środa, 23 marca 2016

Żurawie dzisiejsze. Taniec godowy i walka



H: W ciągu ostatnich kilku dni ptactwo wszelakie jest dla mnie szczególnie łaskawe. W sobotę były setki gęsi (zobacz poprzedni wpis). Dziś kolejna przygoda z żurawiami.  A wszystko za mostem na Czarnej Hańczy w Czerwonym Folwarku.
Po raz pierwszy w życiu udało mi się podejść tak blisko  żurawi i ich nie spłoszyć… właściwie to one do mnie podeszły.

fot. Hubert, tokowanie czy walka... nie wiem sam



H: Dziś po szkole (sam, bo Miłosz jeszcze walczył) odwiedziłem nowe, ciekawe miejsce w Rosochatym Rogu..  Tworzy się tam kolejne miejsce do wypoczynku turystycznego… ale inne niż do tej pory widziałem. Inna stylistyka, inne klimaty. Pewnie jeszcze będzie okazja o tym napisać…
Gdy tam jechałem, to zauważyłem trzy żurawie spacerujące zgodnie kawałek od drogi. Wysiadłem z samochodu i zrobiłem kilka zdjęć. Nie znam dobrze zwyczajów tych ptaków, ale wyglądało mi to na gody… choć zabrakło elementów charakterystycznego tańca… Dwa ptaki były wyraźnie aktywne… a jeden niekoniecznie…



fot. Hubert, zdjęcia z pierwszego podejścia. Ja na moście, one za zakolem rzeki...

fot.Hubert, to jest chyba jednoznaczne (?) tylko po co ten trzeci?



H: Kilkadziesiąt minut później, wracając,  znowu zobaczyłem znajomą grupę, ale w innym miejscu. Na szczęście zniknęły za wzniesieniem, a ja spróbowałem do nich podejść. I dobrze mi wyszło.
Przez prawie pół godziny obserwowałem jak spacerują, klangorzą i … walczą. Zbliżały się do mnie i odchodziły. Co jakiś czas dochodziło do… no właśnie… czego?  Na tokowanie mi to nie wyglądało… ale może się nie znam. Co jakiś czas, ten dominujący ganiał za drugim. Trochę się spinały, trochę piór leciało… ale nie było finału. Za chwilę znów zgodnie kroczyły po polu i żertowały… Kilka minut spaceru, kilka wrzasków w przestrzeń (klangorzyły wszystkie, choć jeden niemrawo) i znowu konfrontacja… Może to była para z młodym z zeszłego roku… a ten nie może się jeszcze wyzwolić spod skrzydeł mamusi (ale dosłowna ta metafora). Samiec go przepędza… ale nie traktuje jak rywala… Sam nie wiem… Chyba potrzebuję konsultacji.
Popatrzyłem jeszcze chwilę i się wycofałem. Nawet ich nie poderwałem (w powietrze). Tak mi wyszło. 

fot. Hubert, znika(ją) za wzniesieniem... i dobrze

fot. Hubert, dwa... zawsze koło siebie

fot. Hubert, a czasem trzy...

fot. Hubert, a potem konfrontacja


fot. Hubert... i wyciszenie

fot. Hubert, znowu wspólne spacery (trzygłowy żuraw mi wyszedł)

fot. Hubert, klangorzenie...

fot. Hubert i znowu walka (?)...


fot. Hubert, a tu pliszka siwa... gdzieś...

fot. Hubert, taka abstrakcja jeszcze (bo nie mogłem się powstrzymać)

fot. Hubert, a kilka minut później jeszcze jeden wyjątkowo łaskawy ptak. Myszołów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz