czwartek, 31 sierpnia 2017

O kolejnym czatowaniu (całkowicie off-line) i spotkaniu z Duchem Lasu, bielikiem na kołku i innymi stworami.



H: Czatowanie na obiekt godny sfotografowania nie jest takie łatwe, a już na pewno nie jest wygodne… chyba, że… leży się w hamaku. Czasem tak jest, że człowiek czeka długo i (prawie) nic z tego czekania nie wynika. A czasem jedzie sobie na wycieczkę rowerową i w sercu Suwalskiego Parku Krajobrazowego spotyka bielika. Trochę tego "podglądania" nam się uzbierało... dlatego dziś "wynurzenia" z kilku ostatnich akcji.

fot. Miłosz, dziś przed świtem taki Duch Lasu "maznął"  nam się przed obiektywem. Onegdaj Staszek Woś powiedział mi, że czasem takie "przypadkowe niedoskonałości" da się zaakceptować. Ducha Lasu  akceptuję...  z jego rozmazaniem i szumami.
 


H: Dziś przed 5.00 udało nam się spotkać chmarę łań z biegającym wokół bykiem. Ewidentnie rykowisko się zbliża. Byk biegał (przez co w tym półmroku nie dał się ładnie sfotografować), bo odganiał  młodsze jelenie. A te biedne chłystki chyba jeszcze nie do końca wiedziały co się dzieje, bo raczej z takim porożem stawać w konkury trudno. Chciały pewnie być ze stadem, ale natura ma swoje prawa. Może ich czas też kiedyś nadejdzie...

fot. Hubert, chmara nie mniej rozmazana...
 

 fot. Hubert, byk... prawie jak z komórki (co zrobić... pokazać poglądowo)
 

H: Chmara zeszła do lasu za szybko, bo coś ją spłoszyło. Nie była to paniczna ucieczka, ale raczej szybkie zejście. Siedzieliśmy sobie z Miłoszem w krzakach i w odległości około 40 metrów patrzyliśmy jak stado znika w lesie. Zdjęcia jakie są… każdy widzi, ale nie dało się inaczej. Na szczęście bardzo blisko od nas przechodziły (i przynajmniej na chwilę się zatrzymały) dwa młode jelenie. Niby odganiane, ale wciąż w pobliżu stada.

fot. Hubert, taki chłystek podpatruje 20 metrów od nas...
 

fot. Miłosz, taki też...
 


H: Wracaliśmy zatem niezbyt zadowoleni, bo i światła brakowało zdecydowanie... Na szczęście po wschodzie przynajmniej inne stwory nam zapozowały. Najpierw sarna z młodym, a kilkaset metrów dalej "śpiewający" kozioł... 
Okazało się też, że nie tylko nam dziś nie wyszło, bo spotkaliśmy na trasie znajomego fotografika  Marka, który po wschodzie słońca z braku jeleni  nad wiewiórkami się "pastwił" (co można podejrzeć na jego blogu - www.giersa.pl , a warto tam często zaglądać, bo chłopak po nocach nie śpi, żeby Wam zdjęcia pokazać).

fot. Hubert, koza z młodym

fot. Hubert, kozioł śpiewający... 

H: Czasem czatowania nie trzeba, a zdjęcie jakieś uda się zrobić niemal w biegu.
Kilka dni temu jeździliśmy rowerami po SPK i przypadkiem  gdzieś w dolinie Szeszupy  (za Wodziłkami) na słupku dostrzegliśmy przerośniętego myszołowa, który... okazał się  bielikiem. Udało mi się nawet do niego podejść przez krzaki. Chyba tak blisko  bielika nie byłem w życiu (ogniskowa 200 przy pełnej klatce)... Czujny jednak był i dostojnie czmychnął...

fot. Hubert, bielik... wersja "kołkowa"

fot. Hubert, jednak nie poczekał...
  

H:  Kilka zdjęć z tej wycieczki po SPK jeszcze zrobiliśmy... ale raczej już bez (bardzo) dzikich stworzeń...

fot. Hubert, jaszczur

fot. Hubert, chyba już ostatni bocian na Suwalszczyźnie... kilka dni temu

 fot. Hubert, zmiennie było... padająco czasem

 fot. Hubert, przyczajony w owsie...

 fot. Hubert, kiedyś chciałem fotografować ptaki, ale były za szybkie  (wciąż są) i dlatego wymyśliłem taki cykl (doceniony nawet przez Wiktora Wołkowa): Aves peregrinae (ptaki przelotne)... i to zdjęcie by pasowało...
 

fot. Hubert, i jeszcze klasyk SPK z Cisową w tle... nie mogłem siępowstrzymać


H: Ostatnio czatujemy z Miłoszem w hamakach Tak trochę jak nasz znajomy z Nowego Targu... a właściwie z FB (specjalista od sów, ale nie tylko) - Daniel Urbaniak
Bardzo wygodne jest takie czatowanie, tylko przysnąć można. 

Poszliśmy kilka dni temu z Miłoszem w pole. Plan był, żeby zrobić zdjęcia żurawiom, które pod Suwałkami zaczynają się już zbierać. Byliśmy wcześniej z hamakami oczywiście. Po godzinie  żurawie przyleciały, ale usiadły zbyt daleko… potem jeszcze pojawiły się sarny... trochę bliżej. I spadł deszcz. Chwilowy na szczęście. 

fot. Hubert, takie kokony na skraju pola

fot. Hubert, maskowanie niemal idealne. Zasadniczo Miłosza prawie nie widać...

fot. Hubert, przyleciały... razem z deszczowymi chmurami...
 

fot. Hubert, tak daleko siadły...


H:  W tym polem kilkukrotnie latałem na paralotni… i niemal zawsze spotykałem sarny, które nie przejmowały się tym moim burczeniem…   Czemu o tym piszę?
Deszcz był raczej krótki i zachodzące słońce nasz jeszcze zaszczyciło, dlatego zasugerowałem Miłoszowi, żeby też poburczał. Jeżeli ja nie zrobiłem wrażenia na tych stworach, to Miłosz swoim "burczydełkiem" tym bardziej. Miałem rację... co widać na załączonym zdjęciu.

fot. Miłosz, taka perspektywa z czatowania w hamaku... 


H: Czatowaliście kiedyś na zachód słońca? Nam się to zdarza ostatnio dość często (do tego rodzinnie), bo i wakacje się kończą.  

Zatem zachód słońca będzie ostatnią historią obrazkową na dziś... a zachód sprzed kilku dni nad Wigrami.

fot. Agnieszka, takie czatowanie... a hamaki tylko dwa

fot. Agnieszka, takie przyłapanie

fot. Hubert, jakiś "On" łapał... a ja złapałem go.
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz