H: Rok nas nie było w Puszczy
Białowieskiej… prawie dokładnie. Mimo padającego deszczu (w sobotę) trochę się
po Puszczy rozejrzeliśmy. I nie tylko po Puszczy, bo Hania szczególnie mocno
chciała zobaczyć choć przez chwilę Lolka, psa i bohatera książki Adama Wajraka.
Pojawi się też w naszej historii
klasyka, czyli bardzo bliskie spotkanie z żubrem (najczęściej chyba
fotografowanym w okolicy) w odsłonie leśnej (raczej leniwej, bo leżącej w sobotę) i przestrzennej (w niedzielę
przynajmniej stał). Odwiedziliśmy także
Dziedzinkę, miejsce w którym żyła bardzo blisko przyrody Simona Kossak, a na
koniec pokażemy zdjęcia Huberta Gajdy. Zdjęcia, które nie miały prawa
powstać… a powstały. Takie (bardzo)
bliskie spotkanie z przyrodą.
fot. Miłosz, sobotnie spotkanie w Puszczy, my bliżej do wolno (dwuznaczność taka) chodzącego żubra już nie podejdziemy...
H: Teraz będzie wstęp.
Zastanawiam się czasem czemu
człowiek stwarza sobie problemy (bo tak niektórzy mogą to odbierać) i rusza się
z miejsca, by obcować z przyrodą. Po co dąży do konfrontacji z naturą, stara się
do niej zbliżyć, poznać, zrozumieć. Dlaczego jedni sobie myślą, że wszystkimi
(prawie) procesami w przyrodzie trzeba sterować, zarządzać… a inni zupełnie
odwrotnie. Wiele punktów widzenia, wiele teorii, wiele prób zbliżenia się do
natury… która jest jedna. Wszystkich.
My oglądaliśmy znowu (bo po roku)
rodzinnie puszczańską przyrodę z bliska, ale powierzchownie, z doskoku. Simona
Kossak robiła to przez ponad 30 lat… a Hubert Gajda (jak sam pisze) pojawił się w Puszczy po 4 latach… na
4 dni, ale to, czego doświadczył… na jakiś czas pewnie mu wystarczy. Takie bliskie spotkania z przyrodą przed nami…
fot. Hubert, dziewczyny w muzeum... a my w lesie. "Liściaściej" niż u nas...
fot. Miłosz, paszcza w Puszczy...
fot. Hubert, to samo... ale inny model i jakby dalej...
fot. Hubert
fot. Agnieszka
fot. Hubert
fot. Hania
fot. Agnieszka
H: Raz w życiu spotkałem w
przelocie Simonę Kossak podczas mojej wizyty w Białowieży. Słuchałem na żywo
jej opowieści. Zrobiła na mnie wrażenie niezwykle pewnej. W każdym ruchu. W
każdym słowie. Wcześniej znałem ją z radia i programów telewizyjnych… ale to było dawno. Teraz znam ją z książki Anny Kamińskiej: „Simona.
Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak”.
Tytułowa bohaterka, to już taka
postać legendarna dla Puszczy, znana ze swoich kontrowersyjnych (dla
niektórych) działań i poglądów… i myślę,
że byłaby dziś mocno zirytowana pewnymi przedsięwzięciami podejmowanymi w przestrzeni okolicznych lasów.
H: Jest takie zdjęcie Simony
Kossak jak (chyba na przedwiośniu) pędzi na motorowerze „Komar” drogą do
Dziedzinki. „Rozwiana” czapka uszatka, kożuch, a na kierownicy jakieś siatki (w
jednej chyba okrągły bochenek chleba, być może wieziony dla pewnego zwierza
domowego). Pędzi w ostępy. Właśnie tą
drogą wczoraj szliśmy rodzinnie. Zobaczyliśmy na „żywo” miejsce, które onegdaj mijała
i wypełniała na wskroś pani z tytułem profesora nauk leśnych…
fot. Hubert, w drodze do Dziedzinki... tędy śmigała codziennie Simona Kossak
H: Na innych zdjęciach publikowanych
we wspominanej książce Dziedzinka żyje. Kipi wręcz ruchem. Mnóstwo tam ptactwa
(kury, gęsi, indyki… a nawet paw). Do tego mnóstwo zwierząt udomowionych przed
wiekami i przed kilkoma miesiącami zaledwie… Przestrzeń zawłaszczona… Tak było
na Dziedzince za czasów panowania pani z Kossaków. A wczoraj raczej cicho, trawa co prawda przystrzyżona,
ale wszystko jakby uśpione, mniej naturalne niż na starych zdjęciach…
Przed zamkniętą bramą mogliśmy
przeczytać, kto tu rezydował. Ustawiono tam taki „ołtarzyk” z zalaminowanymi
kartami… Mogłem przynajmniej pokazać
Hani na zdjęciu Żabkę, potężną lochę i szalonego kruka, co rowerzystów atakował.
W oddali zobaczyliśmy jeszcze jakiś
wóz terenowy straży granicznej legitymuje dwójkę turystów (taka praca)…
fot. Hubert, Dziedzinka, tu mieszkała Simona Kossak
H: Tak. Ona z tych Kossaków, ale
wybrała zupełnie inne życie wyrażone w jednym z wywiadów chociażby takim
zdaniem: „Rozpatrując polowanie od strony
etycznej, uważam, że zabijanie zwierząt wyłącznie dla rozrywki było i jest
niegodne człowieka cywilizowanego” (cytat… z cytatu z książki Anny Kamińskiej). Zakwestionowała tym samym „dorobek” swoich słynnych przodków od
pędzla, którzy nie stronili od tego typu rozrywek.
Simona Kossak skupiała w sobie
wiele sprzeczności. Według autorki książki można było ją „kochać, albo
nienawidzić”. W odbiorze jej poczynań nie było odcieni szarości… tylko czerń i
biel. To pewnie było także efektem jej radykalnych (czasem) postaw… jak się okazuje potrafiła stanowczo
zareagować i opisy takich zdarzeń
funkcjonują w obiegu. Kiedyś własnym ciałem broniła przed wycinką drzewa.
Był to potężny świerk zaatakowany przez korniki, przeznaczony do wycięcia, ale według niej miał zostać, upaść i rozpaść się ku
chwale kolejnych gatunków (korzystających z naturalnych procesów obumierania). Z jej poczynań, gawęd i książek… wynika, że chciała, by Puszcza się
zapuszczała.
fot. Hubert, tną w puszczy... na tym zdjęciu jest też widoczny żubr... prawie jak wykrot.
fot. Hubert
fot. Hubert
fot. Hubert
fot. Hubert, stary, powalony dąb pięknie gnije... a na nim rosną świerki.
fot. Hubert
fot. Hubert
fot. Hubert
fot. Hubert
H: Byliśmy też w okolicy wsi
Budy. Chodziliśmy koło potężnych dębów… a jeden z nich został nazwany (przez
Tomasza Niechoda) imieniem Simony Kossak.
fot. Hubert, pod dębem...
fot. Hubert, jakaś sarna białowieska... na takich "sztukach" Simona Kossak zrobiła doktorat...
fot. Hubert
fot. Hubert
fot. Agnieszka
fot. Hubert, trochę wiosny... tej jesieni
fot. Hubert, Hania tworzy kompozycję... jesienną
fot. Hania, tak jej wyszło
fot. Hubert
fot. Agnieszka
fot. Miłosz... poglądowo. (Chyba) myszołowy nad Puszczą. Tylu w jednym miejscu nie widziałem...
H: Znowu udało nam się spotkać
oko w oko z żubrem. Z rezydentem w Teremiskach. Najpierw w ostępach leśnych, a
wczoraj na otwartej przestrzeni. Ten samotnik, to chyba najczęściej
fotografowany żubr w Puszczy Białowieskiej. Wiem, bo patrzę na zdjęcia wrzucane
w sieć. Najłatwiej chyba go rozpoznać po lewym rogu… taki lekko starty przy
wierzchołku.
fot. Hubert, żubr odpoczywający. Widok przez liście leszczyny...
fot. Hubert, i z drugiej strony...
fot.Agnieszka
fot. Miłosz
fot. Agnieszka
fot. Hubert
M: Obliczyłem jak często
spotykaliśmy do tej pory żubry w Teremiskach. Na 6 takich podejść w różnych
porach dnia, aż 4 razy zobaczyliśmy żubra. To daje nam 66,66 % skuteczności .
Wczoraj tata zobaczył żubra jak
odpoczywa w lesie i udało nam się do niego podejść bardzo blisko. Z daleka żubr
wyglądał jak korzenie wywróconego drzewa. Trochę żałowałem, że cały czas leżał,
ale mogłem chodzić dookoła i robić zdjęcia.
fot. Miłosz, a w niedzielę wersja na wypasie... a żubr ten sam...
fot. Hubert
fot. Miłosz
H: Czyli żubra w Teremiskach
raczej łatwo zastać. Są jednak zwierzęta niemal mityczne, znane przede
wszystkim ze swojej czujności. Każdy wie jak wyglądają… ale widział je tylko na zdjęciach (do tego często pokazuje się
okazy żyjące w niewoli, tylko w aranżacji „naturalnej”). Każdy fotograf
przyrody pewnie by chciał doświadczyć takiego spotkania… ale nie każdemu się
uda.
I teraz o tym, jak blisko można podejść do przyrody, do jej
istoty, do czegoś, do czego nie da się tak blisko podejść… Takie zaprzeczenie.
Przed naszym wyjazdem do Białowieży, w sieci (znajomych)
pojawiło się zdjęcie Ducha Puszczy. Zdjęcie niemożliwe do wykonania (taki
oksymoron), które otwiera usta oglądającemu.
Hubert Gajda, bo to on jest sprawcą zadziwienia, wrzucił fotografię rysicy w pięknym kontekście jesiennym, z miejsca, do którego właśnie się
wybieraliśmy. Do tego opis, w którym autor mówi także o szczęściu jakie go
spotkało. Niewątpliwie tak było, ale mimo skromności Huberta, trzeba mieć
świadomość, że szczęściu trzeba pomagać.
Hubert to szczęście sobie wypracował…
wystarczy popatrzeć na efekty jego działań fotograficznych (także
wcześniejszych). Historia spotkanego rysia mocno nam się rozbudowuje… Autor dozuje nam zdjęcia (i napięcie), albo
przywala nimi w potylicę, bo kolejne odsłony są jak ciosy, precyzyjnie
wymierzone i coraz dokładniejsze. Warto czekać do końca tej historii i śledzić
jej rozwój… a pewnie i pointę. Możecie
zatem wejść w świat Huberta w trakcie trwania te historii i śledzić jej rozwój
(tu link do FB Huberta), bo ta opowieść jeszcze trwa...
Poniżej prezentujemy dwie zjawiskowe fotografie Huberta z Puszczy... Nie da się przejść obojętnie obok takich prac... dla nas to zaszczyt, że możemy gościć na blogu Huberta. Dzięki za te zdjęcia.
PS. Hania była w niedzielę w muzeum w Białowieży i usłyszała, że rysi w Puszczy jest niewiele, a jak pokazałem jej poniższe zdjęcia, to usłyszałem: "Tylko 15 rysi w całej Puszczy, a ten pan spotkał aż 3''?
H: Ale jak zrobić takie zdjęcie
rysia… Jedni powiedzą trzeba mieć szczęście… inni powiedzą przypadek, bo wiatr korzystny, może dobre maskowanie
fotografującego (a sztuka kamuflażu w
przypadku Huberta nabiera dodatkowego znaczenia - wystarczy zobaczyć czym
zajmuje się na co dzień. Można podejrzeć stronę firmową, znaną chyba
wszystkim fotografującym przyrodę - zobacz stronę HUGA, bo jak się maskować to tylko tak).
H: Simona Kossak całe życie
poświeciła zbliżaniu się do przyrody. Była blisko, a nawet bliżej niż jesteśmy
w stanie sobie wyobrazić… Czuła pewnie, że musi przyrodę poznać i zrozumieć.
Także opisać, żebyśmy my mogli wciąż zachwycać sie jej obserwacjami… Taką miała
naturę… wpisaną w naturę.
Drugi z opisywanych dziś bohaterów, Hubert Gajda, jest teraz w „fotograficznym niebie”.
Podszedł tak blisko przyrody, tak blisko rysia, że chyba bliżej w naturalnych
warunkach już się nie da… I tu znów sobie zaprzeczę. Jestem pewien, że Hubert
będzie próbował podejść jeszcze bliżej. Bo taką ma naturę… wpisaną w naturę.
PS. Hania Lolka zobaczyła… i
kurczaka też.W końcu to jej ulubieni bohaterowie... Może nie była blisko (bo tylko przez płot), ale radość była.
Taki rysunek i opisanie książki Adama Wajraka ("Lolek").
Zobaczcie też jak rok temu podglądaliśmy (i opisaliśmy ) Puszczę Białowieską - O Puszczy Białowieskiej, której zapuścić się nie dają, o żubrach i Adamie Wajraku. Takie spotkania.
Ho, ho ho! Spotkać rysia, zdążyć sfotografować i to jeszcze tak dobrze widocznego... Szacunek dla Huberta.
OdpowiedzUsuńDom Simony rewelacyjny. Można sobie wyobrażać jak na tym skuterku pędziła i ile tam kiedyś było życia. Ale i są podobne ostoje w różnych zakamarkach Polski, które mają coś z tego kunsztu. Choć niekoniecznie zamieszkują je profesorowie ; )
Super zdjęcia, naprawdę klasa sama w sobie. Pozazdrościć zdjęcia żubra. Jestem fotografem amatorem i żubr to jeden z moich wymarzonych fotograficznych obiektów. Zapraszam na swojego bloga www.obiektywwnaturze.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuń