H: Dziś, w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie, ostatni dzień
wystawy „Jaćwingowie. Zapomniani wojownicy”. Co nas łączy z tą akcją? Zaraz się
dowiecie... teraz trochę retrospekcji...
Jaćwingowie patronują naszym poczynaniom. Nawet nasza nazwa w jakiś sposób (bo trochę fonetycznie) nawiązuje do Sudowi, czyli dawnej Jaćwieży, a historia tego plemienia wciąż mnie wzrusza i inspiruje.
Jaćwingowie patronują naszym poczynaniom. Nawet nasza nazwa w jakiś sposób (bo trochę fonetycznie) nawiązuje do Sudowi, czyli dawnej Jaćwieży, a historia tego plemienia wciąż mnie wzrusza i inspiruje.
Miałem okazję przyglądać
się (i nagrywać) pracę archeologów w Szurpiłach. Spotkałem pasjonatów z grupy
rekonstrukcyjnej Pera Sudinoi - Synowie Jaćwieży. Dokumentowałem też z Miłoszem
okoliczne grodziska dla wspominanego wyżej muzeum z Warszawy… i dziś właśnie o
tych jaćwieskich konotacjach…
fot. Hubert, Pera Sudinoi – Synowie Jaćwieży na cmentarzysku w Szwajcarii
(dla zamiejscowych, nie chodzi o kraj, to nazwa wsi
koło Suwałk)
H: Wiele lat temu, może jeszcze w szkole podstawowej, trafiliśmy z
kolegami do Osinek. Pojechaliśmy rowerami bez konkretnego celu… a trafiliśmy
pod dziwne wzniesienie. Nie wiedziałem wtedy zbyt wiele o przeszłości Suwalszczyzny,
ale po wejściu na to wzgórze, poczułem wibracje, czułem też, że to
miejsce jest w jakiś sposób wybrane i emanuje niezrozumiałą dla mnie
energią… dopiero po latach dowiedziałem
się, że tam było grodzisko.
fot. Hubert, wzgórze
w Osinkach
fot. Hubert, to samo wzniesienie widziane z paralotni
H: Jakiś czas temu realizowałem zdjęcia do filmu o grodzie w
Szurpiłach, o naszej Górze Zamkowej. Przyglądałem się pracy archeologów i doświadczyłem
tam bezpośredniego obcowania z historią. Widziałem zdzieraną warstwami
przeszłość, trzymałem w dłoniach tysiącletni grot strzały… Jakoś tak mam, że taka organoleptyka wywołuje
we mnie dreszcze. Podobnie czuję się jak chodzę po pozostałościach wałów Góry
Zamkowej (i innych grodzisk, ale tam trochę jakby mniej). Czuję wtedy tchnienie
czasów przeszłych, a powietrze, nasycone napięciem, jest takie bardziej
„dotykalne”…
Podczas zdjęć do filmu
odwiedziłem też suwalskie muzeum. Starszy kustosz, Jerzy Siemaszko, oprowadził
mnie po muzealnych magazynach… i znów strzał historii, bezpośredni dotyk
przeszłości. Byłem tam, gdzie nie każdy bywa. Dotykałem glinianego naczynia
znalezionego na zboczu Góry Cmentarnej (i nie rozbiłem). Pewnie niedługo
wpadniemy też do chłopaków w stolicy, by zobaczyć, co skrywają magazyny muzeum
archeologicznego, zobaczyć ślady jaćwieskiej bytności na Suwalszczyźnie… Ale mam pracę!
fot. Hubert, Góra Zamkowa koło Szurpił (Suwalski Park Krajobrazowy),
widok z paralotni. Zima jak widać...
fot. Hubert, Góra Zamkowa, ale inna pora roku.
To zdjęcie zrobione z paralotni gościło już w wielu opracowaniach i wydawnictwach.
Taki klasyk już trochę...
