niedziela, 7 maja 2017

O latających rybach z Szeszupy i wiośnie niemrawej (ale zdeterminowanej) widzianej z paralotni w Suwalskim Parku Krajobrazowym


H: Determinacja to ważna sprawa. Ważna… jak jest. Ważna, że jest.  Ważne jak prowadzi do celu. I dziś trochę o tym, a wszystko okraszone jak zwykle zdjęciami (wszystkie z „wczoraj”). Pokażemy Suwalski Park Krajobrazowy z (mego) przelotu na paralotni, ale i z ziemi… bo ryby z Szeszupy już latają. Miłosz doświadczył też mocy drzemiącej w skrzydle… Łoś był blisko, a  niemrawa wiosna pod nami, nad nami i koło nas, a Antek już na świecie. Taka determinacja.

fot. Hubert, taka wiosna na polu w Suwalskim Parku Krajobrazowym... w dobie powszechnego wycinania, to drzewo się ostało... choć może zawadzać. Chwała właścicielowi pola!  I ja go odnajdę. (zdjęcie z paralotni)
 
H: Warunki pogodowe na Suwalszczyźnie są tej wiosny raczej przeciętne. Przed maturą zawsze zastanawiam się czy kasztany zdążą zakwitnąć… w tym roku nie zdążyły. Jednak jest determinacja w przyrodzie i mimo niesprzyjających okoliczności, natura konsekwentnie ku wiośnie prze. Niby zimno, niby pochmurno,  a i tak wszystko w końcu kwitnie, zielenieje, na świat przychodzi. 

fot. Hubert, kwieci się... mimo chłodu
 

fot. Miłosz, nawet dzięcioł wypatruje... 

fot. Hubert, a żuraw się drapie... zażenowany?

fot. Hubert, a wiosna się rozwija... tak jak paproć za młynem w Turtulu

H: Wiosna w tym roku nie „wybuchła mi prosto w twarz” (cytat z Organka). To były raczej subtelne objawienia (i znikania). Wciąż poszukiwane przez nas żaby są wyraźnie uśpione. Zastanawiam się czy zdążą oddać naturze, co maja do oddania..  do skrzeku i kijanek nawiązuję. Dobrze, że choć moje archiwalne ujęcie kijanek  pojawiło się w teledysku Tomka… przez ułamki sekund… bo tak zakładał projekt (teledysk w dużej części składał się z materiałów przysłanych przez szczególnie zainteresowanych - zobacz teledysk "Wiosna"). Organek był konsekwentny w działaniu (muzycznym) i osiągnął sukces. Nie chodzi mi tu o nagrody branżowe  (tegoroczne Fryderyki), choć tytuł najlepszego rockowego albumu i piosenki roku to nie byle co. Ważniejszy jest odbiór ludzi, który jest. Co ciekawe Tomek jest chyba bardziej rozpoznawany w Polsce, niż w miejscu, z którego się wywodzi. Wiem, bo robiłem sondę (prawie) uliczną. Na szczęście chodzą plotki, że w końcu Organek zagra w Suwałkach. Taka determinacja. Tylko czyja?

M: Jadąc wczoraj na latające ryby zobaczyliśmy stojącego łosia  nad takim małym jeziorkiem. Zrobiłem mu kilka zdjęć  i łoś poszedł za górkę nad Szeszupę, więc postanowiłem do niego podejść. Znałem ten teren, bo kiedyś fotografowaliśmy tam małe wodospady. Tata z Pawłem zostali przy samochodzie. Kiedy wychyliłem się, to zobaczyłem go jak stał bardzo blisko. Nie mogłem zrobić zdjęć, bo krzaki blokowały autofokus  i nie mogłem złapać ostrości. Łoś zobaczył mnie i zaczął uciekać. Chciałem za nim biec, jednak nagle zobaczyłem dwa małe brązowe łośki podążające za tym dużym. Przypomniała mi się historia jak łoś broniąc  młodych zaatakował człowieka, więc pomyślałem, że to ja raczej muszę uciekać i tak zrobiłem.  Teraz bardzo żałuję, że przez te krzaki nie mogłem zrobić zdjęć tych małych łośków. Taka okazja nie trafi się pewnie w najbliższym czasie.

fot. Miłosz, wczorajszy łoś nad jeziorkiem Snołda
 

fot. Miłosz, klasyczny "tył" klępy w krzakach, było blisko... prawie jak nad Biebrzą


H: Rok temu na Szeszupie widziałem zdeterminowane ryby, które instynktownie płyną „w górę rzek” (to też cytat z piosenki… ale tym razem Krzysztof Zalewski). Wymyśliłem sobie,  że tym razem zrobię filmik z tego parcia natury. Tylko, że aura wszystko spowolniła. Byłem kilka dni temu w Udziejku, a ryby takie jakieś ospałe. Wczoraj mieliśmy kolejne podejście, bo założyłem, że wysoka temperatura (wreszcie) pobudzi do działania nie tylko nas… i nie pomyliłem się, bo i ryby i ludzie tłumnie ruszyli na szlaki.

W końcu latające ryby znów się nam  objawiły i w determinacji swej próbowały pokonać spiętrzoną wodę, która pokonana być niestety nie mogła. Zbyt bystry tam nurt, zbyt wysoka zapora. Jednak ryby latały. Skakały wielokrotnie niezrażone, bo liczyły, że za którymś razem się uda. Jest w tym działaniu determinacja, ale i jakiś element irracjonalności… natura wzywa i nie da się jej oszukać. Parły zatem, jak i my przemy. Czasem na zatracenie. 

film: Latające ryby z Szeszupy z cyklu w80 sekund. Filmy z Suwalszczyzny

 fot. Hubert, czekamy na lotne ryby w Udziejku

fot. Miłosz, latająca...
 

fot. Hubert, takie ewolucje...

fot. Miłosz, głową w dół...
 


M: Pojechaliśmy do Udziejka gdzie stoi stary młyn.  Byliśmy tam już wiele razy. Teraz zobaczyliśmy ryby, które chciały płynąc w górę rzeki, aby złożyć ikrę. Jednak było to dla nich niewykonalne.  Za to zdjęcia, gdy wyskakują nad wodą, wyszły ciekawie. Kiedy podeszliśmy jednak zbyt blisko, to nas zobaczyły na chwilę  uciekły,  więc musieliśmy odczekać, aby znowu przypłynęły.  Było to ciekawe widowisko i nawet Paweł powiedział, że nie spodziewał się na Suwalszczyźnie latających ryb. 


fot. Hubert, Miłosz czeka...
 

fot. Hubert, Paweł czeka na ryby... jak te niedźwiedzie na Alasce

fot. Paweł Pawłowski, dublet ustrzelony

fot. Hubert, tam na fali też jest ryba...

H: W Suwalski Park Krajobrazowy pojechał wczoraj z nami Paweł (studiujący fotografię w Anglii, a pisaliśmy już o nim przy okazji sprzątania Rospudy i szaleńst Wiśni na desce - zobacz ten wpis). I dobrze, że pojechał, bo mam zdjęcia z Miłoszem podczas jego pierwszej próby „skrzydła”. Ważny to moment dla każdego, kto myśli o lataniu (a syn chyba myśli). Nie wiem jak to się stało, że Miłosz pierwszy raz w życiu „stawia” paralotnię… zabrakło komuś determinacji… choć plan w tamtym roku był (nawet polatania, ale niestety kurs paralotniowy „się” odwołał, bo za mało chętnych było w okolicy). Ważne, że wczoraj próba się odbyła. Ważne, że Miłosz poczuł moc skrzydła. Ważna (dla mnie) radość i na obliczu i  w czynach.  Wspomnienia wróciły, bo czułem pewnie to samo przy pierwszym kontakcie z paralotnią.


M: Na polu tata rozłożył skrzydło i zapytał, czy nie chcę spróbować go postawić. Bardzo się ucieszyłem, bo to moje wielkie marzenie.  Pierwsze próby zrobiłem z tatą, ale potem udawało mi się już samemu. Potem robiłem dla taty zdjęcia gdy startował. Bardzo śmiesznie to wyglądało, ponieważ mój tata biegł takimi małymi kroczkami i patrzył na skrzydło nad głową, a potem nagle zrobił długi krok, odpychał się jedną nogą od ziemi i już był w powietrzu. Trochę się śmialiśmy z Pawłem z taty, bo wyglądał jak taki wielki żółw z tym silnikiem na plecach. Potem też było wesoło, bo nazwaliśmy taty napęd "latające krzesło". 

fot. Paweł Pawłowski, pierwsze szkolenie stawiania skrzydła

fot. Paweł Pawłowski, bezpieczeństwo fotografującego najważniejsze...
 

fot. Hubert, Miłosz doświadcza...
  

fot. Hubert, jazda, jazda, jazda... już za chwilę
 

fot. Hubert, Miłosz prawie w powietrzu (tu akurat ściąga sterówki do położenia skrzydła)
 

fot. Hubert, taki wyraz twarzy jest naturalny w tej sytuacji. Kto doświadczył... ten wie
 
 fot. Hubert, Paweł też prawie w górze...


H: Na swoje pierwsze latanie czekałem długo. Bardzo długo. Pod koniec podstawówki koniecznie chciałem usiąść za sterami szybowca. Z determinacją o to walczyłem, ale nie dane mi było oderwanie się od ziemi z powodów prozaicznych (lub nie). Moja mama miała inne  zapatrywania na pokonywanie przestrzeni, a ja raczej posłusznym dzieckiem byłem. Być może zabrakło u mnie konsekwencji i drążenia skały… Najważniejsze jednak, że w końcu udało mi się oderwać od ziemi i teraz mogę sobie siedzieć…  na „latającym krześle” i patrzeć na wszystko z góry.

 fot. Miłosz, próba silnikowa... i burza piaskowa wywołana...

fot. Miłosz, szpejowanie


fot. Paweł Pawłowski, lecimy...
 
H: Wiosna rodzi, powołuje do życia wiele różnorodnych form. Lubię latać w tym czasie, bo wtedy na ziemi widać zróżnicowanie kolorystyczne. Rośliny niejednorodnie zaczynają „wiosennieć” i to jest szczególnie atrakcyjne na zdjęciach. Latem mamy już tylko jednolity i brudnozielony… ale jednak deseń. 

A rolnicy okoliczni wciąż tworzą obrazy na swych polach. Taki zapis pracy. Mandale, które za chwilę znikną, ustąpią miejsca kolejnym motywom. Cykl. Powtarzalność, ale i zmiany. Natura. Człowiek. Człowiek z naturą, czy człowiek przeciw naturze (paradoks?).  

fot. Hubert, słoń (?) brzozowy (zdjęcie z paralotni)
 

 fot. Hubert, polne  wariacje I (zdjęcie z paralotni). Co miał na myśli traktorzysta?

 fot. Hubert, polne  wariacje II (zdjęcie z paralotni)
 

  fot. Hubert, polne  wariacje III (zdjęcie z paralotni). Taki zapis drogi...
 

fot. Hubert, tamy bobrowe na Szeszupie... prawie u źródeł (zdjęcie z paralotni)
 

fot. Hubert, na zbliżeniu widać z jaką determinacją zieloność  pnie się w górę  (zdjęcie z paralotni)

fot. Hubert, siedziba Suwalskiego Parku Krajobrazowego w Turtulu... albo Malesowiznie

fot. Hubert, takie ścieżki wydeptane prze zwierzęta...


fot. Hubert, brzeg wytopiskowego jeziorka Linówek, ponoć są tam raki szlachetne... z góry jednak nie widać


fot. Hubert, tak zielenieje wiosna...

fot. Hubert, a to inne drzewa... bo i zieloności brak. Widoczna Szeszupa.


M: Z Pawłem pojechaliśmy rowerami, ponieważ miałem nagrać film i zrobić zdjęcia dla taty nad molenną w Wodziłkach. Przez całą drogę tata krążył nad nami slalomem. My musieliśmy trzymać się tej drogi, a tata leciał gdzie chciał. Koło molenny, dwa razy przeleciał nam nad głowami żebym mógł zrobić mu zdjęcia, a potem gdzieś sobie poleciał.

fot. Hubert, tak wyglądają nasze rowery: Pancernik i Jaszczur (widziane z powietrza)...  serwisowane u naszego partnera: Góra Rowerska  (i jest to reklama bardzo jawna) 


fot. Miłosz, takie zdjęcie chciałem... i mam

fot. Hubert, a tak wyglądało to z góry. Miłosz i Paweł fotografują synchronicznie...
 

fot. Miłosz, i jeszcze jedno... bo robiłem dwa naloty


fot. Miłosz, lądowanie...
 

 H: A dlaczego lubię latać nad Suwalskim Parkiem Krajobrazowym? Odpowiedź znajdziesz w poniższej prezentacji filmowo-fotograficznej. Sporo materiału z różnych pór roku. Tak wygląda SPK z lotu ptaka... i jak nad nim nie latać. Zapraszam do obejrzenia.



H: Wczoraj otrzymaliśmy wiadomość od Emila (z którym nurkujemy już wiele lat, także w projekcie (wy)nurzeni. Ekspedycja wigierska), że na świecie pojawił się kolejny (przyszły) nurek. Wiosna spóźniona, a  Antek już jest z nami. Co ciekawe, Emil powiedział mi dzisiaj, że jedną z ostatnich wycieczek (jeszcze w stanie błogosławionym) odbyli z Kasią właśnie w okolicę Udziejka… Takie sprzężenie. Taka determinacja. Antek na świecie.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Strona Suwalskiego Parku Krajobrazowego - www.spk.org.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz