H: Zostałem ostatnio przyłapany
na niewiedzy. Piotrek z Otako zaskoczył mnie pytaniem (w odniesieniu do zdjęcia
sosen na stromym zboczu): „czy te sosny to gdzieś w okolicy jeziorka, które
jest pingo?” Myślałem, że to jakiś szyfr,
cytat z filmu... Taki brak wiedzy mi wylazł…
M: Ruszyliśmy dziś szukać „pingo”.
Jeszcze rano tak do końca nie wiedziałem co to jest, ale szukanie mi się zawsze
podoba.
fot. Hubert
H: Postanowienie szybkie: trzeba szybko
nawiedzić to „pingo” dosłownie. Nawiedziliśmy. Teraz jak ktoś mnie przyłapie na
niewiedzy, albo profanacji jakiegoś tematu, będę mówił, że mam syndrom pingo…
albo jestem pingnięty.
M: Najpierw zobaczyliśmy lisa,
ale tylko z daleka, a zaraz po wyjściu z samochodu dostrzegliśmy dwa dzięcioły.
Jeden szybko odleciał, a drugi siedział jak w hipnozie i mogłem ustawić się tak, by było ciekawsze
tło. Zrobiłem zdjęcie „z ręki”, ale było jeszcze dość ciemno, dlatego jakość
zdjęcia jest trochę słaba. Ale i tak jestem zadowolony, bo to mój pierwszy dzięcioł na Księżycu.
fot. Miłosz, Dzięcioł na Księżycu
H: Teraz już wiem, że ”pingo,
bułgunniach, hydrolakkolit, kriolakkolit, lakkolit lodowy” to specyficzna forma
ukształtowania terenu. A że u nas lodowiec trochę zaszalał… to i takie rzeźby
mu wyszły ( a dziś nie tylko takie rzeźby widzieliśmy). Czyli co? Jeziorko,
które jest otoczone wałem ziemnym. Czyli Pietronajć nasz sucharowaty.
Byłem. Widziałem… ale tylko z
powietrza. Czas nadrobić zaległości, a
że prognozy pogodowe dobre od samego rana, lekki mrozek, trochę szronu…
fot. Hubert, Pingo, czyli jeziorko Pietronajć, zdjęcie z paralotni
fot. Hubert, Pietronajć, a po prawej widoczna dolina z rzeką Wiatrołużą, a ten wycięty w lesie po lewej "rogal" to rzeka Maniówka
M: Aby dostać się do jeziora
musieliśmy przeprawić się przez rzekę po zwalonym pniu. Podpieraliśmy się
monopodem, aby nie wpaść do rzeki Maniówki. Bobry pobudowały na niej tamy.
Szukaliśmy ich (bobrów) z tatą lecz żadnego nie słyszeliśmy, ani nie
widzieliśmy. Po przeprawieniu się przez rzekę tata zrobił kilka zdjęć na długim
czasie dla wodospadu na tamie. Narzekał, że nie wziął statywu i musiał zrobić prowizoryczny statyw z monopodu
opartego o pień.
fot. Hubert, pierwsza przeprawa przez Maniówkę
fot. Hubert, tama bobrowa i wreszcie oznaki zimy.
fot. Hubert, mniejsza tama... za zakrętem dużo większa
M: Teraz czekało nas wejście na
wał ziemny, który był efektem „pingo” tak jak i jezioro. Śmieszna nazwa. która
kojarzy mi się trochę z pingwinem. Tata powiedział, że to nawet dobre
skojarzenie, bo pingwiny żyją tam gdzie jest lód.
H: Faktycznie skojarzenie dobre,
bo „pingo” to określenie jeziora, które powstało na skutek wytopienia się „lodu
z soczewki”.
Kilkanaście lat temu pojawiło się
twierdzenie, że jezioro może mieć charakter impaktowy… taki krater uderzeniowy.
Jeszcze ciekawej. Kosmiczne zderzenie, a teraz „Gwiezdne Wojny” znowu biją
rekordy, to i akcja promocyjna Wigierskiego Parku Narodowego przy okazji … ale
zaraz odwołali, że niby przez Wiatrołużę… Bo po uderzeniu, od strony tej rzeki
nie powinno być tak wysokiego wału. Szkoda.
M: Słońce zaczęło się prześwitywać przez drzewa, a promienie miały
taki pomarańczowy kolor. Tata szedł
pierwszy i jak oddychał, to para wyglądała jak ogień. Poprosiłem, by się zatrzymał
i zrobiłem zdjęcie jak para leci mu z ust, a słońce to wszystko podświetla.
Tata wygląda jak smok ziejący ogniem.
fot. Miłosz, "Efekt smoka"... to może i oko Saurona?
M: Szliśmy kawałek znajdując
ścieżki i ślady zwierząt. Ułatwiała to mała ilość śniegu albo szronu na trawie i wszystko było widać. Tata pokazał mi odcisk łosia i jego kupę.
H. Tak. Jestem traperem,
zwiadowcą… tylko czemu się pogubiłem? Jak wspominałem, to miejsce odwiedziłem
tylko na paralotni, a z góry nie widać tych wszystkich dolin i wzniesień.
Poszliśmy pod górę… trochę w prawo… i w dół… a tam rzeka. Znowu przeprawa po
jakiejś kłodzie i znów pod górę, którą oszacowałem jako wał otaczający Pietronajć.
Jestem raczej z tych, którzy potrafią
przyznać się do błędu (zbłądzenia) lub niewiedzy (np. Piotrkowi o idei „pingo”).
Przyznaję się. Zagubiłem się, ale się odnalazłem (po krótkiej refleksji).
To wcześniejsze „trochę w prawo” okazało się za bardzo w prawo… a to w
„dół”… okazało się zboczem zewnętrznym poszukiwanego jeziorka… A ta przeprawa po kolejnej kłodzie… to klasyka
literatury. „O jeden most za daleko”.
fot. Hubert, To ten "most" właśnie...
M: Trafiliśmy nad poszukiwane
jeziorko i ruszyliśmy dookoła. Po drodze robiliśmy zdjęcia. Raz wchodziliśmy na
wał, a raz z niego schodziliśmy.
Jeziorko oferowało nam malowidła na
sobie zrobione przez lód . Kombinowałem raz pod słońce, raz nie. Bo jak
chodziliśmy wokół, to raz słońce było za nami, a raz przed nami. Było bardzo
ciekawie, bo cały dzień można było sobie wymyślać, co przedstawia dany lodowy
obraz.
Po drodze znaleźliśmy jeszcze
czaszkę lisa i też ją sfotografowaliśmy.
Tata powiedział, że to może jakaś rodzina tego, którego widzieliśmy jak
biegł na skraju lasu i zawrócił na nasz widok.
fot. Hubert, po prawej widoczne wewnętrzne zbocze wału, Miłosz jako element skali porównawczej
fot. Hubert, zdjęcie z wału w kierunku jeziorka...
a tu widok z wału na ujście Maniówki do Wiatrołuży (za drzewami, pod słońcem :), fot. Hubert
fot. Hubert, a tak wygląda wspominane ujście Maniówki do Wiatrołuży z paralotni
fot. Hubert, i jeszcze jedno ze szczytu, efekt "bombki światecznej" w obiektywie 24-105,1:4
fot. Miłosz, autor widzi tu człowieka... taka wyobraźnia!
fot. Miłosz, i jeszcze jedna formacja lodowa
fot. Miłosz, te rude plamy na lodzie to...
...wierzchołki drzew oświetlonych wschodzącym słońcem, fot. Hubert
fot. Hubert, znajdź Miłosza na zdjęciu...
fot. Miłosz, tak widział wschód słońca w lodzie
a tak widziałem ja, fot. Hubert
fot. Hubert, wspominana czaszka lisa
fot. Miłosz
fot. Hubert (pochylone drzewo... to ta sama sosna, ale z drugiej strony)
fot. Hubert, podgląd prawie na żywo...
fot. Hubert,Martwa natura
fot. Hubert, stary zgryz bobrowy (wtapiający się w tło) nad jeziorkiem...
i za chwilę powrót nad Maniówkę
i za chwilę powrót nad Maniówkę
M: Wróciliśmy nad rzekę.
Idąc brzegiem Maniówki tata znalazł takie
konary, które były wyrzeźbione przez bobry i wyglądały jak prawdziwe bobrowe
totemy.
H. Jak totemy, to te kawałki
drewna zaczęły wyglądać, gdy je do "pionu postawiliśmy".
Ale powiem tak. Wpadłem na
pomysł, by sprzedawać te rzeźby bobrowe. Taka sztuka „naiwna” (trochę nieuświadomiona)
często jest w cenie… a to Nikifor, czy nasz lokalny Tymoteusz Muśko… tylko, że
oni raczej malowali.
fot. Hubert, Miłosz kontempluje sztukę naiwną, rzeźby bobrowe
H: Widać było jak ta rodzina bobrowa
zawłaszczyła teren. Mnóstwo drzew nadgryzionych, mnóstwo wydeptanych ścieżek,
nor, trzy tamy… z czego dwie niemal
kaskadowo po sobie. Przygotowane magazyny... chyba sporo ich tu (i na razie
nikt ich nie przesiedla). To i dobrze… niech dla mnie rzeźbią. Jakoś się dogadamy.
fot.Miłosz, płonący plecak
fot. Hubert, duża tama
fot. Hubert, znajdź Miłosza na zdjęciu (odsłona druga)
fot. Hubert, świeże zgryzy bobrowe...
fot. Hubert, i jeszcze jedna tama, ta trzecia, chyba najstarsza na tym odcinku...
fot. Hubert, a tu taka lodowa łapka bobra mi wyszła
fot. Miłosz, mroczniej się robi, chociaż słońce wyżej...
a to Twórca podczas tworzenia "mroczności" powyższej... fot. Hubert
H: Wchodzenia w mroczne klimaty ciąg dalszy... bo ja na zdjęciu poniżej widzę postać z komiksu Karola Kalinowskiego (chłopak z Suwałk), uznanego "komiksiarza , (a jego pracę zobaczyć można np. na ul. Noniewicza, to ten baśniowy mural koło III LO) ... z "Łaumy" takie trochę... Bo taką mam wyobraźnię! (może autor się odniesie do takiego skojarzenia jak tu trafi... PS. Autor się odniósł na FB. Potwierdził podobieństwo kreski stwierdzając: "identyko")
I taki link dla porównania zobacz i porównaj
I taki link dla porównania zobacz i porównaj
fot. Hubert, prawie "KaeRel"
M: Wracając do domu zobaczyłem
coś białego na skraju lasu, co wyglądało jak zjawa. Dobrze, że już było widno. Zrobiłem
zdjęcie, ale dalej nie wiemy co to było…
fot. Miłosz, a jak już jesteśmy w komiksowym i baśniowym klimacie...
M: Byliśmy trochę zawiedzeni, że
nie zrobiliśmy zdjęcia żadnemu zwierzakowi oprócz dzięcioła i wtedy przed nami
usiadło całe stado szczygłów, które są bardzo piękne i kolorowe. Zrobiłem im
dużo zdjęć, ale gdy tata wziął aparat i próbował je podejść, to wszystkie
uciekły.
H: Jestem traperem, zwiadowcą… chyba już to dziś mówiłem w formie ironicznej…
Czemu wszystko co lata ucieka na mój widok?
fot. Miłosz, szczygły dwa (i dwa razy... tylko potem trzy)
M: Wzięliśmy sobie jeden totem
bobrowy do domu, dla mojej siostry Hani i nazwaliśmy go „bałwanek”. Na razie nie
ma śniegu, a bałwanek już jest. Wciąż
mam takie przeczucie, że to był prawdziwy totem i że bobry po niego przyjdą.
Dobrze, że został na podwórku.
Hania bardzo się ucieszyła jak go zobaczyła i
pytała, czy bobry naprawdę dla niej zrobiły tego bałwanka.
fot. Hubert
Nie wiem, co fajniejsze - bobrzy bałwan, czy dzięcioł na Księżycu. Naturalna fantazja!
OdpowiedzUsuńWow! Coraz bardziej wciągam się w Wasz świat. 😘😊
OdpowiedzUsuńTe znaki zapytania to były emotikony, ale nie chcą się ujawnia. No cóż...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.