niedziela, 27 grudnia 2015

Odłów bobrów. O etyce, moralności i reportażu wojennym.




H: Byliśmy dziś świadkami odłowu bobrów. Świadkami wojny człowieka z przyrodą. Staliśmy blisko. Bardzo blisko.
Nie powinno nas tam być? Za trudny temat fotograficzny wybrałem dla jedenastolatka? Sam nie wiem… bo dziś nie będzie pięknie i kolorowo. Zanim jednak ocenisz naszą decyzję o takim wpisie…  przeczytaj  do końca co mamy do powiedzenia...


fot. Hubert


H: Robert Capa, znany reporter wojenny, powiedział kiedyś: "jeżeli twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre, to znaczy, że byłeś za daleko". Starał się zatem nadążać za swoją filozofią, starała się jak mógł. Wojna domowa w Hiszpanii, lądowanie w Normandii… tam powstały zdjęcia dziś uznawane za ikoniczne. Jednak w Indochinach Capa prześcignął swoje wyobrażenie o dobrym zdjęciu… był za blisko. Zginął z aparatem w ręku rozerwany przez minę, ale idea pokazywania na zdjęciach cierpienia świata wciąż żyje.
Ci, którzy startują w konkursach takich jak World Press Photo, starają się być ja Capa. Też chcą być najbliżej. Rozumiem siłę oddziaływania fotografii. Rozumiem konieczność dokumentowania wszechobecnego zła. Rozumiem potrzebę wykrzyczenia światu prosto w twarz historii ludzi, których dramatu często nikt nie dostrzega... Nie rozumiem jednak do końca idei wystawiania takich zdjęć w konkursach…  Bo niby co jest oceniane? Kto zrobił zdjęcie bardziej dramatyczne? Kto ukazał większe cierpienie? Z drugiej strony nagrodzone zdjęcia obejrzy więcej ludzi… Więcej się wzruszy… Więcej pomyśli, a może ktoś nawet zareaguje…  Czyli może jednak pokazywać…

M: Mam pecha, bo najpierw widziałem bobra, który został chyba zjedzony przez wilka (zobacz wpis), a później żywego, tylko że wsadzonego do klatki.   Ale mogłem przynajmniej przyjrzeć mu się z bliska.  Ma taki śmieszny chropowaty ogon, który wygląda jak pokryty łuską.  Sierść, jak jest mokra, to wygląda jak u szczura. Najśmieszniejsze były łapy bardzo podobne do kaczki.  Wystawały mu też cztery pomarańczowe zęby, takie same jak nosi na szyi taty kolega,  pan Piotr Malczewski.

Bardzo chciałbym kiedyś sfotografować takiego bobra w jego normalnym życiu, gdzie ścinałby sobie drzewo, pływał  lub spacerował po brzegu.

H: Mam mieszane odczucia… z jednej strony wyrywanie tych stworzeń z naturalnego środowiska wcale mi się nie podoba. Ingerencja człowieka jest bezczelna, a sama forma nie jest pozbawiona agresji i brutalności…  Widok wolnego jeszcze przed chwilą zwierzęcia w klatce jest przytłaczający…
Z drugiej strony wiem, że odławiane są całe rodziny i razem przesiedlane w jedno miejsce. Chciałbym żeby tak było… 

M: Jest to smutny temat, ale niestety takie jest życie. Którym bobrom się poszczęści, to będą normalnie sobie żyły. Niestety czasem im się nie udaje.

Gdyby porównać to do życia człowieka, to wyglądałoby to tak: pewnego dnia mama tata i synek siedzą sobie w domku z patyków i nagle ktoś ich otacza i niszczy dom, a potem wkłada do klatki. Potem zostają  gdzieś wywiezione.  Moim zdaniem ten temat jest strasznie smutny.

H: Chyba lepiej (tak to sobie tłumaczę), że bobry zostaną żywe. Stwierdzam tak, bo byłem świadkiem komentarzy autochtonów, którzy pojawili się dziś pooglądać złapane bobry: „tak wygląda ten szkodnik!”, a wyraz „szkodnik” był najmniej nacechowany emocjonalnie… bardziej dosadne epitety sobie daruję.  Usłyszałem przy okazji o próbach samodzielnego radzenia sobie okolicznych mieszkańców z „problemem bobrowym”…  druciana pętla w tych rozmowach wcale nie była najbardziej drastyczna...
Od naszego, wspominanego już przez Miłosza, wpisu o  „Walce bobra ze złem”, wciąż słyszę o tym ssaku. Chociażby ostatnia informacja o kosmetycznych zmianach logotypu Wigierskiego Parku Narodowego (tylko czy na lepsze?), a bóbr jest tu wszak „totemem zwierzęcym”, symbolem...
Jednak bardziej poruszyły mnie zafascynowane głosy na temat jednej z tegorocznych ofert sylwestrowych w naszym mieście, o której ponoć trąbi lokalna rozgłośnia: „w menu mięso bobra”… Taka egzotyka. Taka nasza moralność. Zaczynamy zjadać symbole.
A czemu się bobry odławia? Bo przeszkadzają…  Wzrost populacji sprawił, że wyraźnie widoczny jest konflikt interesów. Państwo woli dawać pozwolenie na odłów (i go dofinansowywać) certyfikowanym ekipom, niż wypłacać wysokie odszkodowania…
Zwierz wchodzi wszak w nasze poukładane życie, zadziera z nami i zdziera korę z drzew, które z takim mozołem sadziliśmy. Przyczyna, by stwora nie lubić, by wyrugować  go z okolicznego krajobrazu jest zatem nad wyraz uzasadniona.
Słyszałem jednak głosy (takie niknące w tym zgiełku jednej racji), że bóbr swoją mozolną pracą zatrzymuje wodę powierzchniową,  co wpływa na podniesienie poziomu wód gruntowych… Czyli może ten „hydroarchitekt” ma plan wyższy? Wyższy nawet niż nasze o bobrze mniemanie...   

M: Sam odłów mi się nie podobał za bardzo, bo bobry były moim zdaniem źle traktowane, ale z drugiej strony nikt nie chciał, aby one komuś zrobiły krzywdę i zalewały pola.


H: Technika odłowu jest prosta. Rozciągnięto specjalne sieci, w które wganiano bobry. Psy są w tym przypadku niezbędne, bo dzięki ich węchowi „łapacze” wiedzą, czy kanały są już puste i  czy cała rodzina jest wyciągnięta. Dalej sobie tłumaczę, że niczym się to nie różni od np. zabierania małych kotów od matki… bo przecież jest ich tyle, że trzeba je komuś oddać. Stres dla zwierzaków? W obu przypadkach ogromny…  Ja wybieram mniejsze zło i drastyczne, ale jednak przesiedlenie… Tak sobie tłumaczę...

M: Ciekawe były te psy, które pomagały wywęszyć bobry. Mały i średni uczyły się od tego większego, bo ciągle za nim chodziły i jak on wchodził do nory to i one także. Największym fenomenem było to, że duży pies wskakiwał do nory bez zastanowienia, albo płynął przez wodę.  Psy były pomocne, bo gdy wyczuły bobra, to od razu  tam biegły i szczekały. 

H: Nie byłem przekonany, czy powinniśmy robić (i  pokazywać) te zdjęcia, ale trochę mnie „rozgrzeszył” Adam Wajrak, znany wszak obrońca przyrody. W jego książce pt. „Wilki”, natknąłem się na opis wyprawy na Białoruś i poszukiwanie wilczego gniazda z miejscowym traperem, który trudnił się także zabijaniem młodych wilków… Wajrak go nie piętnuje… bardziej mocodawców, którzy do takiej sytuacji doprowadzili… „Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go oskarżać o mordowanie wilków albo dowodzić mu, że to, co robi, jest złe. Jeżeli już, winni są ci, którzy za to płacą”.
Wajrak był świadkiem. Nie ingerował. Takie przedstawienie sprawy sprawiło, że ten mój „ciężar moralny” jakby trochę się zmniejszył. Staliśmy zatem blisko. Fotografowaliśmy.

M: Na koniec, gdy wszystkie zostały złapane, to jeden pan wypuścił na chwilę bobra i powiedział , żebym zrobił zdjęcie. Zrobiłem kilka, chociaż wcale nie chciałem, ale nie wypadało odmawiać. 

H: Próbowaliśmy się dziś z Miłoszem  wcielić w rolę reporterów wojennych (w wojnie człowieka przeciwko zwierzętom). Tych, którzy mają pokazywać wydarzenie, nie ingerować, nie angażować się emocjonalnie. Trudna rola dla nas. Chyba za trudna.
Wydaje mi się, że Adamowi Wajrakowi, wszak profesjonaliście od takich akcji, też czasem trudno zachować dystans. Szczególnie jak na horyzoncie wyraźnie widać nową batalię o Puszczę, miejsce, z którym związał swoje życie.

M: Moim zdaniem, te bobry powinny być łapane i wypuszczane do innych jeziorek, w których by żyły  sobie szczęśliwie, ale jak jest do końca, to nie wiem.

Wracając do domu  przez chwilę nie rozmawialiśmy.  Potem tata wytłumaczył mi dlaczego tak musi się dziać. Poparł też moją decyzję, żeby nie pokazywać tych zdjęć z wypuszczonym bobrem. To nie jest uczciwe, takie oszukiwanie, że mam zdjęcie bobra na wolności, jak on za chwile znów trafił do klatki. Tata też nie lubi takiego udawania na zdjęciach.

H: Człowiek znów chce mieć ostatnie słowo. „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Biblia Tysiąclecia).
Jesteśmy zatem pomazańcami bożymi… No to panujemy… a może tylko nam się tak wydaje…

Byliśmy dziś świadkami odłowu bobrów, próby zapanowania nad "zwierzętami pełzającymi po ziemi" (kto widział bobra poruszającego się po lądzie, wie o czym mówię). Zobacz czego doświadczyliśmy...


fot. Miłosz
 fot. Hubert

 fot. Hubert

fot. Hubert

fot. Hubert

fot. Hubert

fot. Miłosz

fot. Miłosz

fot. Miłosz

fot. Hubert

fot. Miłosz

fot. Hubert

fot. Hubert

fot. Hubert







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz