sobota, 27 lutego 2016

O myszołowach, sokołach, jastrzębiach i innym ptactwie (czasem domowym) czyli dzisiejsza wizyta u sokolnika miejscowego.



H: Wharton w „Ptaśku” pisał: „Ptak nie myśli o tym, co robi - jednym swobodnym ruchem skrzydeł odrzuca wszystko w jednej chwili.” Jest jakiś fenomen w locie, a nawet w samej świadomości, że można spojrzeć na świat z góry. Wiem, bo sam latam od kilku lat na paralotni i nieudolnie naśladując coś, co nie jest dla człowieka naturalne.  Dziś będzie o stworzeniach niemal doskonałych… ptakach drapieżnych i miejscowym sokolniku.

fot. Miłosz, sokół wędrowny

H: Ptaki kochają przestrzeń, dlatego ta pozwala im się sobą cieszyć. Człowiek chce niewolić wszystko… nawet przestrzeń… a udaje mu się tylko zniewolić ptaki. Czasem jednak pewnie można usprawiedliwiać takie ograniczenie przestrzeni tym, którzy są dla niej zrodzeni. Kilka godzin temu widzieliśmy z Miłoszem ograniczenia, ale i wielką pasję do wszystkiego, co czasem ma skrzydła. 

M: Dziś  pojechaliśmy do sokolnika.  Zajechaliśmy po kolegę taty, który nas tam zaprowadził. Gdy weszliśmy do domu, ujrzałem tam sokoła, który jakby nigdy nic siedział sobie na pieńku i patrzył się na nas. Najpierw trochę był wystraszony, bo  rozkładał skrzydła. 

fot. Hubert, sokół wędrowny, ale teraz raczej domowy, "beretowy" raczej niż kanapowy...

fot. Miłosz, sokół, lekko zdenerwowany

H: Lubimy z Miłoszem fotografować ptaki. Niestety mój syn zawłaszcza ostatnio teleobiektyw. Trudno. Trudno też jest zrobić dobre zdjęcie ptaków bez znajomości ich zwyczajów. Przyznaję, że od wielu lat potrafię rozpoznać polskie gatunki nawet po głosie i teraz taka wiedza się przydaje, ale wciąż mam tej wiedzy niedosyt (i deficyt także).
Kiedyś obejrzałem przypadkiem film dokumentalny o Janie Sokolniku (taki pseudonim) i byłem mocno zdziwiony, że taka osoba żyje sobie niemal za miedzą. Od jakiegoś czasu chciałem odwiedzić miejscowego sokolnika i w końcu się udało z pomocą… Ty wiesz z czyją pomocą (taka apostrofa osobista). On wie.  Dzięki.

fot. Hubert, jeszcze raz

H: Pan Jan ma niebywałą wiedzę o ptakach. Nie tylko układa je do polowań, ale także hoduje, pomaga wyprowadzać lęgi i robi to tak, jak mało kto w Polsce. Do tego posiada niezbędne (jak się okazuje) certyfikaty. Słuchałem z otwartą gębą tego, co mówił  sokolnik… i jego żona. Fenomen na skalę kraju co najmniej. W tym też konkretnym przypadku sformułowanie „ptactwo domowe” nabiera dodatkowych znaczeń… bo jak się okazuje sokół też się do domowych zaliczyć może…

„Nikt nie wie więcej niż musi wiedzieć. Wszyscy jesteśmy zamknięci w grobach grawitacji” (W. Wharton, „Ptasiek”)
 
M: Trochę posiedzieliśmy w środku i w tym czasie pan opowiadał nam wiele ciekawych rzeczy o ptakach i nagle z drugiego pokoju odezwało się piszczenie, a był to drugi ptak. Nazywał się raróg i go  także sfotografowałem. Pani próbowała zdjąć mu pióro z dzioba, ale on się nie dawał i machał skrzydłami, a ja zrobiłem mu wtedy zdjęcie. 

fot. Miłosz a w drugim pokoju... raróg 

fot. Miłosz, raróg


H: A sokolnictwo jest stare jak stepy Mongolii… no dobra, trochę przesadziłem. Ale Konfucjusz już twierdził, że to było bardzo dawno… Czyli mało się pomyliłem. W Mongolii, Kirgizji, Kazachstanie, a nawet w Turcji i krajach arabskich kultywowano tradycję sokolnictwa… a w naszych Bokszach Nowych pan Jan z sokołami od pewnie 40. lat już pomyka.
Sokolnictwo jest  elementem kultury (także polskiej) trochę niszowej, ale jednak tradycji i dobrze, że jest ktoś, kto ją kultywuje z pasją (tradycję znaczy). 

„Tyle jest miejsc, do których chciałbym polecieć. Jakże naturalną rzeczą jest fruwanie i jak nienaturalnym jest nie mieć dokąd pofrunąć.” (W. Wharton, „Ptasiek")
 
M: Potem wyszliśmy na podwórko. Zauważyłem kruka, który siedział w niebieskim samochodzie. Pan Jan go wypuścił i wtedy on zaczął latać i drażnić się z psami. Zabierał im z miski jedzenie. Nawet potrafi spuścić powietrze z koła traktora i mówiono o nim, że to straszny rozrabiaka. Tata wspominał mi kiedyś, że kruki są bardzo mądre.

fot. Hubert, taka woliera...

fot. Miłosz, kruk, kierowca z Fiata 126 p

fot. Miłosz, a tu ten sam gagatek z kradzionym (psu) jedzeniem


H: Dziś warunki raczej nie były odpowiednie do latania, choć w trakcie rozmowy przemknął nam nad głowami bielik (!), ale wstępnie umówiliśmy się na powtórną sesję tak bliżej wakacji. Może coś się uda jeszcze zrobić… może jakiś film…

M: Tata poszedł na drugą stronę podwórka, a ja wtedy ujrzałem drugiego kruka, ale ten był w klatce. Wcześniej słyszałem jak sokolnik opowiadał, że ten kruk umie mówić „daj” i udawać głos bażanta. Bawiłem się z nim wkładając patyk do klatki, a on go dziobał i próbował mi zabrać lecz w końcu się na mnie obraził i już nie chciał się ze mną bawić. Zacząłem wtedy robić portrety dla myszołowa i jastrzębi.

 fot. Miłosz, jastrząb

 fot. Miłosz, jastrząb

  fot. Miłosz,myszołów x 2


M: Myślałem, że to wszystkie ptaki,  które pan Jan miał,  ale za chwilę się zdziwiłem. Pan zaczął wypuszczać inne ptaki, a  były to: pawie, gęsi, kury, łabędzie, indyki, gołębie, a na koniec wyszła czapla biała i „sam nie wiem, co się tam jeszcze mieści”. Zrobiło się strasznie głośno. Ptaki były naprawdę wspaniałe.  Starałem się zrobić czapli  białej zdjęcie z bliska, ale niestety mi się nie udało, bo biegała bardzo szybko, choć miała połamane skrzydło i już pewnie nigdy nie będzie latała. Potem zobaczyliśmy jeszcze bażanty, różne kaczki, zające, tchórza i kuny.

fot. Miłosz, paw

 fot. Miłosz,indor

fot. Miłosz, kaczka

fot. Miłosz,  Czapla biała ze złamanym skrzydłem


 fot. Miłosz... i biały gołąb (pokoju na zwoju)


H: Zależało mi przede wszystkim na spojrzeniu głęboko w oczy drapieżnikowi i choć zniewolenie przytępia nieco błysk, to i tak miałem wrażenie, że dotykam sedna dzikości. Pazury i dziób. To budzi respekt. Ptaki drapieżne są dla mnie wciąż kwintesencją doskonałości… 

M: Te ptaki żyły w niewoli i bardzo łatwo było zrobić im zdjęcie. Ale ja nie będę oszukiwał, że zrobiłem zdjęcia na wolności. Mogłem za to zrobić kilka ptasich portretów, a normalnie by mi się tak nie udało. Nie wiedziałbym, że jastrząb ma bardzo żółte oczy.  A teraz już wiem.

fot. Miłosz, jastrząb zwany gołębiarzem


H: Zamykamy klasyczną klamrą, czyli znowu cytat: „Każdy ma jakąś swoją prywatną szajbę. Jak się z nią włazi w paradę zbyt wielu ludziom, mówią na niego wariat.” (W. Wharton, „Ptasiek”)… ale ja lubię takich wariatów, ludzi, którzy robią rzeczy niebanalne...  i niech mi włażą w paradę ile się da.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz