H: Przedmiot (nie)zwykle użytkowy… nóż,
będzie dziś punktem zaczepienia. Piszemy
nietypowo, bo o przedmiotach, w których powstanie ktoś włożył niemały trud i
potem z niemałym trudem ich używał. Czyli piszemy też o ludziach. Okazuje się,
że Andrzej Strumiłło własnoręcznie zrobił sobie nóż i ruszył z nim w tajgę… i ten nóż staje się pretekstem do
przedstawienia jednego z naszych dzisiejszych bohaterów, który z Suwalszczyzną
jest bardzo mocno związany. Obchodzimy wszak Rok Andrzeja Strumiłły i wiele
materiałów powstało już na ten temat… Dlatego my włączamy się w ten nurt, ale piszemy
tak trochę inaczej. Użytkowo znaczy. Do
tego dołożymy kilku innych bohaterów i kilka historii… z nożem w tle.
Fot. Hubert, Andrzej Strumiłło w swojej pracowni w Maćkowej Rudzie.
H: Nic na to nie poradzę, ale lubię
noże. Jest w tym pewnie jakaś pierwotna potrzeba posiadania czegoś, co w
swej prostocie i funkcjonalności wyrasta chyba na najważniejsze narzędzie w
dziejach… ludzkości. Najpierw kamienne ostrza, a potem już stalowe, znacznie
ułatwiały życie doczesne.
W książce,
którą kupiłem jeszcze w latach 90., autor stwierdza, że ludy pierwotne mocno
zmieniły swoje dotychczasowe życie, bo „przełom dokonał się wraz z pojawieniem
stalowego noża w trakcie handlu wymiennego. Siekiera, żelazny garnek i każdy
obcy przedmiot oznaczał zerwanie z dotychczasową formą bytu.” (Hans Otto
Meissner, „Sztuka życia i przetrwania”).
W innej książce z dzieciństwa, Tehawanka, główny bohater „Złota Gór Czarnych” (Alfreda i Krystyny Szklarskich), zdobywa
podstępem taki stalowy nóż (i brankę), a potem w rytualnym akcie „rozdawnictwa”
majątku… tylko to narzędzie sobie zostawia. Nóż zatem był zawsze narzędziem
niezwykle ważnym dla tych, którzy wiedli puszczańskie życie.
M: Nóż
przydaje się do wielu czynności i
moim zdaniem jest on niezbędny w terenie, ponieważ dzięki niemu możemy zrobić
wiele podstawowych czynności. Jeżeli miałbym wybierać rzecz, z którą miałbym
trafić do lasu, to byłby to nóż.
H: Zrobienie dobrego noża, to już
sztuka. I takiej sztuki dokonał nie kto inny jak właśnie artysta (artysta z
definicji jest zobowiązany przecież do tworzenia… sztuki).
Jakiś
czas temu robiłem materiał filmowy dla Darka Morsztyna zwanego Biegnącym Wilkiem i miałem okazję zobaczyć część jego kolekcji noży.
Przyznam, że tylu w jednym miejscu nie widziałem. Fińskie, indiańskie, niektóre
ozdobne, a inne typowo użytkowe… ale
jeden szczególnie mnie zaskoczył, bo na pochwie sygnowany był napisem:
A. Strumiłło.
fot.
Hubert, nóż zrobiony własnoręcznie przez Andrzeja Strumiłło (teraz w kolekcji
Biegnącego Wilka)
H: Z przedmiotami historycznymi mam
tak, że zawsze ciekawią mnie ich dzieje. Zapragnąłem poznać przeszłość i spytać
u źródła o ten właśnie nóż i taka
okazja nadarzyła się podczas jednej z wizyt w Maćkowej Rudzie.
Andrzej
Strumiłło wykonał ten nóż samodzielnie z innego, historycznego ostrza. W tym
konkretnym narzędziu nie ma finezji kształtu…
bo nie forma, a funkcjonalność była tu priorytetem. Powstały wtedy dwa
ostrza z jednego… Co ciekawe,
właścicielem drugiego był pisarz Bohdan Czeszko…. ale o tym powie krótko już sam Twórca. Będzie
też o polowaniu, tajdze, fotografii, Nepalu i planach na kolejne wydawnictwa.
Film: Andrzej Strumiłło. Zapis rozmowy…
czas trwania: 4.21
realizacja: Hubert
Stojanowski
H: Tajga w jakiś sposób zawsze mnie fascynowała. Pewnie chodzi o te przestrzenie, które zasadniczo są raczej
dziewicze, a człowiek, który tam się pojawi i chce trwać, siłą rzeczy musi
przestawić swoje myślenie i w jakimś stopniu… cofnąć się w rozwoju
(technicznym). Ta nasza pierwotność i instynkty zaczynają dominować… bo tak być
musi i chyba inaczej się nie da…
Andrzej
Strumiłło wykorzystywał swój nóż w trakcie wyprawy syberyjskiej. Podczas naszej
rozmowy próbował nawet odszukać go na zdjęciach w albumie „Tajga”. Nóż służył mu przez lata, a teraz stał się częścią
kolekcji Biegnącego Wilka.
W
przedmiotach jest historia. W przedmiotach widać trud człowieczy. Wystarczy
dotknąć ostrza.
fot. Hubert, noże z kolekcji Biegnącego Wilka
H: Myślę, że ten rok jest niezwykle
ciężki dla Andrzeja Srumiłły. Ilość imprez okolicznościowych, którym patronował
(lub brał w nich udział) była
imponująca. Do tego pielgrzymki gości… Dlatego nie chciałem zbytnio narzucać
się artyście i wykorzystałem moment podczas wizyty z koleżankami z pracy (taka
forma belferskiej aktywności w Maćkowej Rudzie). Pretekst do rozmowy był też
może trochę mniej oczywisty.
Biografia Andrzeja Strumiłły jest niezwykle
bogata, ale my chcieliśmy pokazać tylko
jakiś jej fragment. Nóż stał się zatem pretekstem… do przedstawienia ciekawej
osoby.
fot. Hubert, w pracowni Andrzeja Strumiłły
fot. Hubert, inne "narzędzia" Andrzeja Strumiłły. W pracowni...
fot. Hubert, otwarcie wystawy w Muzeum Wigier.
H: Nie
pamiętam kiedy pierwszy raz spotkałem Andrzeja Strumiłło. Pamiętam za to jedno
z takich spotkań sprzed (wielu) lat.
Kiedyś z kolegami zrobiliśmy wystawę
fotograficzną opisaną wierszami znanych poetów… albo wiersze zilustrowane
naszymi zdjęciami z Suwalszczyzny. Było to takie plenerowe przedstawienie
„sztuki” na jakiejś większej imprezie.
Gościem i prelegentem był tam także
właśnie Andrzej Strumiłło. Podpisał mi wtedy książkę, którą ilustrował (skan poniżej),
a ja dałem mu w prezencie swoją oprawioną fotografię. Motyw „wodziłkowaty” (tu można
podejrzeć, bo nawet jest tam właśnie ta konkretna fotografia zobacz zdjęcie).
Pan Andrzej prezent przyjął… zdjęcie pochwalił, ale… skrytykował oprawę, bo
passe-portout miało jakiś niebieski koloryt. Zapytałem naiwnie, jakie tło
byłoby lepsze i usłyszałem… „każde inne”.
Takie miałem wtedy „pojecie estetyczne”, ale wesoła historia w pamięci
pozostała.
Potem
zostałem zaproszony jeszcze do udziału w filmie promocyjnym o
Suwałkach. Nie lubię stać z drugiej strony obiektywu i nie biorę udziału (zbyt
często) w takich projekcjach… ale Paweł
Nazaruk (realizator zdjęć i filmu), był
niezwykle przekonujący… szczególnie jak zobaczyłem listę „wykreślonych
bohaterów” zaproponowanych przez suwalskie instytucje.
Najciekawiej w tym
projekcie opowiadał Andrzej Strumiłło… w kilku zdaniach uzasadnił wybór
miejsca, w którym żyje od wielu lat. A jego dom w Maćkowej Rudzie pięknie
wpisał się w krajobraz Suwalszczyzny i każdy „spływający” Czarną Hańczą może
sam ocenić to „wpisanie” w tło.
Fot. Hubert, Andrzej
Strumiłło, 1999 rok. Warto zwrócić uwagę, że z kieszeni wystaje drewniana
metrówka, bo właściciel ciągle w biegu… (skan ze zdjęcia)
fot. Hubert, taki wpis przed laty...
H: Moment wejścia w posiadanie pierwszego
noża jest swoistą formą inicjacji… to znaczy był kiedyś… ale może i dzisiaj dla
niektórych.
Pisał
(i rysował) o tym Karol Kalinowski (zobacz komiks „Kościsko”). Jeden z bohaterów daje swojej córce nóż, gdy ta kończy
7 lat. To takie symboliczne wyjście z wieku dziecięcego… wiek, w którym dziecko
już nie zrobi sobie krzywdy.
Ja
pierwszy swój nóż (scyzoryk) miałem… zrobiony z drewna. Autorem takiej
bezpiecznej koncepcji był mój ojciec… który z drewna zrobił mi także
rower, a właściwie taki „odpychacz”, kiedy niezwykła żałość (połączona z
zazdrością) mnie dopadła na widok roweru starszej siostry. Pierwszego ostrza
stalowego nie pamiętam niestety.
M: Swój pierwszy nóż dostałem w wieku
pięciu lat. Może nie był to nóż, ale taki wielofunkcyjny scyzoryk, który miał
nawet łyżkę i widelec. Nie był on zbyt często wykorzystywany, ale w mojej
szufladzie leży do dziś. Najpierw nie był ostry, bo tata pewnie się bał, że się
skaleczę, ale jak dziadek Rysiek zobaczył kiedyś, że mam taki tępy scyzoryk, to mi
go naostrzył i mogłem wreszcie strugać w drewnie.Tata nie był zadowolony.
H: Jeżeli ktoś spotkał Piotrka Malczewskiego, to pewnie widział, że zawsze
ma on przy pasie nóż. Ten nóż nie błyszczy, bo
ma być funkcjonalny i taki właśnie jest.
Szeroka
i krótka głownia ma wiele zastosowań,
ale szczególnie sprawdza się w wyprawach Piotrka na wschód, bo nóż jest mały i
niepozorny. Za to narzędzie „pierwszej potrzeby” odpowiada Jarek Worobiczuk … I wtedy też
powstały dwa podobne ostrza.
fot. Hubert, nóż Piotrka Malczewskiego, dzieło Jarka
fot. Hubert, właściciel w Budzie Ruskiej
H: Andrzej Strumiłło od wielu lat w
akcie twórczym… tworzy dzieła rzeźbiarskie, malarskie, fotograficzne i literackie… Tworzy też
rzeczy bardziej praktyczne jak się okazuje, bo nóż jest na to wybitnym dowodem.
No właśnie… ale czy przedmiot, stworzony w celu bardzo praktycznego
zastosowania, może być efektowny w swej
formie?
Jak
się okazuje, syn Andrzeja Strumiłły - Rafał - osiągnął niewątpliwie mistrzostwo
w dziedzinie wytwarzania praktycznych rzeczy w sposób niezwykle
artystyczny. Kto widział wytwory Rafała Strumiłły, to wie o czym
mówię, bo nawet wiosło „z pod jego ręki”
to dzieło sztuki. Może uda nam się zrobić materiał i o kolejnym z rodu...
Strumiłło mówił o dwóch nożach, Jarek
też zrobił dwa… i ta „podwójność” ma swoją kontynuację… bo teraz będzie o naszych nożach (też dwóch).
Przez
wiele lat towarzyszył mi nóż, który trafił do mnie chyba jako prezent. O tym jak często był używany świadczy stan jego głowni
ostrzonej wielokrotnie. Rękojeść i
pochwa została dorobiona przeze mnie w
trakcie użytkowania, bo oryginalne elementy wzięły… i się rozpadły. Nóż wisi
teraz na ścianie i… wygląda (i zaświadcza).
fot. Hubert, tuż obok... gdy piszę te słowa...
H: Jakiś
czas temu stwierdziłem, że czas na zakup nowego noża. Zależało mi na prostym i
funkcjonalnym „niesklepowym” ostrzu… i żeby był wykonany ręcznie, może nawet specjalnie
dla mnie.
Zupełnie
przypadkiem (lśnij potęgo fejsbuka) dowiedziałem
się, że mój były uczeń, Łukasz Kulbacki, zaczął intensywną przygodę z
wyrabianiem noży. Tworzy różne ostrza.
I
tak powstał pomysł, by specjalnie dla mnie i dla Miłosza zrobił noże, podobne w
swej formie, ale różnej wielkości. Ostrza klasyczne… takie powiedziałbym "buszkraftowe" (zgodnie z aktualną nomenklaturą terminologiczną).
Jak
wyglądał proces powstawania (etapy) możecie podejrzeć na zdjęciach Łukasza.
fot. Łukasz, i takie etapy...
H: Fakt,
że tworzący te noże robił na nasze specjalne zamówienie… dodaje dodatkowej
wartości. Fascynuje mnie akt twórczy w każdej postaci. Lubię obserwować jak
trud człowieczy przeradza się w wytwór. A my mamy takie wytwory... Dzięki Łukasz!
M: Mamy teraz z tatą prawie takie same noże. Są bardzo wygodne w trzymaniu i świetnie się ich używa w codziennych czynnościach. Tata już raz się zaciął i raz wbił sobie czubek noża w kciuk aż do kości. Uważam, że oprócz tego, że dobrze nam służą, to jeszcze są bardzo ładne. Podziwiam pana Łukasza, że sam umie robić takie noże, bo to chyba fajna sprawa.
fot. Hubert, nasze noże tuż po odebraniu, twórca: Łukasz Kulbacki - zobacz też inne jego wytwory
fot. Hubert
fot. Hubert
fot. Hubert, noże były już z nami w kilku miejscach...
fot. Miłosz, a tu podczas prac... ziemnych (bo Miłosz z kolegami ziemiankę buduje...)
H: Mamy
swoje noże kilka miesięcy. Nabrały już użytkowej ogłady, patyny… Służą
dobrze, bo po to zostały zrobione, a w swej prostocie i walorach użytkowych
przerastają konstrukcje masowo produkowane.
Gdyby
ktoś wejść w posiadanie noża wykonanego ręcznie, to polecamy Wam dzieła Łukasza.
M: Dzisiaj w domu mam siedem noży. Nóż
myśliwski firmy „Żbik”, stara finka harcerska, mój słynny scyzoryk z łyżką i
widelcem, nóż motylkowy, nóż taktyczny składany Walther, nóż komandoski
(bardziej zabawka) i nóż o typowym „buszkraftowym” kształcie zrobiony
specjalnie dla mnie. Tata ma tylko dwa noże i dwa scyzoryki, bo nóż nurkowy
jest nasz wspólny.
H: Wokół noża narosło wiele mitów, mamy
też kilka funkcjonujących związków frazeologicznych: „na ostrzu noża”, „nóż na
gardle”, „wbić nóż w plecy”, „nóż (względnie scyzoryk) w kieszeni się otwiera”,
„iść pod nóż”… lub „na noże”. A nóż sprężynowy na przykład, kojarzy się nam
raczej ze środowiskiem wątpliwej reputacji.
Roman
Polański „wdepnął” w światowy format kina (i otarł się o Oskara) właśnie za
sprawą filmu „Nóż w wodzie”, gdzie jeden
z bohaterów takim narzędziem dysponował. Nóż stał się symboliczny, a o jego właścicielu wiemy niewiele. Tak
budowana jest legenda… Dlaczego o tym piszę?
Bo nóż w temacie… i film powstawał na terenie, który nas interesuje. Na
kresach występowania Jaćwingów… gdzieś w
okolicy Giżycka.
Darek
Morsztyn (Biegnący Wilk), Piotr Malczewski czy Darek Karp (Szary Wilk) zawsze
noszą jakieś ostrze przy sobie. Idąc „w las” też zabieram nóż. To nie
moda, to nie maniera… to taka
puszczańska filozofia.
nie będzie konkursu, gdzie nagrodą byłby nóż? :():
OdpowiedzUsuń