piątek, 16 czerwca 2017

O krótkiej wyprawie rowerowej po SPK, spływie po lokalnej Amazonce i o tym jak powiesiliśmy Pawła Młodkowskiego.



H: Dziś będzie o ciekawym spotkaniu z Pawłem Młodkowskim, fotografikiem (współpracującym z National Geographic), paralotniarzem, wielokrotnym laureatem konkursów (także światowych), świetnym człowiekiem… aż za dużo tych superlatyw na początek, dlatego teraz będzie coś negatywnego. Nasz dzisiejszy bohater jest przesadnie skromny. Będzie też o Suwalskim Parku Krajobrazowym… i kilku innych wątkach. Czyli kolejny (niemal) strumień świadomości, bo jak zwykle wiele się zdarzyło...

fot. Hubert, na lokalnej Amazonce,czyli Czarna Hańcza (rozlewisko w Turtulu), 
a przed nami morze skrzypów
 


H: Tak się stało, że Paweł Młodkowski odwiedził Suwalszczyznę. To taki przykład pozytywnego działania internetu, bo znajomość „fejsbukowa” zmaterializowała się w świecie jak najbardziej realnym. Namawiałem i przyjechał z rodziną. Ostrzegłem jednak uczciwie, że trafi na nasz blog. Mało tego, że trafił… został przez nas powieszony. 

fot. Hubert, Paweł prezentuje na spotkaniu w Zespole Szkół Technicznych (warto zwrócić uwagę na ekran, bo za chwilę zaprezentujemy bardziej profesjonalny)
 
 
H: Paweł, pierwszy sygnał (że powinien być czujny wobec mnie) otrzymał jeszcze na trasie… zignorował go jednak i pojawił się nad Wigrami. Spotkaliśmy się już po zmroku, bo wracaliśmy z pokazu zdjęć i filmów w Krasnogrudzie. Oni zmęczeni po długiej podróży  i mój potok (a może nawet zalew) słów powinien dać mu do myślenia. Kolejny sygnał także  został zignorowany… Gdyby wiedział, że chcemy go powiesić…

M: Na Suwalszczyznę przyjechał znany fotografik ze swoją żoną i córkami. Najpierw tata rozmawiał z nim przez internet, a potem sam się u nas pojawił. Bardzo fajnie było poznać taką osobę, która jest bardzo dobra w tym co robi. Bardzo często lajkuję zdjęcia pana Pawła, bo też mam go wśród znajomych. Takie podglądanie czyichś zdjęć pomaga także w robieniu lepszych ujęć.

H: A co robiliśmy w Krasnogrudzie?  Mieliśmy z Miłoszem spotkania z młodzieżą (polską) mieszkającą na Łotwie. Byli od kilku dni w ojczyźnie swoich przodków w ramach projektu Pomoc Polakom na Wschodzie. Zadzwonili, zapytali, a my pokazaliśmy (chyba), że lokalnie można się także zachwycać. Ciekawe było to spotkanie… i takie dla mnie refleksyjne w sumie. 

fot. Miłosz, przygotowanie do pokazu... ekran 3d z prześcieradła... a że robią teraz z gumką... 
 

H: Pomyślałem sobie, że warto Pawła przedstawić w swojej szkole. Zależy mi na tym, by uczniowie zobaczyli, jak  „działają” ludzie z pasją. Taka moja misja dodatkowa. Na spotkaniu, przedstawiając Pawła, powiedziałem, że znam go kilka lat, ale widzę pierwszy raz.  Taka siła internetowej znajomości.
Paweł pokazał swoje prace i opowiedział o lataniu (także tych mniej romantycznych momentach). Poruszał się w swojej opowieści (i na pokazywanych zdjęciach) w świecie abstrakcyjnego postrzegania ziemi pod stopami…  tak właśnie lubię (i nie tylko ja, o czym świadczy dziś udostępniona informacja o brązowym medalu dla Pawła w konkursie Pix de la photographie, Paris). W świadomości naszej  młodzieży także „odcisnął” się  do tego stopnia, że dziewczyny z  mojej (osobiście prowadzonej) klasy, prosiły o odbitkę zdjęcia grupowego…  ale z autografem. Dziewczyny… obiecałem, że załatwię? Patrzcie zatem na zdjęcie poniżej. W poniedziałek do rozdania. 

fot. Hubert, Paweł (i jego podpis) multiplikowany... 


fot. Hubert, pokaz Pawła w ZST trwa (w ramach spotkań "Klubu Niespokojnych")


H: Ekipa z Poznania zamieszkała na kilka dni nad brzegiem Wigier i chyba najbardziej spodobała im się możliwość spływania Czarną Hańczą (polubili chyba nasz nurt).  Pokazałem też trochę Suwalskiego Parku Krajobrazowego.  Trochę. Taka wycieczka raczej objazdowa po wybranych punktach, a pogoda była zmienna. Moja misja „samozwańczego ambasadora” Suwalszczyzny  znów spowodowała, że zarzuciłem wszystkich potokiem słów niekoniecznie umotywowanych w czasie i przestrzeni. Co zrobić… tak już mam z tą Suwalszczyzną. Na szczęście część odpowiedzialności przerzuciłem na Piotrka Malczewskiego, który zrobił im pokaz w swojej galerii w Budzie Ruskiej. A Piotrek (i jego zdjęcia) zawsze robią wrażenie. Sami wiecie...

Trochę nas wywiało z SPK, ale dzięki temu mogłem zrobić zdjęcie (pewnie) rzadko spotykane w naturze.  Paweł zasadniczo robi zdjęcia obiektywem skierowanym  w dół (z paralotni)…  a ja mam zdjęcie unikatowe. Bardzo nawet, bo obiektyw Pawła „patrzy” w górę. Stańczyki, to takie miejsce, które robi wrażenie. Z moich obserwacji (i własnych doświadczeń) wynika, że jak ktoś lata (np. na paralotni), to widok z mostów w dół nie jest jakiś spektakularny, zapierający dech…  ale z dołu można się zdziwić. Taka myśl… i wyraźne fotograficzne ożywienie Pawła.  

fot. Hubert, zdjęcie-unikat (pewnie)... Paweł Młodkowski ma obiektyw skierowany w górę. 
  

fot. Hubert, wiem, że niektórzy nie dają wiary... dlatego jeszcze jedno takie dowodowe
  


H: Suwalski Park Krajobrazowy odwiedziliśmy też rodzinnie w ciągu tych kilku ostatnich dni. Najpierw rowerowo, a kilka dni później pieszo i w kanu.

Klasyczny objazd rowerowy nam się trafił, z klasyczną pogodą i klasycznym pocztówkami. Klasyk zatem SParKowaty przed Wami.

fot. Hubert, klasyczna kapliczka (w miarę nowa) za Wodziłkami, klasycznie obfotografowana przez niemal wszystkich lokalnych (i nie tylko) fotografów... a ja pierwszy raz...

fot. Hubert, Klasyczny rolniczy krajobraz: koń (kobyła) na macierzyńskim i rolnik goniący traktor...
 

fot. Hubert, klasyczna piwnica (sklep) pod Wodziłkami

 fot. Agnieszka, klasyczna droga w Suwalskim Parku Krajobrazowym, z klasycznymi turystami na rowerach

fot. Agnieszka, klasyczna szata roślinna w SPK (o tej porze roku, czyli jak prawi Piotrek - ostrożeń łąkowy)

H: Zatrzymaliśmy się żeby zrobić zdjęcie niedaleko Potajemnicy i za nami zobaczyłem ciemny kształt na skoszonym polu. Jenot nam się objawił. Taki zwierz mało rodzimy, który od lat 50. ubiegłego wieku trochę się rozrósł w liczebności swej. Ciekawe, czy marsz w kierunku północnym nastąpił samoistnie i naturalnie (tak jak pokazywane przez nas żołny, czy modliszka), czy raczej człowiek dopomógł (tak jak norce amerykańskiej).  Wiatr był dobry (kierunek) i silny, bo szumiące liście na drzewach skutecznie zagłuszały mój  galop… Słowo adekwatne i mocno nawiązujące do mego przemieszczania się w tym momencie. Jenot szukał jedzenia na polu i co jakiś czas podejmował coś z ziemi. Ten brak czujności (i wspominany) wiatr pozwolił mi podejść na (w sumie otwartej przestrzeni) kilkanaście metrów. Tak blisko jenota jeszcze nie byłem. 

fot. Hubert, Jenot zajęty poszukiwaniami jedzenia...
  

fot. Hubert, już mnie zobaczył...
 

fot. Hubert, a tak się schował w trawie... jak już mnie zobaczył...

M: My z tatą mieliśmy łatwiej, bo jechaliśmy rowerami górskimi, a mama miała miejski. Trasa miała dużo zjazdów, jednak jak są zjazdy, to są i podjazdy. Kiedy się zatrzymaliśmy tata zobaczył jenota i pobiegł robić mu zdjęcia, a ja potem pobiegłem za lisem, a zrobiłem dzierzbę gąsiorka. To taki ciekawy ptaszek, który swoje ofiary nabija na kolce i pewnie dlatego ma zamaskowane oczy.

 fot. Miłosz, zamaskowany zabójca - dzierzba gąsiorek z daleka


 fot. Miłosz, zamaskowany zabójca - dzierzba gąsiorek z  bliska



fot. Hubert, tak pod słońce... 

H: Tak naprawdę to dzięki ostatniej wizycie Pawła (z rodziną i przyjaciółmi) trafiłem do punktu informacyjnego w siedzibie Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Zazwyczaj przemykałem gdzieś w pobliżu…   a tu proszę. Aranżacja wnętrza i „zewnętrza” zaskoczyła. Ale jak się dowiedziałem, kto jest za „to” odpowiedzialny... to i zaskoczenie przeszło. Igę Borkowską (Pracownia Tutaj) poznałem jakiś czas temu podczas realizacji zajęć do projektu dla  lokalnych „producentów turystyki”.

Wrażenie pozytywne zatem mnie dopadło i wczoraj przywiozłem tu jeszcze raz swoją rodzinę… a przy okazji na dach zapakowaliśmy „Czajkę”, bo jak mam być szczery… nigdy w życiu nie pływałem jeszcze po rozlewisku na Czarnej Hańczy. 

fot. Hubert, płyniemy po lokalnej Amazonce...
  

fot. Miłosz, zieloność skrzypu bagiennego na wodzie...
 

fot. Hubert, zielono wciąż... wyspowo na razie

fot. Miłosz, tatarak kwitnący... tak napisałem... ale Piotrek Fiedorowicz mnie zweryfikował i zadeklarował pomoc w określaniu gatunków. Czyli tu mamy roślinę o wdzięcznej nazwie kosaciec żółty
 

fot. Hubert, kwiat kwitnący i Miłosz fakt ten kontemplujący
 

fot. Hubert, Paweł lata, ja latam... ale z  przyczyn pogodowych nie udało nam się razem wznieść nad Suwalszczyznę... może kiedyś...  Historyczne zatem zdjęcie. Tak rozlewisko na Czarnej Hańczy wyglądało kiedyś (widziane z paralotni). Jakby mniej grążeli wtedy...


H: Powiem tak, a właściwie sparafrazuję: „Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział (…) Amazonka, Wielka Rafa, oceany trzy (…) to powiedziałbym”: dzięki. Mam tu wszystko. Może w innej skali, ale mam.
Im dalej byliśmy od ruin młyna, tym wody pod „Czajką” robiło się mniej. W końcu wpłynęliśmy w morze skrzypów. Tak intensywnej zieloności dawno nie widziałem. Wszystko zagrało wizualnie, koloryt magiczny wręcz, a Miłosz zobaczył czaplę przed nami, czaplę niezwykle cierpliwą i jakże wdzięczną.  

M: Pływaliśmy sobie po zalewie Czarnej Hańczy przy Turtulu. Było bardzo fajnie, bo przepływaliśmy obok Wyspy Bobrowej i wtedy zaczął padać deszcz, więc podpłynęliśmy do brzegu,  aby schować się pod drzewami. Schowaliśmy się nie tylko my, ponieważ bocian także uznał,  że nie warto się moczyć i siedział na brzegu pod drzewami.

Kiedy przestało padać i  popłynęliśmy bliżej, żeby zrobić mu zdjęcie, to on wystartował, ale ja zobaczyłem jeszcze szarą głowę i  powiedziałem, że to czapla.  Tata uznał, że nic tam nie ma.  Kiedy  jednak  popłynęliśmy,  to zobaczyliśmy czaplę i tata przyznał mi rację.

W domu, jak obejrzałem zdjęcie z bocianem, to zobaczyłem tam też rozmazaną czaplę i to był kolejny dowód.


fot. Hubert, przez chwilę taki deszcz nas zmusił do ukrycia...
 

fot. Hubert, a już za chwilę tak...bocian startuje, a z prawej strony (nie)wyraźnie widoczna głowa czapli...
 fot. Hubert, skradamy się (dosłownie) do czapli... bo wiosłować się już nie dało...

fot. Miłosz, pierwsze strzały...

fot. Miłosz, dobre światło...
  

fot. Miłosz, i drugi profil...
 

fot. Hubert, a taka "czapla" podwodna zaatakowała nas w drodze  powrotnej...

fot. Miłosz roślinność nawodna... (cyt. za P.F.: tojeść bukietowa)

fot. Miłosz, roślinność nawodna II (cyt. za P.F. - psianka słodkogórz)

fot. Hubert, jakby więcej grążeli koło Wyspy Bobrowej (tak nazwał ją Miłosz Odkrywca)...

fot. Hubert, Turtul na horyzoncie...

fot. Miłosz, widoczna na poprzednim zdjęciu para łabędzi miała ponoć piątkę młodych... wczoraj niestety był już tylko jeden...
 

fot. Miłosz, na wielu liściach widzieliśmy muszle ślimaków...
 

fot. Miłosz, a na kwiatkach... takie "kwiatki"


H: Dziewczyny zwiedzały siedzibę SPK, a potem razem ruszyliśmy "grzbietem" doliny... i znowu zdjęcia klasyczne przed Wami.

fot. Agnieszka, taki widok na rozlewisko z "góry"

fot. Hubert, takie rozlewisko 

fot. Agnieszka, dostojka adype... tak zwie się ten motyl...

fot. Hubert, takie kwiatki łąkowe... czyli cyt. za P.F - żmijowiec zwyczajny

fot. Agnieszka i takie zbliżenie... na żmijowca

fot. Hubert, jest już coś do zjedzenia na szlaku...

fot. Miłosz, a na koniec tej wędrówki takie zdjęcie... nie wiem, co autor miał na myśli... nie wiem, co "model" miał na myśli... jakiś pomysł na tytuł?

H: Spotkaliśmy się jeszcze wczoraj z ekipą Pawła w Suwałkach, tuż przed ich wyjazdem… i tu nastąpiło kolejne i tym razem podwójne wymuszenie (wcześniej było zaproszenie do szkoły).   

Paweł pewnie myślał, że ja tu go tak bezinteresownie ściągnąłem… a  ja zaatakowałem go zdjęciami. Najpierw podpisał dwanaście razy zdjęcia ze spotkania w szkole… a potem… jeszcze jedno zdjęcie. Bezczelnie ukradzione przeze mnie z sieci.

Mam taką ścianę w domu gdzie wiszą prace zrobione przez ludzi, których cenię...

Dziś w naszej galerii powiesiliśmy Pawła Młodkowskiego... 

fot. Miłosz, Paweł Młodkowski (podpisany) powieszony... taka ESTETYKA DESTRUKCJI
 

Zdjęcia Pawła  do obejrzenia (i zachwycania się)  - kliknij link

4 komentarze:

  1. Oj Panowie, dziękuję :) (Paweł M.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Propozycja tytułu: "Tyle koniczyny, że aż skręca kończyny". Poza tym świetnie się ogląda, czyta i rozmyśla. Kolejność przypadkowa. Congratulations.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt. Testujemy jak działają tytuły na odbiorców :) Dzięki

      Usuń