niedziela, 8 maja 2016

Dzisiejsze nury w Królówku… czyli ciemność zamulona.



H: Dziś o 7.00 rano zaatakowaliśmy jezioro Królówek. Tym razem wreszcie i Miłosz mógł przetestować swoją nową piankę (od naszego sponsora, firmy Cels). 
Królówek. Nazwa wdzięczna, pobudzająca z lekka wyobraźnię.  Takie jezioro,  przez które przepływa Wiatrołuża. Ostatni przystanek przed wpadnięciem do Piert. Miałem spore nadzieję związane z tym akwenem. 

fot. Hubert, klasyczne ujęcie, bardzo modne ostatnimi czasy... Jesteśmy zatem modni...

M: Dzisiaj pojechaliśmy nad kolejne jezioro. Pojechaliśmy tam z Emilem i Katarzyną, z którymi byłem też na nurkowaniu w Egipcie  (zobacz film z nurkowań). Trochę pogadaliśmy w samochodzie, a gdy dojechaliśmy, to okazało się, że lepiej nie ryzykować zjazdu z dużej góry, bo było tam sporo korzeni. Wzięliśmy sprzęt i poszliśmy w stronę jeziora.

fot. Hubert, po lewej pierwsze jezioro to Białe, w dali Królówek, a we mgle (po prawej) Pierty. Widoczne jest też ujście Wiatrołuży do Piert, zdjęcie z paralotni

H: Głębokość Królówka, według źródeł internetowych, to… 4,5 m. Raczej płytko, ale zakładałem, że przepływająca woda Wiatrołuży podniesie przejrzystość...
Zakład przegrałem. Było to jezioro z najgorszą widocznością spośród wszystkich już penetrowanych.  Liście grążeli zobaczyłem dopiero wtedy, gdy oblepiły mi maskę.
Samo wejście do wody było już problematyczne… z dwóch powodów. Pierwszy, to podmokły brzeg (na szczęście udało się dojść po jakichś balach), a drugi… muł po pas. Trzeba było od razu rzucać się w wodę… 

 fot. Miłosz, Emil lekko usprzętowiony i Katarzyna, która robi zdjęcie Miłoszowi...

fot. Katarzyna (gościnnie :),  taka synchroniczna fotografia

for. Hubert, Miłosz przed wejściem... 

fot. Katarzyna, a ja... jeszcze nieświadomy wrażeń wizualnych...

H: Miałem nadzieję, że przynajmniej ujście Wiatrołuży będzie bardziej przejrzyste. Jednak ten ostatni odcinek rzeki, okazał się kolejną porażką. Nurt zbyt leniwy, mułu dużo, a widoczność wciąż beznadziejna.
Dziś nawet nie próbowałem robić zdjęć podwodnych… nie było możliwości. Od samego początku pechowo. Najpierw zgubiłem rękawicę „laząc” przez krzaki z tobołami (następnym razem biorę wózek przygotowany na takie przeprawy). Rękawica się odnalazła, ale dopiero po nurkowaniu… A potem...

M: Woda na początku była trochę zimna, ale potem było już ciepło, bo tak działa pianka mokra. Pod wodą nic nie było widać i nawet gdy wyciągnąłem ręce do przodu, to nie widziałem swoich palców.  Było tyle mułu, że gdy wychodziliśmy z wody, to wszystko było czarne i trzeba było w domu umyć pianki.

fot. Hubert, Miłosz (prawie) zanurzony...

fot. Hubert, Emil (prawie) wynurzony...
 
H: Jak było pod wodą spróbował pokazać Emil. Taką wariację „mulastą” stworzył z dzisiejszego wypadu. 




fot. Hubert, takie wyjście Emila...

fot. Hubert, po wyjściu...

fot. Hubert, Miłosz w stroju maskującym próbuje podejść trzciniaka... 
ciekawe czemu się nie udało?

H: Jeżeli chodzi o otoczenie, to widać, że w czasie wojny między trzema jeziorami: Królówkiem, Białym i Piertami działała nieźle zorganizowana ekipa. Mnóstwo okopów, miejsc po ziemiankach, wyraźnie widać w tym jakąś logikę,  jakiś system…  i ten drut kolczasty, wrośnięty w drzewo wiele lat temu.
Prawie do samego Królówka wiedzie ścieżka edukacyjna „Samle” opisana na stronach WPN (zobacz opis).
Ciekawa historia związana z tym miejscem dotyczy ukrywającego się przez wiele lat (po wojnie) mieszkańca Nowej Wsi, Wacława Łukowskiego. Chronił on się skutecznie na tym terenie przed Urzędem Bezpieczeństwa… i pewnie wykorzystywał system ziemianek i okopów wyraźnie widocznych na stromym brzegu Królówka.  

H: Widać też, że ktoś ustawicznie penetruje ten teren z wykrywaczem metalu. Świadczą o tym mocno skorodowane elementy pozostawione na powierzchni i mocno zryty teren. Nikt nawet nie fatygował się żeby po sobie zakopać dziury w ziemi. Rozumiem potrzebę poszukiwań, sam tak kiedyś miałem… ale nie rozumiem rycia w ziemi i pozostawiania jej w takim stanie. Zakopać. Prosta sprawa.

fot. Katarzyna, taki szpadel historyczny wykopany... i rower. 
Spokojnie. Właściciel się odnalazł... cały i zdrowy...


H: Mimo wszystko rozpoznanie się udało... Wiemy teraz, że mimo urokliwej okolicy raczej tu nie wrócimy na nurkowanie. Nie sądzę by widoczność była tu kiedykolwiek lepsza…
Spróbowaliśmy się jednak zapoznać z jeziorem po drugiej stronie drogi… Białe. Ponoć dużo głębsze… może tam zanurkujemy…  Nazwa zbieżna z innym jeziorem, ale nie chodzi o to Białe Wigierskie opisywane już przez nas (zobacz wpis o nurkowaniu Białym Wigierskim).

fot. Hubert, nad Białym koło Piert...

fot. Hubert, według właściciela roweru jest tu koło 25 metrów głębokości...

fot. Hubert, taka trawa...

 fot. Hubert, ostatnie podejście. 
Ta "drogowa" serpentyna świetnie wygląda jesienią, jak liście opadną...

fot. Hubert, ale na razie jest wiosna...

fot. Miłosz... i na koniec...nie wiem jak, nie wiem kiedy, 
ale taką jakąś abstrakcją zostałem potraktowany...

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe są te Wasze reportaże filmowo - fotograficzne. Z ciekawością i podziwem je zawsze śledzę. Bardzo lekko opisane, czyta się z przyjemnością. Czekam na kolejny "odcinek". Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń