piątek, 12 sierpnia 2016

O nocnym nurkowaniu w Mulicznym i „dystansie ucieczki”.



H: Co robią ryby w nocy? Śpią. Takie odkrycie projektowe (i ponadczasowe). Wczoraj  w nocy sprawdziliśmy to w jeziorze Mulicznym, ale wcześniej byliśmy jeszcze nad Hańczą (już o niej pisaliśmy - kliknij, żeby zobaczyć wpis) i w zupełnie innym parku. Czyli teraz pogadamy o odwiedzinach w Suwalskim Parku Krajobrazowym i Wigierskim Parku Narodowym i jeziorach połączonych Czarną Hańczą…  Zdjęć kilka  i uwagi o „dystansie ucieczki”. A każdy ma inną płochliwość. 

fot. Hubert, w Mulicznym.  Miłosz po pierwszym w życiu, nocnym nurkowaniu.




W Suwalskim Parku Krajobrazowym. Po południu.

H: Rodzinnie ruszyliśmy do ujścia Czarnej Hańczy do jeziora Hańcza. Taki niepozorny, mało spektakularny i „zarzęsiony” wpływ… ale w sumie czego się spodziewać. Rzeka dopiero w najgłębszym jeziorze w Polsce nabiera mocy…  takiej mocy, że aż Rok Czarnej Hańczy się uchwalił w Suwałkach. Trzeba zatem czcić ile się da i głośno krzyczeć o tym fakcie. Promocja regionu taka… 

fot. Hubert, Czarna Hańcza... tuż przed Hańczą
 

M: Najpierw zrobiłem zdjęcia żurawiom. Dwa dorosłe i dwa młode, co poznać można po głowie bez kolorowych plamek. Te młode też już latają.
Jak ja robiłem zdjęcia żurawiom, to tata wypatrzył przez lornetkę orlika krzykliwego jak usiadł  niedaleko drogi na czubku drzewa. To chyba ten sam, co go zrobiłem wiosną nad Szurpiłami  (zobacz wpis). Podjechaliśmy do niego i dalej szedłem na piechotę przez otwarte pole, a on tylko się przyglądał.
  
fot. Miłosz, żurawie na dystansie. Dwa na górze to młode.

fot. Agnieszka, Miłosz buszujący w... na ściernisku (podczas fotografowania powyższych żurawi)
 

M: Dostałem od rodziców książkę „Fotografujemy ptaki” Grzegorza i Tomasza Kłosowskich i jak byliśmy nad morzem, to z tatą omawialiśmy niektóre sprawy.

H: Kłosowscy  napisali o tym, że każdy ptak (i inny zwierz) ma inny „dystans ucieczki”, czyli że czasem można podejść blisko, a czasem wcale nam się nie uda. Wynika to w dużej mierze z doświadczeń zwierząt wynikających z obcowania z człowiekiem (lub innym drapieżnikiem). Taki dystans omawialiśmy dziś z Łukaszem (przy roboczej wizycie i zrzucaniu filmów z wczoraj)… ale w odniesieniu do ryb. Stwierdziliśmy, że ryby w obszarach ochrony ścisłej (w miejscach, w których nurkowaliśmy) są bardziej płochliwe niż w Stawku (koło Płociczna)… Jakieś mało oswojone.

M: Ten orlik bał się mniej od żurawi i dał mi podejść dość blisko.  Dopiero po chwili wystartował i nie uciekał, tylko przeleciał mi prawie nad głową.

fot. Miłosz, orlik krzykliwy się przygląda, kolejne spotkanie w SPK...
 

fot. Miłosz, orlik krzykliwy po przekroczeniu "dystansu ucieczki" stwierdził, że czas lecieć...

H: Olympus TG 4 znów był w akcji zbliżeniowej. Spróbowaliśmy zbadać „dystans ucieczki” owadów. Niektóre okazały się bardzo tolerancyjne… niecały centymetr. Taki rekord.  

M: Zrobiłem zdjęcie także dla pełzacza leśnego, który tak sobie po prostu przyleciał do mnie i wchodził po drzewie śmiesznie podpierając się ogonkiem. Potem przyleciała jeszcze czarnogłówka i siadała bardzo blisko mnie na oset, aby jeść ziarenka. Stałem od niej kilka metrów i nawet nigdzie się  nie chowałem. Zrobiłem jej kilka zdjęć i widać jak zjada nasiona.

 fot. Miłosz, pełzacz leśny... takie maskowanie na szlaku...

fot. Miłosz, czarnogłówka z jednym wąsem, czyli na konsumpcji przyłapana... 

fot. Hubert, Miłosz w trakcie przyłapywania powyższej... i takie maskowanie

fot. Agnieszka, najpierw skrzydło... zwiewne (Olympus TG-4)

fot. Agnieszka, teraz łapki... taka głębia ostrości w TG 4 (Olympus TG-4)

fot. Hubert, taki międzygatunkowe badanie "dystansu ucieczki"... (Olympus TG-4)

fot. Agnieszka, skracam dystans do tygrzyka paskowanego...
 

fot. Hubert, a to wyszło z tego skracania. Takiego pająka w dziobie potrzosa prezentował ostatnio Miłosz. Można porównać odwłoki - zobacz wpis  (Olympus TG-4)

H: Mój „dystans ucieczki” jest zatrważający. Mam dużą płochliwość i takie jakieś sprzeczności mną targają. Z jednej strony trudno mi jest wejść do windy, w której jest już kilka osób, a z drugiej strony, w codziennej pracy, stoję naprzeciw sporej grupy uczniów… A i czasem sobie jakiś pokaz publiczny wymyślę, gdzie trzeba opowiadać i „się” prezentować. Taka sprzeczność we mnie…
Czemu o tym? Przeraziła mnie ilość turystów, która pojawiła się na naszej trasie… z jednej strony świetnie, region przyciąga… z drugiej strony trochę jakby ciaśniej. Taka sprzeczność we mnie... jak już wspominałem, bo przecież piszemy o Suwalszczyźnie, jak tu fantastycznie…  czyli zachęcamy… A tak piszemy, że nawet jakiś człowiek z Polsat News chciał nas zaprosić do programu (niedawno wszak nadawali z Suwałk). Byliśmy jednak na wyjeździe nadmorskim… tam gdzie są dzikie plaże i można spokojnie strzelać z łuku bez obawy trafienia w człowieka…  Bardzo mi się podoba taka indiańska jednostka miary: „o piętnaście strzeleń z łuku”. Taki mieliśmy dystans do najbliższych plażowiczów, a łuk nosił daleko (i to prawie w każdym kierunku… bo w morze jeszcze dalej) …  Pan z Polsatu był bardzo zawiedziony, a my dalej „szyliśmy” z łuku u braci Litwinów, którzy oprócz dzikich plaż mają u siebie potężne stada czajek. I to niedaleko Kalwarii. Naprawdę niewiele strzeleń z łuku stąd… a po przekroczeniu granicy już ani jednej czajki nie zobaczyliśmy. 

fot. Miłosz, a wracając z SPK... takie przyłapanie. 
Zdjęcie z samochodu, to i "dystans ucieczki" zaburzony... 


W Wigierskim Parku Narodowym. W nocy.

H: Jak wyszliśmy z samochodów… to przywitał nas grad i kilka grzmotów. Zaczęliśmy się jednak „usprzętawiać”. Zanim weszliśmy do wody było już czysto na niebie… no może kilka chmur jeszcze dryfowało, a  po wyjściu z wody już  tylko gwiazdy i księżyc zamykały sklepienie. Drugi mój nur nocny… ale pierwszy krajowy.

fot. Hubert, takie przywitanie rzęsiste... 
 

fot. Hubert, słabo technicznie, ale poglądowo tylko... Łukasz już pod wodą świeci, Miłosz się rozmywa, Ewa prawie na brzegu, ja zdecydowanie na brzegu, a Emil ma jutro ślub. (Olympus E-M5 w obudowie PT- EP08)
 

H: Cały czas skracałem dystans do Miłosza… Tak już jest nocą pod wodą, że raczej syn zajmował prawie całą moją ojcowską uwagę…  no i latarkę miałem gorszą. Słabo mi szły te zdjęcia nocne. Trzeba przemyśleć inne koncepcje rozwiązań technicznych.

M: Pierwszy raz nurkowałem nocą. Dostałem od Łukasza bardzo mocną latarkę do robienia zdjęć. Nawet tata takiej nie miał. Kiedy wchodziliśmy do wody było jeszcze troszkę widno, ale pod wodą było już ciemno. Żeby się nie zgubić położyliśmy na dnie czerwone światło chemiczne, które pomagało nam znaleźć drogę.
Większość ryb nas się nie bała, ale niektóre tak. Zauważyłem też, że moja latarka miała trzy tryby mocy świecenia i do zdjęć przestawiałem na najsłabszy, bo wtedy nie było widać tak mocno drobinek pływających w wodzie. 

fot. Hubert, Miłosz na pierwszym nocnym... (Olympus E-M5 w obudowie PT- EP08)
 

fot. Miłosz, takie lustrzane grążele... (Olympus TG-4 w dodatkowej obudowie)
 

fot. Hubert, śpiące okonie (Olympus E-M5 w obudowie PT- EP08)

fot. Miłosz, niby śpi, a z otwartymi oczami (Olympus TG-4 w dodatkowej obudowie)

fot. Hubert, takie wyjście potrójne, ja pstrykam, a Emil... cały czas ma jutro ślub...
(Olympus E-M5 w obudowie PT- EP08)

H: Takie mam odkrycie bardzo naukowe po wczorajszym nurkowaniu: ryby śpią w nocy. I do tego z otwartymi oczami. Niektóre. To znaczy niektóre śpią, ale wszystkie z otwartymi oczami.

M: Najfajniej było podpływać do śpiących okoni. Można nawet ich dotknąć. Widziałem też kilka małych szczupaków i duże płotki. Kiedy wyszliśmy była  prawie godzina 22.00. Zdjęliśmy pianki i było widać jak parują, bo woda była cieplejsza niż powietrze. Potem jeszcze sprawdzałem z latarką, czy nic nie zostawiliśmy.

H: Widziałem jaki Miłosz był pobudzony. Nowe przeżycie. Nowe doświadczenie. Początkowo pływał raczej bliżej powierzchni, ale po kilku minutach oswojenia już schodził głębiej...
Tak sobie myślę, że dzisiejsze dzieciaki mają lepiej. Więcej w zasięgu. W wieku Miłosza (i wcześniej) dużo nurkowałem sprzętowo…  ale w wyobraźni. Pamiętam, jak robiłem sobie takie akwaria w słoiku. Wyciągałem z rzeki rośliny i sadziłem je w żwirze. Potem wpuszczałem jakieś stwory (żółtobrzeżki i inne pływające larwy), a z plasteliny lepiłem nurka (miał nawet butle w układzie „twin”) i podczepiałem go na nitce do zakrętki.  To byłem ja. Dyndałem tak sobie w tej podwodnej "słoikowej" przestrzeni… Wyobraźnia to potęga. Nawet zamknięta w słoiku.

fot. Miłosz, Ja... już nie w słoiku. Teraz dyndam na zewnątrz (Olympus TG-4 w dodatkowej obudowie)
 



----------------------------------------------------------------------------------------------------------------


GŁÓWNY PARTNER EKSPEDYCJI:

  
Sprzęt do fotografii podwodnej użyczyła firma
SPONSORZY: 
PATRONATY MEDIALNE:  



PATRONI  I SPONSORZY SPRZĘTOWI:





1 komentarz: