H: Dostaliśmy cynk, że 30
kilometrów od Suwałk przycupnęły gęsi. Taki odpoczynek na trasie… wiosna idzie,
gęsi znów w przelocie. Miał być dziś inny wpis, ale się wczoraj „zdjął”,
siła wyższa. A tu proszę. Dobrze, że są znajomi (także w portalach
społecznościowych), którzy dostarczają nam materiał. Dzięki Robercie! Dziś zatem zdjęcia gęsi zbożowych i żurawi... a pod koniec dajemy krótki filmik z dzisiejszej akcji, tak żebyście choć trochę poczuli się jak my.
fot.Miłosz, a to tylko część ptactwa dziś spotkanego
M: Dziś wstaliśmy przed 5.00 i pojechaliśmy na gęsi. Dzięki panu Robertowi
wiedzieliśmy gdzie są. W samochodzie trochę się baliśmy, że jedziemy bez sensu,
bo przecież gęsi mogły w nocy polecieć dalej. Raz już tak mieliśmy z bobrami,
bo miały być na pewno, a był tylko jeden zjedzony (zobacz wpis o "Walce bobra ze złem"). Za Raczkami leciało kilka
żurawi, ale nie mieliśmy czasu się zatrzymać.
H: Wczoraj Piotrek (o którym już pisaliśmy - zobacz wpis )
pochwalił się w internecie przelotem dużego klucza gęsi po swoim (jego) nocnym
niebie… Pierwsza myśl: pewnie to te nasze poleciały i nie ma po co jechać. Gęsi
często latają w nocy, bo warunki są wtedy bardziej korzystne. Często wiatr
cichnie. Czyli ptaki wzięły i się nam wywinęły. Bo przecież nie można tak jechać i tak od razu setki gęsi na nebie podziwiać. Tak nam wyobraźnia chodziła. ... Ale już się umówiliśmy. Z człowiekiem,
z ptakami raczej się nie da.
Roberta znam od jakiegoś czasu, ale
tylko „internetowo”. Człowieka z pasją wyczuwa się od razu. Wyczułem. O
historii Jaćwieży... z błyskiem w oku, do
tego gra w koszykówkę (jedyny sport zespołowy, w który lubię się zaangażować
dosłownie). A wczoraj napisał, że wszedł przypadkiem na potężne stado gęsi i
zaprasza na sesję. I jak nie polubić takiego kogoś… Nie da się zwyczajnie.
fot. Hubert, pod słońce
M: Pan Robert czekał na nas w
samochodzie i pokazał jak dojść do ptaków. Pogadaliśmy chwilę, oczywiście cały
czas idąc na miejsce. Jak już zza drzew zobaczyliśmy gęsi, to pan Robert się pożegnał,
bo musiał iść do pracy. Dalej skradaliśmy się sami, ale niestety
przestraszyliśmy gęsi i cała chmara
zaczęła latać nam nad głowami głośno gęgając.
fot.Hubert, takie poderwanie
fot. Miłosz, pojedynczo...
fot. Miłosz, trójkowo...
fot. Miłosz, stadnie...
H: Są takie chwile, że wiesz, że
to to. To było "to to" właśnie. Patrzyłem i euforia mnie przenikała. Setki gęsi
nad nami, kakofonia dźwięków, chaos na niebie… ale jednak jakiś porządek, do tego klangor żurawi (które przyłączyły się
do gęsi). Patrzyłem, słuchałem i nadziwić się nie mogłem. Z tego wszystkiego,
dopiero pod dłuższej chwili zorientowałem się, że skowronek też swe trele
puścił w eter…Wiosna...
fot. Hubert, z żurawiami...
fot. Hubert, a tu taka eskadra kormoranów się jeszcze dołączyła...
fot. Hubert, konfrontacja
M: Tata został na polu kukurydzy,
a ja pobiegłem nad jezioro, lecz nie zauważyłem ptaków w trzcinach, ale
zdążyłem zrobić kilka zdjęć. Poleciały i wylądowały daleko za lasem.
fot. Miłosz, nad wodą
fot. Miłosz, nad wodą
M: Potem
poszliśmy tam z tatą i skradaliśmy się jak komandosi. Tata szedł przodem, a ja
zanim. Weszliśmy do lasku i szliśmy drogą. Teraz gęsi już nas nie widziały. Ale
nagle zaczęły nad nami przelatywać, to schowaliśmy się w krzakach i
kontynuowaliśmy naszą drogę skacząc od drzewa do drzewa. Kiedy dotarliśmy na skraj
lasu, to zobaczyliśmy jak całe stado chodzi po polu. Ustawiliśmy się tak, że
żadna gęś nie mogła nas zobaczyć i
robiliśmy zdjęcia.
fot. Hubert, tak daleko odleciały... a my za nimi
fot. Hubert, a wśród gęsi zbożowych i białoczelnych... jeden okaz nietypowy się ukrywa...
bernikla białolica. Kto znajdzie?
fot. Hubert, żerują... a na czym...
fot. Miłosz, to resztki zeszłorocznej kukurydzy przyciągnęły ptactwo wszelakie
fot. Miłosz
H: Staliśmy i fotografowaliśmy do
bólu. Teraz nas nie widziały, a my mieliśmy mnóstwo czasu. Do żerującego na resztkach kukurydzy stada
dolatywały kolejne klucze. Robiło się jeszcze bardziej gęsto i gwarno. Nawet
tak trochę nudnawo się zrobiło, bo bardziej chodziły niż latały. Zbyt bardzo
zaczynały przypominać te babcine gęsi, co (dosłownie) pasać chadzałem… bo nawet
taka ludowość mnie w życiu dopadła.
Babcia Stefania zawsze w okresie
przedświątecznym miała w kartonowych pudełkach na murku ("suwalszczyznowaci"
wiedzą o co chodzi) ptactwo wszelakie w stanie najbardziej „przytulaszczym” z
możliwych. Pisklaki, „kurczaki” i „gęślaki”, mięciutkie, żółciutkie (jak już
tak konsekwentnie zdrabniamy) i
pociesznie pokraczne przy okazji (szczególnie „gęsiarstwo”)… taka zabawa. A jak
dorosły, to i się moje nastawienie zmieniło… szczególnie w sytuacji podwórkowej. Nie dało się wyminąć śladów
bytności i egzystencji prozaicznej. Zawsze się coś do domu przyniosło.
fot. Hubert
fot. Miłosz, a w piątek miałem oddawać pożyczony sprzęt... dobrze, że został.
M: Nagle usłyszeliśmy donośny
krzyk żurawi, a gęsi podniosły głowy.
H: Koniec monotonii. Tym razem to
eskadra żurawi (jakieś 12-15 sztuk) poderwała gęsi. Mogliśmy nagrać i
fotografować start zespołowy, a po kilku kręgach nad polem… zespołowe
lądowanie. I wszystko w zasięgu obiektywów. Żurawie też siadły i przechadzały
się między gęsiami. Taka symbioza… choć ruchy i maniery raczej sugerowały
arystokratyczne pochodzenie żurawi… gęsi takie jakieś plebejskie przy nich…
fot. Hubert
fot. Miłosz, eskadra żurawi, która "wzruszyła" gęsi...
fot. Hubert, podejście do lądowania w asyście gęsi...
fot. Miłosz, wspólny popas...
fot. Miłosz, kolejny odlot...
H: Gęsi kolejny raz się poderwały
i odleciały kilkaset metrów dalej. Stwierdziliśmy, że dość już przeszkadzania
strudzonemu ptactwu. Wszak droga przed nim jeszcze daleka.
M: Potem wracając zobaczyliśmy trzy
sarny. Dwie uciekły szybko, a druga
zatrzymała się i patrzyła na nas. Podeszła
sobie spokojnie do lasu, stanęła i stała tak przez 30 sekund nieruchomo, albo i
dłużej. Tata zaczął się śmiać głośno i do niej coś mówić, a ona stała i
patrzyła w las. To pewnie od echa, które odbijało nasz głos od drzew sarna straciła orientację i nie
wiedziała skąd my idziemy.
fot. Miłosz, lewitacja sarny, pole (jak widać) to samo... ależ kolory maskujące...
fot. Hubert, a to ta sarna zawieszona... tu też maskowanie widoczne
H: Taka dziś przygoda nas dopadła dzięki Robertowi. Lubię przypadki, takie niespodziewane sytuacje, dzięki którym jestem bogatszy o kolejne doświadczenie. Po raz pierwszy w życiu stałem na polu w centrum ptasiego młyna. Zadzierałem głowę wysoko, a gęba wciąż mi się uśmiecha…
Zobaczcie ten doskonały ruch przyrody, który widzieliśmy dziś my. Zapraszamy na krótki filmik... krótki, bo czas trwania: 1 (minuta) 36 (sekund)...
No to mieliście wielkie szczęście, albowiem mogliście uczestniczyć w spektaklu stworzonym przez matkę naturę. Doskonale zostały wyreżyserowane różnego typu układy chreograficzne, scenografia również niezła, a o efektach akustycznych już nie wspomnę. Przy okazji dzięki Sudawskim także doznaliśmy przeżyć emocjonalno-artystycznych, nie ruszając się z domu. Maria Czygier
OdpowiedzUsuń