H: Wczoraj była zima. Dziś już
sobie poszła.
Czasem dobrze mieć do pracy na
późniejszą godzinę. Szczególnie jak warunki atmosferyczne nastrajają pozytywnie do działania (wczoraj)… no i
niektórzy (czyli ja) mogli sobie wyskoczyć przed szkołą w inne okoliczności
przyrody, bo inni (Miłosz) akurat mieli język polski.
fot. Hubert, kilka kopytnych wie więcej niż ja
A te okoliczności były (wczoraj)
rano jak z pocztówki. Bo szadź, bo słońce… Więcej zdjęć powstaje w słońcu. Bo
tak lepiej. Malowanie światłem (fotografia)… ze światłem jest łatwiejsze.
Kilkaset metrów od cywilizacji
(asfaltu znaczy) dostałem pierwszy strzał. Zaskoczyłem stado łań z dwoma
młodymi bykami. „Indianin” ze mnie słaby, ale instynkt podpowiedział mi, żeby
jechać dalej. Za zakrętem porzuciłem metalowego rumaka i ruszyłem
skrajem lasu do łań.
Podchody raczej słabo mi wyszły
(choć kierunek wiatru odpowiedni), bo stwory wiedziały o mnie szybciej niż ja o
nich… zdążyłem tylko pstryknąć kilka razy… i stado dostojnie się spłoszyło.
Najprawdopodobniej nieświadomie odciąłem im
drogę ucieczki, tą znaną i wielokrotnie zdeptaną. Musiały zatem pokonać
przeszkodę, której wcześniej nie
zauważyłem… „pastuch”, drut aluminiowy dla bydła lokalnego w sezonie letnim
przeznaczony… Większość stada
„zanurkowała” pod, ale trzy stwory najwyraźniej miały już doświadczenie w
bliskich kontaktach z drutem o napięciu elektrycznym. Nie odważyły się przejść
pod „pastuchem”. Wolały ruszyć na mnie… (takie
trochę dziwne uczucie, ale wytrzymałem)…
a właściwie na swoją utartą ścieżkę… Poszły w las.
Znów zdałem sobie sprawę, że ograniczenia
wprowadzane przez człowieka wpływają na życie fauny. Cały czas im fundujemy
jakieś atrakcje… a to płot, droga, czy
inny wiatrak.
fot. Hubert, nurkowanie pod "pastuchem", zdjęcie po(d)glądowe
fot. Hubert, "atak", zdjęcie po(d)glądowe
fot. Hubert
Potem kolejna przygoda związana z
ograniczeniami… Na drodze stała leciwa półciężarówka z belami siana. Nie było
możliwości wyminięcia… płoty, rowy… Czyli próba zawłaszczenia pewnej przestrzeni znojem człowieczym powiodła
się. Tym razem to ja zostałem ograniczony.
Jak się okazało sympatyczny pan z Aleksandrowa
czekał na ciągnik, bo samochody tak mają, że się czasem psują (raptem jeden
dzień zimy…). Za chwilę pojawił się „holownik”… który wyglądał tak, jakby sam potrzebował „holownika”. Poszły zatem z przytupem i strzałami spalin.
Przezornie jednak zatrzymałem się
nad brzegiem jeziora i nie próbowałem jechać dalej za tym pociesznym konwojem. Poszedłem robić pocztówki. A oto kilka z nich.
fot. Hubert, to zrobione podczas rozmowy z panem z Aleksadrowa koło
(jak to określił) "Małego Paryża" (czyli Krasnopola)
(jak to określił) "Małego Paryża" (czyli Krasnopola)
fot. Hubert, i jeszcze jedno w stronę linii brzegowej Wigier
fot. Hubert... i kolejne "pocztówkaszcze"
fot. Hubert... a tak wyglądała trzcina... wczoraj. Jak była zima. Dziś wszystko płynie...
fot. Hubert, tracz nurogęś x 2
fot. Hubert, śpiące krzyżówki na tle klasztoru...
Nie zrobiłem tego złośliwie, nie było w moich myślach złej intencji, ale wracając z "jeziornej eskapady poszukiwania pocztówek" najpierw usłyszałem, a potem zobaczyłem, jak traktor holujący samochód wracał do domu... holowany przez inny traktor. Mieszkańcy wsi pokazali, że nie mają ograniczeń... sprzętowych. Holuj, a będziesz holowany.
Gdy jechaliśmy z Miłoszem do
Darka Morsztyna robić materiał o psich zaprzęgach, gdzieś koło Gołdapi
zobaczyliśmy nieoczekiwanie samotną łanię. Bezrefleksyjna, szybka kalibracja
sprzętu, bo zwierzyna płowa zazwyczaj czujna jest… tylko czemu ta akurat taka samotna, jakoś
mniej czujna i ta siatka… i jakieś żółte kolczyki w uszach…
Człowiek ma dziwne fanaberie. Próbuje przejąć władzę nad dzikimi z definicji zwierzętami… hoduje, uzależnia, ogranicza, „przytępia” instynkty.
Człowiek ma dziwne fanaberie. Próbuje przejąć władzę nad dzikimi z definicji zwierzętami… hoduje, uzależnia, ogranicza, „przytępia” instynkty.
Czemu o tym?
Bo spotkałem też wczoraj dwa
młode daniele. A w zasięgu nie dostrzegłem, żadnego ograniczenia w postaci
płotu, drutu. Najprawdopodobniej spotkałem uciekinierów z jakiejś hodowli.
fot. Hubert
Daniele są gatunkiem obcym (choć
już od dość dawna w Polsce hodowane) i
na naszych terenach nie występują dziko… chyba, że takiej dzikości zapragnęły przydybane
osobniki. Zadały jednocześnie kłam mojej refleksji i sobie
taką wolność (występowanie dziko) zorganizowały. Za nic miały ograniczenia wymyślone przez
człowieka.
Nie wysiadałem z samochodu, bo
widać było brak lęku tych zwierzaków przed wszelkimi pojazdami. Mogłem do woli fotografować przez otwarte okno dwóch banitów.
Być może wiatr się zmienił, być może klapnęło zbyt głośno lustro w aparacie… ale w końcu daniele zbiegły do lasu (szczególnie pocieszne były ostatnie metry, kiedy to zwierzaki wybijały się z czterech „kopyt” równocześnie).
Być może wiatr się zmienił, być może klapnęło zbyt głośno lustro w aparacie… ale w końcu daniele zbiegły do lasu (szczególnie pocieszne były ostatnie metry, kiedy to zwierzaki wybijały się z czterech „kopyt” równocześnie).
Dwa dzisiejsze spotkania z kopytnymi
i dwie diametralnie różne koncepcje .
Mocno widać jak łanie, wszak na
wolności zrodzone, dbają o swoje bezpieczeństwo. Czujność i założenie, że w
każdej chwili im coś grozi, jest może męczące, ale zapewnia dłuższe życie.
Wiem jedno… moje daniele, z takim
niefrasobliwym nastawieniem do uzyskanej wolności, długo jej nie zaznają. Bo wolność, to trzeba szanować, "kochać i rozumieć"... a jest
kilka głodnych wilków i "wilków" w najbliższej okolicy …
Ograniczeń wokół wiele… a mnie
niestety ograniczał czas. Pora do szkoły.
PS. Nie wiem czemu, ale jak pokazałem Miłoszowi zdjęcia, to powiedział, że "szkoła jest...". albo nie powiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz