mid=1tOCQpWth47OFguzqBerSfEKRoaw&hl=en_US&ll=54.3136195110349%2C22.394943199999943&z=10
      Pozdrawiamy.

      Usuń