wtorek, 9 października 2018

O Puszczy Białowieskiej i spotkaniach z martwymi drzewami, żubrem i... Lolkiem.


H: Taka nam się tradycja narodziła, że od kilku lat w październiku pukamy do drzwi Puszczy Białowieskiej (link do starych wpisów na końcu tego postu). Za każdym razem doświadczamy różnorodności, którą z chęcią Wam przedstawiamy, ale dziś, z racji opadających liści, więcej będzie o upadłości właśnie.
Adam Wajrak często wspomina rolę drzew upadłych w ekosystemie. Umarły, ale wciąż dają życie…  I dziś o tym filmowo i fotograficznie (a „zwiedzaliśmy” truchło dębu wyjątkowo okazałe).

W  tym roku pogoda była wyjątkowo łaskawa…  Lolek (ulubiony bohater Hani)  i żubr (na dziko)  też nam sprzyjali.  


film: Dąb umarły (ale pełen życia) w Puszczy Białowieski, czas trwania: 80 sekund, realizacja: Hubert i Miłosz Stojanowscy, muzyka: "jutubowa"

H: O urokach puszczańskich pisałem już wielokrotnie, tłumaczyłem też dlaczego opuszczamy fotograficznie Suwalszczyznę. Przypomnę tylko, że nasi Jaćwingowie w swoich rejzach (a pomykali daleko) musieli  dąbrowy białowieskie nawiedzać… tak jak i my nawiedzamy.
Ale zanim dojechaliśmy do Puszczy, to jeszcze chwila na Długiej Luce nam wpadła. Taki zachód i … setki żurawi w oddali, ale w Biebrzańskim Parku Narodowym (bo był po drodze... prawie) 

M: Trochę mnie zaskoczyło, że tyle żurawi jeszcze tu latało, ale myślę, że już niedługo polecą dalej. Na razie zbierają się w duże stada i głośno krzyczą. Słychać też było takie popiskiwania i jak powiedziała nam spotkana na kładce Małgorzata (zobacz jej profil na FB), którą poznałem na Festiwalu na Karczaku), to młode taki dźwięk wydają w locie.

fot. Agnieszka, nad Biebrzą zachodzi...

fot. Agnieszka
 

fot. Hubert, żurawie prawie w odlocie...

fot. Hubert, ostanie spojrzenie... i jedziemy do Puszczy Białowieskiej


H: Puszcza Białowieska urzeka swą nieregularnością… to jest coś, co mi szczególnie odpowiada. O co mi chodzi? Wystarczy popatrzeć na  zdjęcia, by zrozumieć czemu tam wracamy (nawet w te same miejsca). Niby chaos... niby brak logiki... a wszystko poukładane jak należy. Naturalniej.

fot. Hubert

fot. Hubert

 fot. Agnieszka

fot. Hania

fot. Hubert

fot. Hania
  

fot. Hubert, kolejna osoba do walki o sprzęt... chyba blog powinien zmienić nazwę... na bardziej rodzinny.
 
H: Hania poczuła potrzebę fotografowania i pojawił się problem, bo mieliśmy tylko dwa aparaty  (a wszyscy z naszej czwórki mieli wizję). Trudno zatem było…

fot. Hania

fot. Hubert, przyłapana na robieniu tego zdjęcia, co powyżej...

fot. Hania i taka perspektywa...

fot. Hubert, i takie kolejne przyłapanie...
 

M: Przed świtem ruszyliśmy z Tatą na poszukiwanie żubra, ale niestety nie udało nam się. Widzieliśmy tropy i ślady, ale żubra żadnego.
Dopiero jak poszliśmy z przed południem z dziewczynami, to jeden nam się pokazał.

fot. Hubert... ja zrobiłem tak płotek wtapiający się w tło
 

fot. Miłosz... a w domu okazało się, że Miłosz też tam był
 

fot. Miłosz, taki wykrot

fot. Hubert, taki wykrot...

fot. Hubert

fot. Hania, królewskie drzewo... ja jako "punkt odniesienie"
 

fot. Hubert, jeszcze jeden duży... wśród mniejszych
 

fot. Hubert, i jeszcze jeden kryję się przed nami...
 

fot. Hubert, i jeszcze jeden...

fot. Agnieszka, a przty tym dębie Miłosz dwa lata temu zostawił wpis (taka zabawa w www.geocaching.pl). Teraz sprawdzamy, kto się jeszcze dopisał do listy


H: Lubię takie przypadki. Szukaliśmy drzewa upadłego, które w tamtym roku nam ładnie pozowało do zdjęć, a potem oglądaliśmy potężny dąb. Teoretycznie mieliśmy już wracać, ale w ostatniej chwili zaproponowałem odejście lekkim łukiem (czyli inna trasą)… i 150 metrów od tego dębu stał On. Patrzył niewzruszony na nasze harce… Dziewczyny się wycofały, a my trochę mniej (ale bezpieczeństwo zachowaliśmy).

fot. Hubert, tak się zamaskował...
  

fot. Hubert
 
fot. Miłosz
 

fot. Miłosz

fot. Hubert

fot. Miłosz
 

fot.Agnieszka


 M: Ściągnąłem aplikację  gwiazdozbiorów, bo na niebie było mnóstwo widocznych gwiazd. Chciałem też odszukać gwiazdę polarną, żeby spróbować fotografii nocnej. Tata jednak powiedział, że pokaże mi jak ją znaleźć „analogowo”. Teraz już wiem, że wystarczy wiedzieć gdzie jest Wielka Niedźwiedzica i dzięki temu łatwo wyszukać tę gwiazdę mimo tego, że nie jest ona bardziej świecąca od innych.
Próbowałem robić zdjęcia, ale to jednak nie takie proste, tym bardziej, że efektu nie widać od razu i trzeba długo naświetlać. Dobrze, że w tej puszczy jelenie jeszcze ryczały i było można posłuchać ich koncertu.

 fot. Hania

fot. Hania... były też bardziej mobilne okazy

fot. Hania, wykrot... ale z drugiej strony
 
H: Wielkie wrażenie robią na mnie potężne drzewa… szczególnie takie, które musiały upaść. Dlatego kolejny raz odwiedziliśmy dąb złamany ciężarem historii. Upadł… i wciąż zakwita… taki odwieczny cykl natury. Można umrzeć z godnością… 

fot. Hubert
  

 fot. Hubert, ta kora dębu też ma swoje lata...

fot. Hubert, a w korze biegacze wręgate


fot. Hubert, tego dębu szukaliśmy,  a film o tym spotkaniu na początku postu

fot. Hubert, w cieniu umarłego dębu I

fot. Hubert, w cieniu umarłego dębu II


fot. Hubert, w cieniu umarłego dębu III


H: A nieopodal tego dębu, na złamanym świerku, Miłosz zagrał (wystukał) "kokodżambo". Radosna to nuta w przykrych (w sumie) okolicznościach... Ale przecież  ten świerk też da powód do radości kolejnym organizmom... Taki cykl natury.




H: Przejeżdżaliśmy przez Teremiski wielokrotnie. Za każdym razem Hania wypatrywała Lolka, bohatera książki Adama Wajraka. Mieliśmy już okazję poznać go bezpośrednio (Lolka… i Adama), ale wtedy Hania trzymała dystans do każdego zwierza i poznawała tak raczej z daleka, bez użycia rąk.

Przejeżdżaliśmy przez Teremiski… z „tragarzami”, to znaczy z „przypadkowo” zabraną książką…   

A książka ta jest niezwykła z wielu powodów. Treść oczywiście zachwyca…  ale dla Hani jest to chyba pierwsza książka, którą przeczytała (z tych obszerniejszych). Od tego czasu spadło już wiele liści w Puszczy i wiele kolejnych kartek zostało przewertowanych, ale sentyment do Lolka pozostał…  dlatego warto było naruszyć mir domowy Adama (piszę z naszego punktu widzenia) i napaść autora w „obejściu”. Hania ma wpis w książce… a Bohatera mogła poznać dosłownie. Tym razem już rękoma.

Żeby było ciekawiej, to wspomnę jeszcze, że Hania z konieczności lekcje musiała odrabiać w podróży… i jednym z tekstów do przeczytania w podręczniku… był tekst Adama Wajraka o życiu  w starych, umarłych drzewach. Wyszło nam zatem połączenie teorii z praktyką i lepszego połączenia sobie wymarzyć nie można. 


A teraz takie zestawienie. Okładka książki Adama Wajraka "Lolek" (Wydawnictwo Agora, 2017), wpis autora, recenzja książki napisana onegdaj przez Hanię... i najważniejsze... możliwość pogłaskania Bohatera :)



H: Puszczy się nie opuszcza... no dobra, opuszcza się... ale się wraca, chociażby myślami. I taki mamy plan. Będziemy tam się też czasem objawiać dosłownie... i wpadać z niezapowiedzianą wizytą, żeby pogłaskać Lolka (niestety... Adamie :)



------------------------------------------------------------------------------------------------


Zobacz nasze teksty archiwalne o Puszczy Białowieskiej






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz