H: Wróciły żurawie i mamy na to dowody.
Ale zanim je podeszliśmy (żurawie, nie dowody) to zahaczyliśmy o sacrum i profanum wszechobecne w „kaletnickich”
lasach… i dziś trochę o tym w zdjęciach
i przemyśleniach.
fot. Miłosz, klangor leci w przestrzeń
H: Zaczęliśmy od lasu między
Osinkami i Okuniowcem. Najpierw kapliczka na skraju lasu,
a na pierwszym leśnym skrzyżowaniu krzyż i tuż przy nim kamień „okolicznościowy”
wystawiony przez koło łowieckie z Suwałk.
Bliskość krzyża nie jest
przypadkowa. Wszak mój imiennik, patron myśliwych, podczas objawienia ujrzał białego jelenia (zdaje
się dziesiątaka) z krzyżem w porożu (wieńcu). A że pił ponoć obficie i
legendarnie, strzelał przy tym do wszystkiego, co się rusza, to objawienie
musiało go dopaść. W konsekwencji klasyczna metamorfoza soplicowa nastąpiła. Ze
złego w dobrego się przemienił. Ponoć pić przestał i strzelał tylko jak musiał…
albo odwrotnie…
Dziś św. Hubert patronuje
wszystkim myśliwym… tym dobrym… i tym trochę gorszym, bo burzliwa biografia
pozwala odnaleźć wiele epizodów wartych naśladowania. Gorzej, że współcześni często
biorą sobie przykład sprzed przemiany…
ale o tym za krótką chwilę.
Jeszcze mam tylko jedno spostrzeżenie.
Pozwolę sobie zilustrować to cytatem z inskrypcji na opisywanym kamieniu: „tym, którzy
odeszli do krainy wiecznych łowów”… ależ
synkretyzm religijny i kulturowy…
fot.Miłosz, pierwsza kapliczka na trasie
fot. Hubert, ta sama..
fot. Hubert
fot. Hubert, a takie znaki na drzewie za obeliskiem
fot. Hubert, fragment opisywanego głazu "okolicznościowego" koła łowieckiego
M: Tata powiedział, że pokaże mi
czaszkę na krzyżu. Do końca nie wiedziałem o co chodzi i nagle to zobaczyłem.
Była wycięta z metalu i wyglądała na bardzo starą. Pod nią znajdowały się dwie skrzyżowane
blaszki, które kiedyś wyglądały jak kości. Była podobna do takiej, jak mają piraci.
H: Na kamieniu koła myśliwskiego
czaszka jelenia, a kilka kilometrów dalej, na krzyżu w Lipniaku czaszka człowieka. Ponoć
w języku aramejskim Golgota znaczy „miejsce trupich głów” (Marek, Mateusz i Jan tak twierdzili), a głowa, ta trupia zwłaszcza, może być czasem
trofeum. Wiedzą o tym myśliwi i Indianie
Jivaro.
fot. Miłosz
fot. Hubert, plan dalszy, ale czaszka wciąż widoczna...
fot. Hubert, Miłosz robiący zdjęcie czaszki...
M: Na wielu leśnych skrzyżowaniach
i przy drodze widzieliśmy dziś dużo kapliczek. Były one różnorodne, jedne miały
baszty i kolumny, a jeszcze inne
wyglądały prawie jak szopki betlejemskie. Ciekawe kto je zrobił i powiesił na
tych drzewach.
H: Las dla niektórych jest
niewątpliwie strefą sacrum. Ciekawe jest to, że w okolicy Kaletnika grasuje
jakiś lokalny wytwórca kapliczek i „sadzi” je licznie na drzewach. Widziałem już
wiele takich „obiektów sakralnych”, ale zwykle były w bardzo prostej formie.
W przypadku tych dzisiejszych możemy już mówić o jakimś stylu. Być może twórca jest jeden, a
może cała szkoła…
fot. Hubert
fot. Hubert
fot. Miłosz
fot. Hubert, ta "budowla" po lewej to raczej profanum... budka dla ptaków
fot. Miłosz
H. Nie tylko przykłady sacrum
licznie dziś obserwowaliśmy w lasach „okołokaletnickich”. Ludzie także licznie wystawili
budowle zwane „ambonami”. Ale z sacrum (kościołem)
tylko nazwa je łączy i fakt podwyższenia. Czas zatem na profanum w tej
historii.
M: Wyszliśmy z tatą na jakąś polanę
i była tam naprawdę wysoka ambona, a że było mokro i ślisko, to bardzo trudno by
się tam wchodziło, lecz ja się uparłem. Tata wszedł pierwszy i zbadał
co się dzieje i potem pozwolił mi wejść.
No i jak myślicie, co było
pierwszą rzeczą, która mi się rzuciła w oczy na górze? Oczywiście była to puszka
po piwie. A pod ławką leżała cała reklamówka takich zgniecionych puszek.
H: No tak. Na tej ambonie akurat
siedzieli wyznawcy św. Huberta sprzed przemiany… czyli czekali na swego jelenia
albinosa lub inne (także) białe myszki.
fot. Hubert, mamy też zdjęcia tych opisywanych puszek jakby co...
fot. Hubert, z góry tym razem
M: Na drugiej polanie też stała
ambona i był tam taki sam widok jak w poprzedniej, czyli puszka po piwie. Gdy
sprawdziliśmy przez lornetkę, czy nie ma żadnych saren lub innych stworów, spostrzegłem coś białego na drewnianym słupku. Wtedy tata podszedł do tego i
powiedział, że to jest sól. Jak wszyscy się domyślają sól była po to, aby łania
przyszła ją polizać, a wtedy myśliwy na ambonie strzela do bezbronnego
zwierzęcia. Co najgorsze sól była kilkanaście metrów od ambony, więc myśliwy
miał naprawdę prosty strzał. Ja nie popieram myśliwych, którzy
strzelają do zwierząt w takiej sytuacji.
fot. Hubert, ogryziony słup na pierwszym planie ma na wierzchołku resztki soli,
w tle druga ambona... blisko
H: Mam kilku dobrych znajomych
uprawiających myślistwo. Nie piętnuję, bo sam jem mięso i używam przetworzonej
skóry. Mało tego, jestem w stanie (po mocnym skupieniu) wyobrazić sobie celowość
odstrzału zwierząt, które szczególnie licznie występują w naturze. Jednak coraz
trudniej mi się ostatnio skupić...
Wpadł mi kilka dni temu w ręce (a
właściwie przed oczy) krótki wywiad z Marcinem Kostrzyńskim (przeczytaj wywiad). Leśnik z wykształcenia,
a (wielki) miłośnik przyrody z przekonania, mówił tak: „To co zrobili leśnicy
jest największą katastrofą ekologiczną w powojennej historii Polski. Lasy są
zdewastowane. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia satelitarne. Jest to jedyna grabież
majątku narodowego widoczna z kosmosu”.
A potem dostaje się tym, którzy za patrona wzięli
sobie św. Huberta. Jeden z poruszanych punktów odnosi się do tego, co zastaliśmy pod drugą
amboną. Miłosz nie wspominał, ale oprócz wystawionej soli, na ziemi rozsypane
było zboże. Takie nęcenie, takie sportowe podejście.
Marcin Kostrzyński zdecydowanie mówił, żeby „zabronić polowania przy nęciskach. Obecnie
wystarczy paśnik nazwać nęciskiem i można polować na dziki, które podchodzą by
się najeść. Ten precedens otwiera furtkę do polowań przy paśnikach na wszystkie
inne gatunki”.
Właśnie taki rodzaj polowania
najmniej mi odpowiada. Taki rodzaj najbardziej mnie oburza. Przypomina mi się bohaterka książki Olgi Tokarczuk ("Prowadź swój pług przez kości umarłych"), która dość radykalnie zadziałała w konfrontacji z myśliwymi... ale o tym można przeczytać, albo poczekać trochę i zobaczyć, bo adaptacja filmowa właśnie się tworzy...
Teraz jednak wolę popatrzeć na zdjęcia syna. Szczególnie jak się mocno człowiek pochyli, to nie widać już tego zła wokół...
Teraz jednak wolę popatrzeć na zdjęcia syna. Szczególnie jak się mocno człowiek pochyli, to nie widać już tego zła wokół...
fot. Miłosz, porost dzisiejszy
fot. Miłosz, mokro dziś było, ale leszczyna już szaleje...
fot. Miłosz, a tu taka kombinacja... czyli jak dzięcioł dobiera się do orzecha...
M: Wracaliśmy już z wyprawy i
nagle tata spostrzegł, że coś na górce się rusza, a były to żurawie. Zrobiłem
kilka zdjęć, ale ptaki były daleko.
Tata wyjął lornetkę i je
obserwował, a gdy schowały się za górą, to wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy
szybko za nimi.
Niestety wybrały sobie takie miejsce, że najpierw
musieliśmy iść do nich przez błoto aż po kostki, a potem przez mokradła. Weszliśmy ostrożnie na górę, lecz już nie było i wtedy zobaczyliśmy ich głowy, ale w innym miejscu
niż myśleliśmy. One zobaczyły nas pierwsze, zaczęły krzyczeć i odleciały na
sąsiednią górkę, ale zdążyliśmy zrobić kilka zdjęć. Tata wymyślił abyśmy
udawali, że sobie już idziemy. Gdy zeszliśmy trochę w dół, to szybko
zawróciliśmy i za taką skarpą zaczęliśmy się do nich skradać. Na szczęście cały czas krzyczały, więc wiedzieliśmy gdzie one są. I za drugim razem nam się udało. Wyszliśmy na nie na wprost i wtedy powoli wstałem
i zacząłem robić zdjęcia. Jeszcze nigdy nie widziałem z tak bliska żurawi. W
końcu one nas zobaczyły i znów odleciały, ale teraz bardzo daleko.
fot. Miłosz, tak widzieliśmy żurawia na początku...
fot. Miłosz, a jak dołączył do niego drugi i zniknęły za wzniesieniem... ruszyliśmy
fot. Hubert
fot. Hubert, pierwsze "strzały" za wzniesieniem... znajdź żurawie
fot. Miłosz, tu znacznie łatwiej
fot. Hubert, Miłosz powstał i zrobił zdjęcie
fot. Miłosz, przy drugim podejściu i po powstaniu... już znacznie bliżej
fot. Miłosz, i odleciały...
H: Jeszcze nie tak dawno pisaliśmy o odlocie żurawi, o zakluczaniu (taki regionalizm) Suwalszczyzny (zobacz wpis jesienny)... Dobrze jest znowu usłyszeć
klangor żurawi... Dobrze jest wiedzieć, że wiosna już blisko... Dobrze jest
uprawiać taki rodzaj polowania...
Dobrze, że są jeszcze ludzie wykazujący troskę o naturę i ją dokumentujący, w ten sposób ocalający jej piękno jeszcze w niektórych regionach niezbyt skażone przez cywilizację. Pozdrawiam M. Czygier
OdpowiedzUsuńeleganckie to to to (y)
OdpowiedzUsuń