H: Na swojej drodze spotykałem wielu ludzi, których Jaćwingowie
wciąż inspirują. Dzięki realizacji filmu sprzed kilku lat pt. „Góra Zamkowa. Na
jaćwieskim szlaku”, spotkałem chłopaków z Państwowego Muzeum Archeologicznego,
a dla mnie, niedoszłego archeologa podwodnego, była to wielka sprawa. Marcin
Engel i Cezary Sobczak mówiąc o naszej Górze Zamkowej „odpływają”, a w ich
oczach widać charakterystyczny błysk. No i był pewien problem, bo ich
pasjonujące historie… były za długie. Musiałem mocno ciąć przy montażu coś, co
praktycznie pociąć się nie dało… ale się dało. Sami zobaczcie jakie historie
potrafią wysnuć…
Film: "Góra Zamkowa. Na jaćwieskim szlaku"
(zdjęcia, montaż, scenariusz, reżyseria... ja, czyli Hubert )
M: Byłem z kolegami na zielonej szkole w Potajemnicy koło Szurpił.
Tata przyjechał i powiedział mi że będzie kręcił film i zapytał panią, czy może
wziąć mnie i czterech kolegów, żeby zagrali w filmie. Poszli z nami Dudek,
Wentyl, Waldi, Kapi. Nasza rola polegała na tym, że biegaliśmy i wygłupialiśmy się. Widzieliśmy też wykopy
archeologów i wielki kamień z wyrytą na górze twarzą. Nikt nie wie kiedy to
zrobiono. Było fajnie, ale zaczął padać deszcz. Na szczęście zaraz skończyły
się zdjęcia. Na końcu filmu były napisane nasze nazwiska, jak prawdziwych
aktorów.
H: Okazało się, że Marcin i Cezary już mnie znają, a właściwie
znają moje zdjęcia, które udostępniałem do badań (np. dokumentowałem z powietrza grodzisko w Jeglińcu). Tak. Do badań. Wreszcie
uczestniczyłem w pracy naukowej, wreszcie stałem się nieformalnym i
samozwańczym archeologiem (napowietrznym), a wszystko ku chwale Suwalszczyzny.
Pracowaliśmy razem w sumie już przy dwóch projektach, bo dzięki realizacji
wspominanego wyżej filmu, zostałem zaproszony do współpracy przy kolejnym
działaniu, dokumentacji filmowej i fotograficznej grodzisk okolicznych do
wystawy i strony internetowej o „zapomnianych wojownikach”. Warto zobaczyć stronę projektu... i wcale nie dlatego, że są tam publikowane moje zdjęcia... (zobacz stronę internetową projektu)
Ale mam robotę! Ale chyba już to
mówiłem…
fot. Hubert, grodzisko w Jeglińcu, wczesną wiosną
fot. Hubert, grodzisko w Jeglińcu widziane z paralotni zimową porą...
H: Projekt w moim klimacie. Pojawiła się przecież długo odwlekana
okazja, by „zdeptać” pojaćwieską przestrzeń. Oczywiście musieliśmy dokonać
pewnej selekcji i zdecydowaliśmy się na pokazanie grodzisk w: Osinkach,
Jeglińcu, Szurpiłach, Posejnelach Przejmie Wielkiej, Skomacku Wielkim (na Mazurach) i dwa
grodziska na Litwie (w miejscowościach Rudamina i Kaukai).
W tym filmie nie ma fabuły. Bo
nie taki był cel. W zasadzie mamy tu tylko pokazaniem miejsc, wzniesień, na
których były onegdaj grodziska. Żeby pokazać wysokość wzgórza, często
odnosiliśmy się do sylwetki człowieka. I tak czasem za skalę robił Miłosz, a
czasem ja. To był pierwszy tak poważny projekt, w którym działaliśmy w zespole.
Rodzinnym zespole. Dobrze mi się
pracowało z synem.
M: Pomagałem tacie też tak, że byłem aktorem, a raczej skalą
porównawczą. Bardzo fajnie było jeździć po wszystkich grodziskach i robić
zdjęcia. Niektóre były wysokie, a inne niskie i bardziej płaskie. Każde
wzniesienie było inne i za każdym razem zastanawiałem się jak wyglądało to
grodzisko kiedyś, jak żyli tam mieszkańcy. Czasem nawet jeździliśmy na Litwę.
Bo tam też byli Jaćwingowie, ale wtedy gdzie indziej była granica.
fot. Hubert, grodzisko jaćwieskie, Rudamina (Litwa)... gdzie jest Miłosz na tym zdjęciu?
fot. Miłosz, a teraz zdjęcie w drugą stronę...
fot. Hubert, grodzisko jaćwieskie, Kaukai (Litwa)
fot. Miłosz, a tu niespodzianka. Będąc na szczycie nadleciały gęsi w kluczu... w sierpniu.
Widać to dobrze w naszym filmie, który prezentujemy poniżej...
H: Miłosz, taka ciekawostka, jest także autorem muzyki w tym filmie.
Technologia jest dzisiaj tak „posunięta”, że nawet jedenastolatek z pomocą
odpowiedniego programu i „sampli” może stworzyć tło dźwiękowe. Jedenastolatek (grający
na pianinie i gitarze) tak… ja raczej nie. Dygresja: jak nurkowaliśmy w Egipcie
i musiałem z komputera nurkowego spisać parametry zejścia pod wodę… to miałem
problem. Oddawałem urządzenie Miłoszowi. Cztery przyciski funkcyjne, to dla
mnie było zdecydowanie za dużo…
M: U mamy na komputerze znalazłem program, w którym były „sample” i
z nich można było tworzyć muzykę. Tata powiedział mi jaki chce rodzaj muzyki,
jaki nastrój i jakie instrumenty mogę wykorzystać. No tak powstała ta muzyka do
tego filmu.
Zobacz naszą rodzinną produkcję
filmową: "Grodziska Jaćwingów".
(zdjęcia: Miłosz i Hubert, scenariusz, reżyseria: Hubert, muzyka: Miłosz...
Syn mnie pytał, czy jest już oficjalnie moim współpracownikiem…)
Syn mnie pytał, czy jest już oficjalnie moim współpracownikiem…)
H: Wprawne oko wypatrzy Sudawców na otwarciu wystawy w Jeleniewie (kliknij i znajdź Sudawców )
M: W Jeleniewie byliśmy na otwarciu wystawy o „Zapomnianych
wojownikach”. Na miejscu zobaczyłem najpierw ciocię Paulinę na planszy, a potem
nasz film. Specjalnie czekałem na koniec, bo tam było napisane kto zrobił
muzykę.
Na wystawie było naprawdę
ciekawie. Tata rozmawiał ze znajomymi, a ja się przysłuchiwałem. Dowiedziałem,
że ta wystawa i film będą pokazywane gdzieś w Norwegii, w muzeum w Warszawie i
w Ełku. Nawet jak byliśmy w Starych Juchach na naszym pokazie, to jakiś pan
podszedł do nas i zapytał, czy to możliwe, że mnie widział w filmie. Bo tam
biegał jakiś chłopak z aparatem. A to byłem ja.
fot. Hubert, Miłosz, to ten chłopak z aparatem. Przejma Wielka
fot. Hubert, Skomack Wielki... czyli Mazury
H: W ramach projektu miałem także zrobić zdjęcia Jaćwingów.
Zasadniczo jest teoria, że raczej wyginęli przed wiekami, ale jak się okazuje
niekoniecznie. Ale po kolei. Historycy są zgodni, że Jaćwingowie wyginęli w wyniku
działań wojennych, a ich niedobitki opuściły swoją ziemię. Wychwyciłem jednak kilka różnic w
interpretacji.
Teraz będę trochę upraszczał.
Odniosłem wrażenie, że „grupa suwalska” skłania się ku wersji krzyżackiego aktu
ostatecznego, zakończonego być może zdobyciem jednego z ostatnich grodów
Skomanda w Szurpiłach przez Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny z Domu
Niemieckiego w Jerozolimie (a po naszemu zwyczajnie, Krzyżacy). Zaś sama nazwa
Szurpiły tłumaczona z języka np. litewskiego oznaczać może „straszny
gród”.
„Grupa warszawska” widzi większy udział
Rusinów w unicestwieniu Jaćwingów (rola Krzyżaków oczywiście też jest znacząca).
A nazwę Szurpiły odnosi do jednego z ostatnich włodarzy grodu, niejakiego
Sziurpy…
Takie są koncepcje… choć bardzo je
uprościłem…
Jedno jest pewne. Jaćwingowie
zniknęli z tego terenu, ale jak się okazuje nie tak do końca. Jest grupa rekonstrukcyjna w Suwałkach, co się
zowie Para Sudinoi – Synowie Jaćwieży. Wystąpili w moim filmie o Górze Zamkowej
i w tym o grodziskach… Zdjęcia z chłopakami zobaczyli także goście na wystawach
w Jeleniewie, Ełku, w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie, no i
gdzieś w Norwegii, bo taka była trasa wystawy.
Z chłopakami kilka razy spotykałem się w polu i wiem jedno. Pasji nikt im nie może odmówić. Kombinują, pytają, czytają, by wiernie odtwarzać sprzęty codzienne Jaćwingów. Mało tego. Mają w składzie Karola, który własnoręcznie wytwarza oporządzenie i ubrania dla grupy (na pierwszym prezentowanym filmie „składa” kolczugę i o tym trochę opowiada). Wstępnie już nawet obgadałem z nim „oprawę” do swego toporka wzorowanego na średniowiecznym… którego jeszcze nie mam). Taki gość (a efekty jego pracy zobaczyć można też tu: Sudavian Craft )
Z chłopakami kilka razy spotykałem się w polu i wiem jedno. Pasji nikt im nie może odmówić. Kombinują, pytają, czytają, by wiernie odtwarzać sprzęty codzienne Jaćwingów. Mało tego. Mają w składzie Karola, który własnoręcznie wytwarza oporządzenie i ubrania dla grupy (na pierwszym prezentowanym filmie „składa” kolczugę i o tym trochę opowiada). Wstępnie już nawet obgadałem z nim „oprawę” do swego toporka wzorowanego na średniowiecznym… którego jeszcze nie mam). Taki gość (a efekty jego pracy zobaczyć można też tu: Sudavian Craft )
fot. Hubert, Jaćwing nad Gałęzistym
fot. Hubert, takie realia (nawet chleb robiony)
fot. Hubert
fot. Hubert
fot. Hubert, takie realia (nawet chleb robiony)
fot. Hubert
fot. Hubert
H: Nie tylko zbrojnych potrzebowano do zilustrowania zagadnień.
Musiałem także sfotografować „kobietę jaćwieską”. Na szczęście moja siostra
zgodziła się po raz kolejny przywdziać szaty średniowieczne… Dobrze mieć taką
skorą do poświęceń rodzinę, bo w filmie o Górze Zamkowej, zagrał Miłosz z
kolegami, a Paulina zagrała Jeglę, która
wchodzi w odmęty Szurpił na spotkanie z Żaltisem (też mamy w mitologii takiego
potwora z Loch Ness)… Mogliśmy nagrać tylko jedną scenę… a siostra raczej
niekoniecznie lubi nurkować ( scena wymagała całkowitego zanurzenia w wełnianym
ubraniu… tak sobie wymyśliłem). Takie poświęcenie. Jednak tym razem było
spokojnie. Bez zanurzenia. Miała jedynie brodzić w Wiatrołuży… a że woda
lodowata… Ja tylko robię zdjęcia.
H: Jaćwingowie są dla nas takim swoistym „wytrychem”. Tematycznie
na naszym blogu opisujemy Suwalszczyznę traktowaną „starowojewódzko”, co się w
znacznej części pokrywa z terenami Jaćwieży (poza częścią w granicach
dzisiejszej Litwy). Dlatego też w planach mamy penetrację znacznie większych
obszarów. Przekraczaliśmy już granicę litewską (zobacz wpis o Druskiennikach). Pojedziemy też na pewno do ostatniej prawdziwej puszczy, Puszczy
Białowieskiej i przedstawimy Wam relację… Tak sobie kombinujemy, co by Adamowi Wajrakowi zajazd zrobić…
A jak to umotywujemy? Prosto. Jaćwingowie w swych rejzach łupieżczych zapuszczali się aż pod Lublin i pewnie przez Puszczę tam szli. Nie wierzycie? Zapytajcie Marcina Engela.
A jak to umotywujemy? Prosto. Jaćwingowie w swych rejzach łupieżczych zapuszczali się aż pod Lublin i pewnie przez Puszczę tam szli. Nie wierzycie? Zapytajcie Marcina Engela.
O dzięki wam Jaćwingowie !
Pozdrawiam serdecznie!!
OdpowiedzUsuńSuper sie czyta i ogląda rzetelna robota i świetna przygoda , dzięki
OdpowiedzUsuńWitam, wiem o jeszcze jednym zapomnianym grodzisku Jaćwingów pod Suwałkami, może tam uda się zrobić jakieś ciekawe zdjęcia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJakbyśmy wiedzieli gdzie... to może zrobimy :)
OdpowiedzUsuńszukam pomocy w sprawie pisma jacwingow alfabet cos w tym stylu pozdrawiam
OdpowiedzUsuń