H: Patrzył, ale nie widział.
Słyszał migawkę, ale (klucząc) szedł prosto na mnie… Taki lis przypadkiem mi
się trafił. Nigdy nie byłem tak blisko rudzielca, który nie miał świadomości,
że jest tak blisko człowieka. Najbardziej zaskakujące jest to, że stałem bez
jakiejkolwiek osłony… na skraju lasu (w Wigierskim Parku Narodowym). Taka przygoda.
fot. Hubert, tak blisko lisa jeszcze nie byłem
H: Się czekało się w ukryciu w
mrozie kilka godzin. Się zakładało się, że jak się zaczai na skraju lasu
jeszcze przed świtem, to coś wyjdzie i "zapozuje". Się nadzieję miało… i się trochę
się spełniło („się” tak składniowo umieszczone, to efekt czytania „Lodu” Dukaja, a tam w treści jest jeszcze zimniej…
lute przecież idą do nas... do tego takie tytuły dziś w internecie: "Jęzor syberyjskiego mrozu sunie prze Europę").
Jeszcze przed świtem
zobaczyłem dwie chmary łań. Były daleko i zaklinałem, żeby szły na mnie
(bo już trochę nudno mi było)… i się zaklęły paradując przede mną kilkanaście metrów.
Najpierw 14, a po kilku minutach 12 sztuk. Zeszły i poszły w las…
fot. Hubert, taka chmara przed wschodem słońca, czyli zdjęcia raczej szumiące...
H: Potem przyleciały dwa myszołowy, ale długo nie zabawiły mnie swoim towarzystwem… dlatego w końcu wyszedłem z ukrycia... no dobra zmarzłem okrutnie. I już
miałem wejść w las, gdy zobaczyłem rudą kitę.
fot. Hubert, ten jakby bardziej włochaty
fot. Hubert, a ten... taki
fot. Hubert... i bogatka klasyczna...
H: Odwróciłem się i zacząłem robić zdjęcia.
Kierunek wiatru mi sprzyjał, a lis był wciąż bliżej. Głupie uczucie, bo patrzył
na mnie czasem, ale chyba nie kojarzył, że jestem człowiekiem. Mogłem się
nacieszyć z tego spotkania dość fotograficznie. W końcu rudzielec odwrócił się i poszedł w las.
fot. Hubert, cała seria lisa idącego na czołowe (i bez świadomości, że na czołowe idzie)
H: Dziś zatem spotkania bardzo
udane, bo żaden zwierz nie został przeze mnie spłoszony (satysfakcja tym
większa)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz