niedziela, 12 listopada 2017

Historia noża (i) Andrzeja Strumiłły i noży zrobionych specjalnie dla nas.



H: Przedmiot (nie)zwykle użytkowy… nóż, będzie dziś punktem zaczepienia.  Piszemy nietypowo, bo o przedmiotach, w których powstanie ktoś włożył niemały trud i potem z niemałym trudem ich używał. Czyli piszemy też o ludziach. Okazuje się, że Andrzej Strumiłło własnoręcznie zrobił sobie nóż i ruszył z nim w tajgę…  i ten nóż staje się pretekstem do przedstawienia jednego z naszych dzisiejszych bohaterów, który z Suwalszczyzną jest bardzo mocno związany. Obchodzimy wszak Rok Andrzeja Strumiłły i wiele materiałów powstało już na ten temat… Dlatego my włączamy się w ten nurt, ale piszemy tak trochę inaczej. Użytkowo znaczy.  Do tego dołożymy kilku innych bohaterów i kilka historii… z nożem w tle.

Fot. Hubert, Andrzej Strumiłło w swojej pracowni w Maćkowej Rudzie.
 

H: Nic na to nie poradzę, ale lubię noże. Jest w tym pewnie jakaś pierwotna potrzeba posiadania czegoś, co w swej prostocie i funkcjonalności wyrasta chyba na najważniejsze narzędzie w dziejach… ludzkości. Najpierw kamienne ostrza, a potem już stalowe, znacznie ułatwiały życie doczesne. 
W  książce, którą kupiłem jeszcze w latach 90., autor stwierdza, że ludy pierwotne mocno zmieniły swoje dotychczasowe życie, bo  „przełom dokonał się wraz z pojawieniem stalowego noża w trakcie handlu wymiennego. Siekiera, żelazny garnek i każdy obcy przedmiot oznaczał zerwanie z dotychczasową formą bytu.” (Hans Otto Meissner, „Sztuka życia i przetrwania”). 
W innej książce z dzieciństwa, Tehawanka, główny bohater „Złota Gór Czarnych” (Alfreda i Krystyny Szklarskich), zdobywa podstępem taki stalowy nóż (i brankę), a potem w rytualnym akcie „rozdawnictwa” majątku… tylko to narzędzie sobie zostawia. Nóż zatem był zawsze narzędziem niezwykle ważnym dla tych, którzy wiedli puszczańskie życie.

M: Nóż  przydaje się do wielu czynności  i moim zdaniem jest on niezbędny w terenie, ponieważ dzięki niemu możemy zrobić wiele podstawowych czynności. Jeżeli miałbym wybierać rzecz, z którą miałbym trafić do lasu, to byłby to nóż.

H: Zrobienie dobrego noża, to już sztuka. I takiej sztuki dokonał nie kto inny jak właśnie artysta (artysta z definicji jest zobowiązany przecież do tworzenia… sztuki). 

Jakiś czas temu robiłem materiał filmowy dla Darka Morsztyna zwanego Biegnącym  Wilkiem  i miałem okazję zobaczyć część jego kolekcji noży. Przyznam, że tylu w jednym miejscu nie widziałem. Fińskie, indiańskie, niektóre ozdobne, a inne typowo użytkowe…  ale jeden szczególnie mnie zaskoczył, bo na pochwie sygnowany był napisem: A. Strumiłło.

fot. Hubert, nóż zrobiony własnoręcznie przez Andrzeja Strumiłło (teraz w kolekcji Biegnącego Wilka)
 

H: Z przedmiotami historycznymi mam tak, że zawsze ciekawią mnie ich dzieje. Zapragnąłem poznać przeszłość i spytać u źródła o ten właśnie nóż  i taka okazja  nadarzyła się  podczas jednej z wizyt w Maćkowej Rudzie.

Andrzej Strumiłło wykonał ten nóż samodzielnie z innego, historycznego ostrza. W tym konkretnym narzędziu nie ma finezji kształtu…  bo nie forma, a funkcjonalność była tu priorytetem. Powstały wtedy dwa ostrza z jednego…  Co ciekawe, właścicielem drugiego był  pisarz Bohdan Czeszko….  ale o tym powie krótko już sam Twórca. Będzie też o polowaniu, tajdze, fotografii, Nepalu i planach na kolejne wydawnictwa.

Film: Andrzej Strumiłło. Zapis rozmowy…
czas trwania: 4.21
realizacja: Hubert Stojanowski


H: Tajga w jakiś sposób zawsze mnie fascynowała. Pewnie chodzi o te przestrzenie, które zasadniczo są raczej dziewicze, a człowiek, który tam się pojawi i chce trwać, siłą rzeczy musi przestawić swoje myślenie i w jakimś stopniu… cofnąć się w rozwoju (technicznym). Ta nasza pierwotność i instynkty zaczynają dominować… bo tak być musi i  chyba inaczej się nie da…

Andrzej Strumiłło wykorzystywał swój nóż w trakcie wyprawy syberyjskiej. Podczas naszej rozmowy próbował nawet odszukać go na zdjęciach w albumie „Tajga”. Nóż służył mu przez lata, a teraz stał się częścią kolekcji Biegnącego Wilka.

W przedmiotach jest historia. W przedmiotach widać trud człowieczy. Wystarczy dotknąć ostrza.

fot. Hubert, noże z kolekcji Biegnącego Wilka
 



H: Myślę, że ten rok jest niezwykle ciężki dla Andrzeja Srumiłły. Ilość imprez okolicznościowych, którym patronował (lub brał w nich  udział) była imponująca. Do tego pielgrzymki gości… Dlatego nie chciałem zbytnio narzucać się artyście i wykorzystałem moment podczas wizyty z koleżankami z pracy (taka forma belferskiej aktywności w Maćkowej Rudzie). Pretekst do rozmowy był też może trochę mniej oczywisty. 
Biografia Andrzeja Strumiłły jest niezwykle bogata, ale my chcieliśmy  pokazać tylko jakiś jej fragment. Nóż stał się zatem pretekstem… do przedstawienia ciekawej osoby. 

fot. Hubert, w pracowni Andrzeja Strumiłły

 

 

 

 

fot. Hubert, inne "narzędzia" Andrzeja Strumiłły. W pracowni...
 fot. Hubert, otwarcie wystawy w Muzeum Wigier. 
 

H: Nie pamiętam kiedy pierwszy raz spotkałem Andrzeja Strumiłło. Pamiętam za to jedno z takich spotkań sprzed (wielu) lat. 
Kiedyś z kolegami zrobiliśmy wystawę fotograficzną opisaną wierszami znanych poetów… albo wiersze zilustrowane naszymi zdjęciami z Suwalszczyzny. Było to takie plenerowe przedstawienie „sztuki” na jakiejś większej imprezie.
Gościem i prelegentem był tam także właśnie Andrzej Strumiłło. Podpisał mi wtedy książkę, którą ilustrował (skan poniżej), a ja dałem mu w prezencie swoją oprawioną fotografię. Motyw „wodziłkowaty” (tu można podejrzeć, bo nawet jest tam właśnie ta konkretna fotografia zobacz zdjęcie).
Pan Andrzej prezent przyjął… zdjęcie pochwalił, ale… skrytykował oprawę, bo passe-portout miało jakiś niebieski koloryt. Zapytałem naiwnie, jakie tło byłoby lepsze i usłyszałem… „każde inne”. Takie miałem wtedy „pojecie estetyczne”, ale wesoła historia w pamięci pozostała.

Potem zostałem zaproszony jeszcze do udziału w filmie promocyjnym o Suwałkach. Nie lubię stać z drugiej strony obiektywu i nie biorę udziału (zbyt często) w takich projekcjach…  ale Paweł Nazaruk (realizator zdjęć i filmu),  był niezwykle przekonujący… szczególnie jak zobaczyłem listę „wykreślonych bohaterów” zaproponowanych przez suwalskie instytucje. 
Najciekawiej w tym projekcie opowiadał Andrzej Strumiłło… w kilku zdaniach uzasadnił wybór miejsca, w którym żyje od wielu lat. A jego dom w Maćkowej Rudzie pięknie wpisał się w krajobraz Suwalszczyzny i każdy „spływający” Czarną Hańczą może sam ocenić to „wpisanie”  w tło.

 Fot. Hubert, Andrzej Strumiłło, 1999 rok. Warto zwrócić uwagę, że z kieszeni wystaje drewniana metrówka, bo właściciel ciągle w biegu… (skan ze zdjęcia)
 

fot. Hubert, taki wpis przed laty... 
  


H: Moment wejścia w posiadanie pierwszego noża jest swoistą formą inicjacji… to znaczy był kiedyś… ale może i dzisiaj dla niektórych.
Pisał (i rysował) o tym Karol Kalinowski (zobacz komiks „Kościsko”). Jeden z bohaterów daje swojej córce nóż, gdy ta kończy 7 lat. To takie symboliczne wyjście z wieku dziecięcego… wiek, w którym dziecko już nie zrobi sobie krzywdy.
Ja pierwszy swój nóż (scyzoryk) miałem… zrobiony z drewna. Autorem takiej bezpiecznej koncepcji był mój ojciec… który z drewna zrobił mi także rower, a właściwie taki „odpychacz”, kiedy niezwykła żałość (połączona z zazdrością) mnie dopadła na widok roweru starszej siostry. Pierwszego ostrza stalowego nie pamiętam niestety.

M: Swój pierwszy nóż dostałem w wieku pięciu lat. Może nie był to nóż, ale taki wielofunkcyjny scyzoryk, który miał nawet łyżkę i widelec. Nie był on zbyt często wykorzystywany, ale w mojej szufladzie leży do dziś. Najpierw nie był ostry, bo tata pewnie się bał, że się skaleczę, ale jak dziadek Rysiek zobaczył kiedyś, że mam taki tępy scyzoryk, to mi go naostrzył i mogłem wreszcie strugać w drewnie.Tata nie był zadowolony.

H: Jeżeli ktoś spotkał  Piotrka Malczewskiego, to pewnie widział, że zawsze ma on przy pasie nóż. Ten nóż nie błyszczy, bo  ma być funkcjonalny i taki właśnie jest.
Szeroka i krótka  głownia ma wiele zastosowań, ale szczególnie sprawdza się w wyprawach Piotrka na wschód, bo nóż jest mały i niepozorny. Za to narzędzie „pierwszej potrzeby” odpowiada Jarek Worobiczuk … I wtedy też powstały dwa podobne ostrza. 

fot. Hubert, nóż Piotrka Malczewskiego, dzieło Jarka
 

fot. Hubert, właściciel w Budzie Ruskiej


H: Andrzej Strumiłło od wielu lat w akcie twórczym… tworzy dzieła rzeźbiarskie, malarskie,  fotograficzne i literackie… Tworzy też rzeczy bardziej praktyczne jak się okazuje, bo nóż jest na to wybitnym dowodem. No właśnie… ale czy przedmiot, stworzony w celu bardzo praktycznego zastosowania,  może być efektowny w swej formie?
Jak się okazuje, syn Andrzeja Strumiłły - Rafał - osiągnął niewątpliwie mistrzostwo w dziedzinie wytwarzania praktycznych rzeczy w sposób niezwykle artystyczny.  Kto widział  wytwory Rafała Strumiłły, to wie o czym mówię, bo nawet wiosło „z pod jego ręki”  to dzieło sztuki. Może uda nam się zrobić materiał i o kolejnym z rodu...

Strumiłło mówił o dwóch nożach, Jarek też zrobił dwa…  i  ta „podwójność” ma swoją kontynuację… bo  teraz będzie o naszych nożach (też dwóch).

Przez wiele lat towarzyszył mi nóż, który trafił do mnie chyba jako prezent. O tym jak  często był używany świadczy stan jego głowni ostrzonej wielokrotnie.  Rękojeść i pochwa została dorobiona przeze mnie w trakcie użytkowania, bo oryginalne elementy wzięły… i się rozpadły. Nóż wisi teraz na ścianie i… wygląda (i zaświadcza). 

fot. Hubert, tuż obok... gdy piszę te słowa...

H: Jakiś czas temu stwierdziłem, że czas na zakup nowego noża. Zależało mi na prostym i funkcjonalnym „niesklepowym” ostrzu… i żeby był wykonany ręcznie, może nawet specjalnie dla mnie.

Zupełnie przypadkiem (lśnij potęgo fejsbuka)  dowiedziałem  się, że mój były uczeń, Łukasz Kulbacki, zaczął intensywną przygodę z wyrabianiem noży. Tworzy różne ostrza.
I tak powstał pomysł, by specjalnie dla mnie i dla Miłosza zrobił noże, podobne w swej formie, ale różnej wielkości. Ostrza klasyczne… takie powiedziałbym "buszkraftowe" (zgodnie z aktualną nomenklaturą terminologiczną).  

Jak wyglądał proces powstawania (etapy) możecie podejrzeć na zdjęciach Łukasza. 

fot. Łukasz, i takie etapy...

H: Fakt, że tworzący te noże robił na nasze specjalne zamówienie… dodaje dodatkowej wartości. Fascynuje mnie akt twórczy w każdej postaci. Lubię obserwować jak trud człowieczy przeradza się w wytwór. A my mamy takie wytwory... Dzięki Łukasz!

M: Mamy teraz z tatą prawie takie same noże. Są bardzo wygodne w trzymaniu i świetnie się ich używa w codziennych czynnościach. Tata już raz się zaciął i raz wbił sobie czubek noża w kciuk aż do kości. Uważam, że oprócz tego, że dobrze nam służą, to jeszcze są bardzo ładne. Podziwiam pana Łukasza, że sam umie robić takie noże, bo to chyba fajna sprawa.

fot. Hubert, nasze noże tuż po odebraniu, twórca: Łukasz Kulbacki - zobacz też inne jego wytwory
 

fot. Hubert

fot. Hubert

fot. Hubert, noże były już z nami w kilku miejscach... 



fot. Miłosz, a tu podczas prac... ziemnych (bo Miłosz z kolegami ziemiankę buduje...)

H: Mamy swoje noże kilka miesięcy. Nabrały już użytkowej ogłady, patyny… Służą dobrze, bo po to zostały zrobione, a w swej prostocie i walorach użytkowych przerastają konstrukcje masowo produkowane. 
Gdyby ktoś wejść w posiadanie noża wykonanego ręcznie, to polecamy Wam dzieła Łukasza. 

M: Dzisiaj w domu mam siedem noży. Nóż myśliwski firmy „Żbik”, stara finka harcerska, mój słynny scyzoryk z łyżką i widelcem, nóż motylkowy, nóż taktyczny składany Walther, nóż komandoski (bardziej zabawka) i nóż o typowym „buszkraftowym” kształcie zrobiony specjalnie dla mnie. Tata ma tylko dwa noże i dwa scyzoryki, bo nóż nurkowy jest nasz wspólny. 

H: Wokół noża narosło wiele mitów, mamy też kilka funkcjonujących związków frazeologicznych: „na ostrzu noża”, „nóż na gardle”, „wbić nóż w plecy”, „nóż (względnie scyzoryk) w kieszeni się otwiera”, „iść pod nóż”… lub „na noże”. A nóż sprężynowy na przykład, kojarzy się nam raczej ze środowiskiem wątpliwej reputacji.

Roman Polański „wdepnął” w światowy format kina (i otarł się o Oskara) właśnie za sprawą filmu „Nóż w wodzie”, gdzie  jeden z bohaterów takim narzędziem dysponował. Nóż stał się symboliczny, a  o jego właścicielu wiemy niewiele. Tak budowana jest legenda… Dlaczego o tym piszę?  Bo nóż w temacie… i film powstawał na terenie, który nas interesuje. Na kresach występowania Jaćwingów… gdzieś w okolicy Giżycka. 


Darek Morsztyn (Biegnący Wilk), Piotr Malczewski czy Darek Karp (Szary Wilk) zawsze noszą jakieś ostrze przy sobie. Idąc „w las” też zabieram nóż. To nie moda, to nie maniera…  to taka puszczańska filozofia. 





1 komentarz: