niedziela, 13 listopada 2022

O przyczynach reaktywacji bloga i Czarnej Hańczy w Suwałkach. Niech sobie (wszystko) płynie...

Blog nam się skończył.  Z różnych powodów.

Może dlatego, że Syn w pełnoletność  wszedł. Zaczął robić swoje projekty…  Mi się przesyciło… życie takie.

Co jakiś czas jednak myślałem, żeby może wrócić …  w nieco innej formie.  Takiej rodzinnej bardziej. Może wpisy nie tak często… może nie tak obszerne… ale jednak wrócić.   

Tylko, że dziś idea blogów jakby bledsza. Wydaje mi się, że nawet taka trochę „bumerska”…  czyli może trzeba pisać do „bumerów” :)

Niby są instagramy i inne fejsbuki… ale mam wrażenie, że tam treści jakby szybciej giną. Trudniej do nich wrócić, odnaleźć…  i to chyba pierwszy powód reaktywacji. 

Niby nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki... Takiego gościa dziś (w Suwałkach) nad Czarną Hańczą spotkałem... Znak jakiś?


Powód drugi

Fakt, który mnie solidnie zaskoczył, jest taki, że w statystykach na nasz blog jest około 4000 wejść miesięcznie (a wpisy przestały się pojawiać  w 2020 roku). Pytanie… kto i po co? No i tu odpowiedzi pewnie jest kilka. Ludzie szukając  informacji o Suwalszczyźnie, trafiają często na  nasz blog. Czyli udało nam się stworzyć jakąś tam markę…  jakoś tam się wypozycjonować w niektórych tematach. Nie będę ukrywał, że trochę szkoda mi to zaprzepaścić.

Pierwszy wpis zrobiliśmy 22 września 2015 roku… przez te kilka lat pojawiło się ponad 210 wpisów… prawie 350000 wejść… 

 

Trzeci powód. Historie znikania.

Wczoraj pływałem po jeziorze Hańcza i trafiłem w pobliże jednej z większych łodzi jakie widziałem. Lubię fotografować wraki. Piękno brzydoty. Kilka lat temu też tu byłem i zrobiłem takie zdjęcie.  


Dziś ta łódka wygląda już inaczej (a właściwie coraz mniej wygląda), co widać na zdjęciu. Wszystko przemija. Wtapia się w tło.

 

Taka dokumentacja codzienna miejsc, które pozornie do atrakcyjnych nie należą, jest ważna. Bo to, co takie właśnie nieatrakcyjne… za czas jakiś stanowi dokument. Wystarczy zerknąć na zdjęcia Tadeusza Smagacza, który fotografował onegdaj wszystko. I to, „co zawsze tu było”, z upływem lat… przestało tu być, a jego zdjęcia są dziś ważnym dokumentem przemijania.  Dlatego chyba warto dokumentować i pokazywać. 

a dziś takie zanikania na trasie. Wieża ciśnień





dom "okołokolejowy"

 

Dziś zatem o Suwałkach, a właściwie rzece, która zawsze tu była. Od jakiegoś czasu mocno mnie nasza rzeka zajmuje (może coś się narodzi). I historycznie (bo grzebię się mocno w archiwach). I turystycznie. I fotograficznie. No i kajakowo, bo od jakiegoś czasu mocno bawię się w kajaki… i wstyd przyznać, ale przez Suwałki płynąłem wiele lat temu pontonem. Raz.

Dlatego w sierpniu z Szymonem i Rybą spłynęliśmy przez Suwałki.  Zaczęliśmy od skoku z tamy na bulwarach, a skończyliśmy przy młynie w Sobolewie.


 

 No i kilka zdjęć pokazujących... że warto przez Suwałki pływać w kajaku... 




w Sumie na odcinku od Starej Łaźni do końca miasta... jedyne miejsce, w którym trzeba wysiąść z kajaków 

Młyn taki suwalski



Taka "naturalna" przeszkoda... ale już za Suwałkami



Był to już kolejny etap pływania po Czarnej Hańczy, bo wczesną wiosną zrobiliśmy odcinek z Krzywólki do Starej Łaźni (czyli spory fragment przez Suwałki).  My się dobrze bawiliśmy, co widać na załączonym filmie. 

 

 

Ciekawe, czy ktoś zacznie robić komercyjne spływy przez Suwałki… Potencjał jest. 

 

Dziś na rowerze odwiedziłem te miejsca, które widziałem w wakacje z pokładu kajaka. No i kilka zaskoczeń było. 

Magazyn bobrowy na wysokości ogrodów działkowych.

Miejsce... dumania chyba


Młyn w Suwałkach 





most kolejowy

fragmenty starego mostu... pod mostem kolejowym

Po lewej stara elektrownia, po prawej most kolejowy...

 

 

Kiedyś  Jan Czeniecki wrzucił na FB zdjęcie tego... końca wszystkiego. A tam faktycznie koniec... albo początek walki sacrum z profanum. 


 



 

No i mnie jakoś nie przekonują te rury odprowadzające wodę opadową z dróg... wprost do rzeki.





Były też zwierza przestawienie... Koza z tipi na boku, kuce, lama (albo jakaś alpaka)... i wspominany już osioł. W mieście. 200 metrów od Utraty. 




Pewnie dzisiejszy wpis chaotyczny…  rwany taki… ale i idea spontanicznie mnie wzięła (jeszcze godzinę temu nie wiedziałem, że chcę). Może trzeba było właśnie tak z marszu…

Zobaczymy, co dalej…

 

 


4 komentarze:

  1. Dzięki za reaktywację, pozdrawiam z Sejneńszczyzny 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Reaktywacja rewelacja

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy odcinek rzeki, fajnie ze jest ktos kto umie docenic takie smaczki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za reanimację i czekam na następne wpisy

    OdpowiedzUsuń