H: W ciągu ostatnich kilku dni
ptactwo wszelakie jest dla mnie szczególnie łaskawe. W sobotę były setki gęsi
(zobacz poprzedni wpis). Dziś kolejna przygoda z żurawiami. A wszystko za mostem na Czarnej Hańczy w
Czerwonym Folwarku.
Po raz pierwszy w życiu udało mi
się podejść tak blisko żurawi i ich
nie spłoszyć… właściwie to one do mnie podeszły.
fot. Hubert, tokowanie czy walka... nie wiem sam
H: Dziś po szkole (sam, bo Miłosz
jeszcze walczył) odwiedziłem nowe, ciekawe miejsce w Rosochatym Rogu.. Tworzy się tam kolejne miejsce do wypoczynku
turystycznego… ale inne niż do tej pory widziałem. Inna stylistyka, inne
klimaty. Pewnie jeszcze będzie okazja o tym napisać…
Gdy tam jechałem, to zauważyłem trzy
żurawie spacerujące zgodnie kawałek od drogi. Wysiadłem z samochodu i zrobiłem
kilka zdjęć. Nie znam dobrze zwyczajów tych ptaków, ale wyglądało mi to na gody…
choć zabrakło elementów charakterystycznego tańca… Dwa ptaki były wyraźnie
aktywne… a jeden niekoniecznie…
fot. Hubert, zdjęcia z pierwszego podejścia. Ja na moście, one za zakolem rzeki...
fot.Hubert, to jest chyba jednoznaczne (?) tylko po co ten trzeci?
H: Kilkadziesiąt minut później,
wracając, znowu zobaczyłem znajomą grupę, ale w innym miejscu. Na szczęście zniknęły za wzniesieniem, a ja
spróbowałem do nich podejść. I dobrze mi wyszło.
Przez prawie pół godziny obserwowałem
jak spacerują, klangorzą i … walczą. Zbliżały się do mnie i odchodziły. Co
jakiś czas dochodziło do… no właśnie… czego? Na tokowanie mi to nie wyglądało… ale może się
nie znam. Co jakiś czas, ten dominujący ganiał za drugim. Trochę się spinały,
trochę piór leciało… ale nie było finału. Za chwilę znów zgodnie kroczyły po
polu i żertowały… Kilka minut spaceru, kilka wrzasków w przestrzeń (klangorzyły
wszystkie, choć jeden niemrawo) i znowu konfrontacja… Może to była para z
młodym z zeszłego roku… a ten nie może się jeszcze wyzwolić spod skrzydeł
mamusi (ale dosłowna ta metafora). Samiec go przepędza… ale nie traktuje jak
rywala… Sam nie wiem… Chyba potrzebuję konsultacji.
Popatrzyłem jeszcze chwilę i się
wycofałem. Nawet ich nie poderwałem (w powietrze). Tak mi wyszło.
fot. Hubert, znika(ją) za wzniesieniem... i dobrze
fot. Hubert, dwa... zawsze koło siebie
fot. Hubert, a czasem trzy...
fot. Hubert, a potem konfrontacja
fot. Hubert... i wyciszenie
fot. Hubert, znowu wspólne spacery (trzygłowy żuraw mi wyszedł)
fot. Hubert, klangorzenie...
fot. Hubert i znowu walka (?)...
fot. Hubert, a tu pliszka siwa... gdzieś...
fot. Hubert, taka abstrakcja jeszcze (bo nie mogłem się powstrzymać)
fot. Hubert, a kilka minut później jeszcze jeden wyjątkowo łaskawy ptak. Myszołów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz